Od Freyi do Cerbera De La Costy

Freya przymykała oczy chroniąc je od nadmiaru promieni słonecznych. Przyglądała się skaczącym z kamienia na kamień żabom. Rechotały spod liści pływających po tafli i czuwały nad bezpieczeństwem kijanek. Wadera położyła łeb na łapach i głośno westchnęła. Słońce prażyło jej futro, a lekki wiatr je studził. Nieustający rechot powoli usypiał zmęczoną waderę. Domknęła powieki i już wkraczała w objęcia Morfeusza, gdy usłyszała krzyk. Zdawał się dochodzić z dębowego lasu. Podniosła się, rozciągnęła skrzydła i uniosła się w powietrze. Tuż przed lasem zmieniła się w nietoperza, by sprawniej manewrować między gęstymi pniami drzew. Leciała szybko, używając echolokacji. Wleciała do ciemnej groty. Była pełna omszałych głazów, spomiędzy których wyrastały młode rośliny. Zwolniła lot i nic nie widząc polegała jedynie na jej nietoperzych umiejętnościach. Omijała stalaktyty i stalagnaty podążając za cichymi krokami. Gdy była wystarczająco blisko źródła dźwięku przemieniła się w wilka.
-Czy ktoś tu jest?- zapytała niepewnie z nutką strachu.
-A kto pyta?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.- waderka położyła uszy po sobie okazując niepewność. Głos mruknął niezadowalająco, lecz po chwili znów się odezwał.
-Cerber. Cerber De La Coste.- słychać było lekkie westchnięcie po wypowiedzianych słowach.
-To ja Freya.- odpowiedziała już trochę pewniej.- Jeśli mogę spytać, to co robisz w tej jaskini? Słyszałam krzyk. Wiesz do kogo należał?

*Cerbi? Teraz się tłumacz B)*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^