Royalog

Dnia dzisiejszego WZK pojawiło się w Royalogu! Co miesiąc Stamp będzie zmieniany tak dla różnorodności! Poniżej daje wam linka do Postu o naszej watasze na Royalogu. Podpowiem tylko iż zaszczyt wystąpienia Banerem dostała Eilis!
(Kliknij w Stamp by przenieść się do postu na Royalogu)

Sojusz!

Wataha Zewu Ksiżyca oficjalnie jest w sojuszu z Nine Lives!


Od Hegemona Heihgena cd.Ktoś

Przechadzałem się właśnie po lesie, nie miałem za wiele do roboty.Dookoła ptaki śpiewały...jak dla mnie to się darły.Bolała mnie głowa dlatego ich śpiew był nieprzyjemny.Nie mam nic innego do roboty bo końcu jestem swatką. Swatki nie zawsze mają co robić ponieważ większość wilków znajduje swoją miłość życia samodzielnie.Ja to sobie chyba nikogo nie znajdzie,w końcu która by chciała takiego chuderlaka i to jeszcze tak niskiego. Przechadzając się wyczułem zapach małego stadka sarn. Nie jestem zbyt silny ale powinienem poradzić sobie z upolowaniem sarny prawda? Podjąłem trop i skierowałem się na lewo,z daleka zobaczyłem około 4-5 sarn.Dokładniej jedna udała się głębiej w las a bliżej mnie były pozostałe cztery. Przyczaiłem się na nie w krzakach. Siedziałem w nich dobre 3 godziny czekając aż sarny podejdą choć trochę bliżej.Pech chciał że wiatr zmienił kierunek i zawiał w ich stronę i mój zapach je spłoszył. No cóż dziś nie będzie obiadu. Jadłem chyba jakąś rybę rano więc powinno być w porządku prawda? Skierowałem się na łąkę. Pomyślałem sobie że na łące mogą być króliki. To też dobra alternatywa do polwania. W końcu nie tylko jelenia można upolować. Jednak w sumie nie będę polował na króliki tylko odpoczywał, nie lubię siedzieć razem z nimi.One nie są zbyt inteligentne,jednak tylko one doskonale mnie rozumieją. Oczywiście nie rozumiem króliczego ale one już nawet się mnie nie boją więc polowanie na króliki można by uznać za pewnego rodzaju hańbę. Zjadłbym coś, jednak wole sobie trochę poleżeć i zebrać siły. Obserwowałem chmury i spokojnie wylegiwałem się na słońcu. Wtedy zobaczyłem wilka który zasadzał się na króliki siedzące w pobliżu.Długouche nie uciekały ponieważ są już przyzwyczajone do mnie i nie boją się wilków. Cóż, pomyślałem że najlepiej będzie jeśli podonię intruza.Skoczyłem na obcego mi wilka i przeturlałem się z nim po ziemi. Trochę poobijałem sobie skrzydła.
Obcy wilk zaczął krzyczeć:
-Co ty do diaska wyprawiasz?
*Ktoś*

Lipcowe Podsumowanie

W LIPCU 2018 została otwarta nasza wataha. Przede wszystkim zaczęliśmy przyjmować sojusze, wyjaśniliśmy stare sprawy i przywitaliśmy nowych członków. Niestety pożegnaliśmy także kilku innych. Stało się to wbrew naszej woli a odejście kilku z nich, wzbudziło awanturę na kilka blogów. Niestety tak się stało a ja w następnym miesiącu, spróbuje usunąć "splagiatowane 2 postacie. Mam do was wilczki taką prośbę. Osoby, które pisały z Mabel i Fioną niech przyślą zmienione opowiadani do tych wader by nie, został na tej watasze po nich ślad, ale by opowiadania, które pisaliście, zatrzymały sens historii waszego wilka. Za każde zmienione opowiadanie właściciel wilka otrzyma 50C.

Teraz małe ogłoszenia na następny miesiąc:
- Pudełkowniki niedługo znów będzie można zamawiać u właścicielki Rufusa i Mossa - Chat na chacie.
- Już niedługo otworzymy bazarek!
- Po otwarciu Bazarku z tej okazji planujemy Loterie! (gromadźcie C na losy!)
- Jeżeli ktoś zdecyduje się wykonać na zamówienie szablon, będzie on zmieniony.


Wyrzuceni - 1
Odeszli - 5
Śmierć - 2
Narodziny - 0
Zakochani/Zarczeni/Małżeństwo - 0

Myślę, że to tyle.


~ Bastruk

Dorasta

Freya dorasta! Oczekujemy tylko na jej nowy formularz!

Sojusz!


Od dzisiaj Wataha Zewu Księżyca jest w sojuszu z Slaves Of Delta!

Sojusz !


Od dzisiaj Wataha Zewu Księżyca jest w  sojuszu z Zewem Natury!

Sojusz!

Od dzisiaj Wataha Zewu Ksieżyca prowadzi współprace z Akademią Artystów!

Wyrzucenie

Niestety opuszcza nas Mefison, trafia do Adopcjii
POWÓD : Nie napisanie pierwszego opowiadania

Śmierć

Musimy pożegnać także Mabel
POWÓD : Zabił ją niedźwiedź

Odchodzą

Dzisiaj odchodzą wilki 2 osób. Jeżeli właścicielki będą chciały nimi powrócić niech zgłoszą to do Bastruka by założyła na nie rezerwacje. Obecnie trafiają do adopcji.
POWÓD : Decyzja właścicielek



Śmierć

Musimy niestety pożegnać się z Fioną.
POWÓD : Przygniecenie kamieniem

Od Ragnaroka cd. Mabel KONIEC

Ragnarok otrząsnął się i wyszedł z transu.
-Jak ona mogła mnie tak wykorzystać?!- warknął. Zmarszczył brwi, a jego oczy przybrały krwisty kolor. Spojrzał w stronę tunelu, do którego weszła wadera. Zamienił się w nietoperza, aby nie wzbudzać podejrzeń i wleciał wgłąb. Zdenerwowany leciał szybciej od reszty podniebnych ssaków. Korytarz zdawał się rozszerzać z każdym pokonanym metrem. Po dłuższej chwili lotu, doleciał do sześciokątnej komnaty. Gdzieś w rogu siedziała biało-czarna wilczyca. Znowu czesała swoje futro, przeglądając się w lustrze. Ragna zapikował na nią przemieniając się w wilka. Przydusił ją swoim niemałym ciężarem do ziemi. Wadera zawyła z bólu, a on użył potężnego ryku, by ją ogłuszyć. Był tak wściekły, że udało mu się nie tylko ogłuszyć, ale wszystkie jej zmysły przestały prawidłowo działać. Zaczęło kręcić jej się w głowie, obraz stał się zamazany, łapy kołysały się na wszystkie strony. Jedynie węch pozostał nie naruszony. Próbowała wstać, lecz cały czas się przewracała, aż w końcu upadła na lustro. Potłukło się, a odłamki szkła rozpadły się po jaskini. Wadera żałośnie zawyła ze złości. Już chciała zaatakować Ragnaroka, gdy basior przejął nad nią kontrolę.
-I co? Ładnie to tak kontrolować czyimś ciałem?- zapytał ze śmiechem, rozkazując wilczycy skakać na tylnych łapach i żonglować fioleczkami z perfumami. Nagle jedna z nich upadła, uwalniając słodki zapach.- Ups! Nie złapałaś? Oj, biedna. Czy to Twój ulubiony? Nie? To upuść pozostałe.
Jak powiedział, to buteleczki równo upadły o podłogę tłukąc się i wylewając zawartość.
-Jeśli nie wiesz z kim, to nie zaczynaj.- basior odwrócił się, by wyjść z powrotem na zewnątrz. Nagle w wyjściu pojawił się lód. Odwrócił łeb w stronę w stronę wrogo nastawionej wilczycy. Zamienił się chwilowo w smoka, roztapiając lód jednym chuchnięciem. Gdy skończył, zamienił się w demona i skoczył znów przygważdżając niesforną waderę do podłoża. Zbliżył swój pysk do jej i sycząc, powiedział:
-Nie wiesz kiedy skończyć, prawda?
Próbowała się wyrwać, lecz jedynie marnowała swoje siły.

~~~
Po jakimś czasie wilki odeszły od siebie. Ragna pobiegł w innym kierunku lecz po kilku minutach marszu usłyszał krzyk. Pobiegł w jego kierunku lecz było za późno. Wadera leżała w kałuży krwi a nad nią stał niedźwiedź którego Ragnarok postanowił zaatakować.

*SAD KONIEC*

Od Mabel do Ragnaroka

Stałam przed wodą, patrząc się w swoje odbicie. Co chwilę przejeżdżałam szczotką po swoim futrze. Gdy upewniłam się, że wszystko jest już dobrze ułożone, spojrzałam na taflę wody, która po chwili zamieniła się w lód. Wstałam i zaczęłam po nim iść, bez wielkich trudności. Nagle zobaczyłam, jak jakiś wilk wchodzi na lód. Prychnęłam niezadowolona i od razu poszłam w jego stronę. Gdy byłam bliżej, mogłam już stwierdzić, jakiej jest płci. Był to czarny basior o czerwonych oczach. Był większy o de mnie, ale nie obchodziło mnie to. W końcu, gdy byłam przed nim, powiedziałam:
- Zmiataj stąd.
- Nie masz prawa mi rozkazywać.- przeszedł obok mnie.
- Won mi stąd, ty pchlarzu!- krzyknęłam do niego oburzona.
On się odwrócił, najwidoczniej lekko zdenerwowany moimi słowami. Spojrzałam na niego i warknęłam ostrzegawczo. On jedynie się zaśmiał. Podbiegłam i splunęłam na niego. Odsunęłam się trochę i zaczęłam obserwować jego reakcję. Na początku przyglądał się miejscu, na które naplułam, po chwili jednak ruszył w moją stronę. Ale niestety... Nie udało mu się. Lód pod nim niespodziewanie zniknął, a on wpadł do zimnej wody. Za nim zdążył wypłynąć na powierzchnię, lód magicznie znów się tam pojawił. Zaczął walić w grunt, na którym stałam. Stanęłam nad nim i powiedziałam:
- Zimno Ci? Poczekaj, może kocyk Ci przyniosę. Przecież nie chcemy, żeby mała dzidzia nam zamarzła.- zobaczyłam, jak basior otwiera pysk, by coś powiedzieć, ale szybko go zamyka. Spojrzał na mnie ostatni raz i odpłynął. Uśmiechnęłam się, nagle poczułam, jak coś pęka pod moimi łapami. Za nim się obejrzałam, byłam przygnieciona przez czarnego wilka. Prychnęłam i zamieniłam się w powietrze. Nieznajomy upadł na lód, a ja się pojawiłam przed nim. Za nim zdołał coś zrobić, zahipnotyzowałam go. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Idziemy- odwróciłam się i ruszyłam w stronę lasu. Basior ruszył za mną.
Po jakimś czasie znaleźliśmy się przed dziwną grotą. Gdy weszliśmy do niej, rozkazałam mu zniszczyć nieduże drzwi. Zrobił to. Zostawiłam go przed jaskinią i weszłam do tunelu. Widzę, że ten kretyn się do czegoś przydał.

*Ragnarok?*

Od Freyi cd. Kilima Cha Kifo KONIEC

Basiorek wziął do pyska księgę i razem wybiegli z biblioteki.
-Nikt nas nie może zobaczyć. Chodź, znalazłam pewne miejsce, zanim Cię spotkałam.- powiedziała podczas biegu. Kifo jedynie skinął głową. Freya pobiegła przodem, prowadząc wilczka do ciemnego lasu. Biegi między grubymi dębami. Nagle waderka zatrzymała się przed omszałymi skałami.
-To tutaj.- uśmiechnęła się.- Musimy jedynie wejść na górę. Podsadzę Cię, a ja tam polecę.
Kifo dalej trzymał obszerną książkę w pysku. Wspiął się z pomocą Freyi na skały i razem weszli do szczeliny. Chwilę przeciskali się przez wąski korytarz, aż doszli do niewielkiej groty. Młody basior położył księgę na ziemi przed nimi. Usiedli przed nią i podnieśli przednie łapki udając czarujących magików.
-Sesamae apertum, quod aliquid fit ad te, et in sempiternum non pereunt, necesse sit maleficus!- zaczęli cicho, a im dalej tym głośniej mówili, aż skończyli krzykiem. Przed nimi pojawiło się jaskrawe światło. Stawało się coraz mocniejsze, gdy nagle blask ich oślepił, a przed nimi pojawił się błękitno-czarny portal.
-Udało się!- podskoczyli z radości.
-Cieszysz się?- zapytała Freya.
-Z czego?- zdziwił się.
-Że spotkasz mamę.
Kifo zawiesił wzrok na poświacie portalu. Waderka spojrzała na niego zmartwiona. Może myślał o swojej przeszłości? O rozstaniu i ponownym spotkaniu z matką? Albo o swoim imieniu? Freya nie chciała Go bardziej martwić.
-Idziemy?- szturchnęła Go biodrem.
-Tak.- basiorek wydawał się wymusić uśmiech. Weszli razem do portalu. Wilczyca spojrzała jeszcze raz na Kifo. Wydawał się bardzo ospały i ledwo stał na nogach. Podeszła do niego, próbując mu pomóc, lecz ją też ogarnęło zmęczenie. Zemdleli. Niestety się nie udało a oni wylądowali na drugim końcu watahy.

*KONIEC*

Od Kilima Cha Kifo cd. Freyi

- Mam!- krzyknęła uradowana.
- Co?- podszedłem do niej, by zobaczyć co znalazła.
Było tam, to słowo. Spojrzałem na tłumaczenie, czego szybko pożałowałem. Szepnąłem:
- Śmierć... Freyo, widziałaś gdzieś jeszcze słowo Kilima?
- Tak.- po tych słowach, przewróciła kilka stron i pokazała mi dwie linijki- Kilima to wzgórze, a jeżeli to połączymy, wyjdzie Wzgórze Śmierci.
- Czemu matka dała mi takie imię?- byłem załamany.
- A może to nie ona Ci je nadała?- podsunęła Freya.
- Właściwie.... Jest to możliwe. Nie pamiętam dnia, w którym się urodziłem, a mama nie chciała mi nigdy o tym powiedzieć.
- Powinniśmy się zapytać Twojej matki o to.
- Raczej to nie możliwe...- spuściłem łeb.
- Coś się z nią stało?- znowu to pytanie.
- To raczej ze mną coś się stało.
- Co?
- Kilka dni temu, na pustyni otworzył się portal, wszedłem do niego, ale w połowie nie z własnej woli. Od tego czasu jej nie zobaczyłem...
- Przykro mi.
- Chyba że... Możemy spróbować otworzyć portal!
- Jak?- spojrzała na mnie zdziwiona.
- Musi tu być jakaś książka, która nam pomoże go otworzyć.- zacząłem się rozglądać.
~*~
Miałem już książkę. Położyłem ją i razem z Freyą, zacząłem szukać jakiegoś czaru. Nagle krzyknęliśmy naraz:
- Mam!- spojrzeliśmy na siebie zadowoleni.
Wziąłem księgę i wyszedłem z biblioteki. Gdy się oddaliliśmy, położyłem ją i powiedziałem do Freyi:
- Spróbujmy naraz powiedzieć to zaklęcie.- wadera pokiwała głową.

*Freya?* 

Mabel


Imię : Mabel
Pseudonim :  Brak
Wiek : 2 lata
Płeć : Wadera
Orientacja : Heteroseksualny
Charakter :  Jest ona delikatna i nietykalna. Raz ją dotkniesz, a będzie na Ciebie tak wrzeszczeć. Po prostu zrobi Ci wielką awanturę. Nie daje sobą pomiatać, strasznie się wywyższa. Nie boi się obrazić, większego osobnika od siebie. Kocha śmiać się z czyjegoś wypadku. Jest bardzo rozpieszczona. Myśli, że może każdemu rozkazywać i nic sobie nie robi z czyiś gróźb. Nie lubi wzywać pomocy, zawsze radziła sobie sama, więc tak zostanie. Bardzo trudno jej zaimponować, jak już Ci się uda, może Cię traktować trochę lepiej.
Wygląd : Jest ona średniego wzrostu waderą. Ma wcięcie w talii. Łeb i część szyi i pleców jest biała, gdzie potem przechodzi w czerń. Na grzbiecie ma pół koło w kolorze jasnym żółtym przechodzącym w róż. Na ogonie ma podobnie. Na czole Mabel, ma czarne znamię. Jej oczy są białe bez źrenic. Mabel to piękna wadera, w której nie jeden się zakochał.
Stanowisko : Wojownik
Rasa : Wilk Gwiazd
Moce :
- Może oślepić wroga na jakiś czas,
- Może stać się powietrzem,
- Mabel włada nad ciemnością i światłem, może nimi manipulować i zamieniać się w nie,
- Gdy nastaje noc, jej moce stają się silniejsze,
- Dzięki swoim nietypowym oczom, jest odporna na oślepienie,
- Zamiana w gwiazdę i elfa,
- Może też tworzyć lód i go roztopić (moc po matce),
- Hipnoza.
Partner/ka : Brak
Szczeniaki :  Brak
Rodzina : -Verlidaine, -Artemis
Historia :  Jak każdy się urodziła i jak każdy wilk w tej watasze, trafiła tutaj
Właściciel :   Asili.banshee@interia.pl (wilk był splagiatowany)

Od Ragnaroka cd. Chione KONIEC

Co robiła drewniana klapa w zwykłej jaskini? Basior aż lekko zamerdał z wrażenia, bo brak mu ostatnio było przygód. Ucieszył się na możliwość rozwiązania jakiejś zagadki lub tajemnicy.
-Pomożesz mi podnieść? -słowa wadery wyrwały Go z marzeń.
-Pewnie. -chwycił za żeliwny uchwyt i ciągnął z całych sił, a Chione czekała, aż pojawi się prześwit, by ją podnieść. Dębowa klapa spadła w drugą stronę, ukazując wąskie przejście. Ragnarok wskazał łapą i powiedział:
-Panie przodem.
-Jeśli coś ma nas zjeść, to ty będziesz pierwszy. -wepchnęła basiora w wąską szczelinę. Gdy wadera weszła tuż za nim, klapa momentalnie się za nimi zamknęła.
-Przydałoby się jakieś światło, nic nie widzę. -mruknął niezadowolony Rokk. Nagle po jego słowach zapalił się cały rządek pochodni. Wilki spojrzały po sobie lekko oszołomione. Szli przed siebie, nie mówiąc ani słowa. Woda spływała po ścianach, tworząc kałuże na podłodze. Co jakiś czas przelatywał nietoperz spłoszony ogniem pochodni. Korytarz wydawał się nie mieć końca, a wrócić już nie mogli. Marsz stawał się coraz trudniejszy ze względu na wodę sięgającą im już powyżej nadgarstków. Na szczęście droga była teraz pod górkę, więc woda nie przeszkadzała im w dalszej wędrówce. Korytarz znów był poziomy, ale trafili na jakąś komnatę. Było w niej pełno regałów z książkami pełnymi dziwnych znaków i obrazków, stanowisk alchemicznych z mnóstwem fiolek i odczynników, biurko, na którym leżały zwoje oraz trzy pary drzwi. Prowadziły w różnych kierunkach. Wybrali jedne z drzwi. w środku było zupełnie ciemno a gdy weszli do pomieszczenia podłoga się zawaliła. Wilki wpadły do rzeki która wypływała na jedną z polan.

*KONIEC*

Od Chione cd Ragnaroka

- Chione - mruknęła mniej chłodno niż ostatnim razem, gdy otwierała pysk, wyciągając do nowo poznanego łapę, którą basior podniósł do wysokości pyska i musnął szybko wargami, ale nie potrafił zachować przy tym neutralnej twarzy - Miło Cię poznać.
- Miło nie mieć języka przymrożonego do podłoża - dodał Ragnarok.
- Yhm. Tak czy siak dziękuję za pomoc.. no wiesz, z tym pniem.
Spojrzała na niego jeszcze raz. Wydawał się być od niej starszy, dużo wyższy i być bardziej doświadczony przez życie, ponieważ miał na pysku wiele blizn. Ale jedno było pewne: lepiej nie zachodzić za skórę komuś, kto w jednej chwili może się zamienić w smoka. Chione była bardzo ciekawa, co czerwonooki jeszcze potrafi, ale wolała sama nie wymuszać na nim ich demonstracji.
Wadera wstała i przeszła się po jaskini. Była raczej mała jak na mieszkanie dla dwóch wilków.. znaczy teoretycznie. Nie miało żadnych mebli, jedynie jakiś okrągły, płócienny dywan pod ścianą, czy raczej bardziej pasuje określenie dywanik. Złapała zębami za brzeg i zaczęła go ciągnąć do tyłu.
- Tylko żeby znowu nic na Ciebie nie spadło! - zawołał przez ramię Ragnarok, który siedział i oglądał deszcz. Wadera przewróciła oczami.
- Co niby miałoby na mnie spaść?
- Nie wiem, ale to miejsce za bardzo pachnie mi magią.
- No nie gadaj, lepiej chodź coś zobaczyć.
Chione powróciła na tam, skąd zabrała dywanik, a basior niechętnie podążył za nią, jakby to coś miało być niewarte jego czasu. W podłodze przy ścianie znajdowała się drewniana klapa, która wyglądała na bardzo ciężką i starą.
- Pomożesz mi podnieść?

*Ragnarok?*

Od Freyi cd. Kilima Cha Kifo

Waderka zaniemówiła. Patrzyła na bezwładnie unoszące się na powierzchni wody ciało jakiegoś wilka. Widniał na nim napis, tak jakby w tym miejscu sierść się wypaliła, Kifo. Młody basior, całkowicie zdezorientowany, nie potrafił zrozumieć co się stało. Co się z nim stało.
-Kifo...- powtórzył jeszcze raz.- Freyo... Ja nie chciałem... Musisz mi pomóc dowiedzieć się, co to znaczy... To słowo. Nie przypadkiem zostało napisane na jego ciele.
Freya miała oczy pełne strachu. Jej umysł mówił "Uciekaj", lecz ciało chciało pozostać. Bardzo polubiła swojego nowego znajomego i nie chciała Go od razu stracić.
-D...Dobrze. -jęknęła, lecz wzięła głęboki wdech i już mówiła normalnie.- Możemy iść do biblioteki poszukać znaczenia.
-A więc w drogę. -Kifo szedł przodem. Szli w milczeniu co najmniej jeden kwadrans. Oboje mieli spuszczone głowy, bali się rozmawiać o całym zajściu. Stanęli przed wejściem do biblioteki.
-Jesteśmy.- basiorek kierował się na dział z słownikami.- Jak myślisz? Jaki to mógł być język?
-Z pewnością nie ten, którym posługują się wilki. Może elficki? Albo... ludzki?- stanęli przed plakietką oznaczającą dział z słownikami. Ich oczom ukazały się potężne i obszerne regały z mnóstwem książek.
-To nie będzie łatwe.
-Damy radę. -uśmiechnęła się waderka i sięgnęła po pierwszą z brzegu księgę. Kifo ucieszył się z chęci pomocy i również zaczął przeglądać.

~*~

Stos przeczytanych książek był coraz większy. Znudzeni śledzeniem słów, o których nie mieli pojęcia, zamknęli kolejne przeszukane księgi.
-Jak myślisz? Co to było? -zapytała wadera.
-Nie wiem. Ale to pochodziło ze mnie. Nie miałem nad tym kontroli. -basiorek spojrzał na Freyę, która śledziła kolejną linijkę wyrazów.
-Mam! -wykrzyknęła uradowana.

*Kifo? Co tam Freya przeczytała?*

Od Kilima Cha Kifo cd. Freyi

-Okej, ale jak będziesz zmęczona, to zrobię oazę.
Waderka pokiwała głową, więc wstaliśmy i poszliśmy. Oaza od razu zniknęła. Zacząłem Freye oprowadzać po lesie, opowiadałem jej różne rzeczy z nim związane, a ona słuchała z zaciekawieniem. Gdy zbliżaliśmy się do końca, zapytała:
- Kifo, nie przeszkadza Ci ten gorąc, prawda?
- No... tak.
- Jak? Masz jakąś moc związaną z tym?
- Nie, po prostu mieszkałem na pustyni.- te słowa mi przypomniały o matce.
Freya widząc mój smutek, zadała kolejne pytanie:
- Wszystko okej?
- Tak.- uśmiechnąłem się, by wadera dalej nie zadawała pytań i myślała, że naprawdę wszystko dobrze. Nie chciałem mówić o tym. Nie znałem jej jeszcze za bardzo.
Teraz przeszliśmy na łąkę, więc znów zacząłem opowiadać. Po chwili zobaczyłem, że Freya dyszy. Zatrzymałem się, a wokół nas wyrosły palmy, a my znaleźliśmy się w wodzie. Zacząłem pływać spokojnie, gdy nagle usłyszałem, jak ktoś mówi:
- Znów się spotykamy, mały.
Spojrzałem w tamtą stronę. Moim oczom ukazał się wcześniej spotkany basior. Zapytałem:
- Czego chcesz?
- Zemsty.- uśmiechnął się podle.
Wilk wskoczył do wody i popłynął w moją stronę. Popchnąłem waderę w stronę brzegu i sam tam popłynąłem. Jednak nie zdążyłam wyskoczyć z niej, bo coś mnie złapało i zaciągnęło pod wodę. Freya coś powiedziała, ale nie usłyszałem co. Machałem przednimi łapami, by się wydostać, a tylnymi kopałem pysk basiora. Kiedy traciłem powietrze, zebrałem całe siły i uderzyłem kolejny raz wilka w pysk. Puścił mnie. Wypłynąłem szybko na powierzchnie i popłynąłem w stronę brzegu. Gdy już wyszedłem, powiedziałem:
- Uciekajmy.
- Znajdzie nas.
- Nie, nie znajdzie...- odwróciłem się, moje oczy zmieniły kolor, a z moich ust wydobyły się trzy słowa:
- Waathirika wa kifo.- po tych słowach, na wodzie unosiło się nieruchome ciało.
Otrząsnąłem się, moje oczy miały znów normalny kolor. Jęknąłem, przerażony tym, co zrobiłem. Odwróciłem się do wadery, a ona niepewnie na mnie patrzyła. Gdy się zbliżyłem, ona się odsunęła. Dlaczego ja? Właściwie, co to było? Spojrzałem na ciało, było na nim coś napisane. Przeczytałem na głos:
- Kifo...- znów się odwróciłem do wadery- Freyo... Ja nie chciałem... Musisz mi pomóc dowiedzieć się, co to znaczy... To słowo. Nie przypadkiem zostało napisane na jego ciele.

*Freya?*

Od Freyi - Quest #3

Niewielki zając zaczął paść się tuż obok legowiska Freyi. Skubał zieloną trawę i koniczynę. Odgłos chrupania zbudził waderkę, która ziewnęła i otworzyła oczy. Spostrzegła niczego nie spodziewającego się skocznego ssaka. Zamarła w bezruchu i czekała na moment, aż się odwróci, by wstać i złapać śniadanie. Leżała jeszcze przez chwilę, lecz w końcu udało jej się przygwoździć ofiarę do ziemi i zabić. Zadowolona zjadła go i poszła do wodopoju, by ugasić pragnienie. Przyglądała się wszystkiemu dookoła. Nuciła coś pod nosem i szła wesołym, a wręcz skocznym krokiem. Nagle usłyszała ryk. Był zarazem straszny jaki i niegroźny. Postanowiła pójść i sprawdzić skąd dochodzi ten głos. Stąpała ostrożnie i powoli, a dźwięk był coraz głośniejszy. Wychyliła się zza omszałej skały i zauważyła niedźwiadka. Utknął w głębokim dołku i nie mógł z niego wyjść.
-Zaraz Cię stamtąd wyciągnę! -zawołała waderka i zaczęła rozglądać się dookoła. Zauważyła połamane drzewo. Spośród różnych kawałków znalazła dość duży kawałek kory wzmocniony drewnem. Przyniosła go bliżej dziury i poleciała po liany z tropikalnego lasu. Związała wszystkie części i stworzyła coś w rodzaju platformy. Spuściła ją w dół, aby niedźwiadek mógł na niej stanąć. Miś, tak jakby wiedział, że Freya chce mu pomóc, położył się na kładce. Waderka z całych sił próbowała Go podnieść, lecz był za ciężki.
-Poczekaj! Pójdę po pomoc.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Poszybowała na polanę, na której zawsze ktoś był.
-Kifo! Musisz mi pomóc, szybko! -złapała basiora za łapę i zaciągnęła Go do miejsca, w którym utknął niedźwiadek. Złapała lianę,przeleciała z nią nad gałęzią, tworząc dźwignię i podleciała do basiora.
-Na trzy ciągniemy.- podała mu końcówkę.- Raz...Dwa...Trzy!
Szczeniaki zaparły się i ciagnęły z całych sił. Już po chwili widać było unoszącego się futrzaka. Przeskoczył na stabilny ląd i uściskami podziękował wilczkom za ratunek.

Od Fiony cd. Metta KONIEC

Nie wiem, czy Go nie uraziłam, pytając się o jego moce. Podczas drogi nic do siebie nie mówiliśmy. Był na mnie zły? Czy może nie lubi rozmawiać? Mam nadzieję, że to drugie. Gdy doszliśmy do podnóża gór, zapytał:
-Chcesz się schronić w górach?
-Raczej pod górami.- uśmiechnęłam się.
-od?- wydawał się lekko zdziwiony.
Pokiwałam głową i pobiegłam prosto w skałę. Basior coś krzyknął, ale Go nie usłyszałam. Gdy byłam już wystarczająco blisko, skoczyłam. Zamiast uderzyć głową w tą skałę, pojawiłam się w grocie. Jak obok mnie znalazł się Metta, poszłam w stronę jednego z tuneli. Ciemnoszaremu basiorowi powiedziałam, by poszedł drugim i weszłam do tego,przed którym stałam. Było w nim wiele świecących kamieni, a z każdym krokiem zmniejszał się, gdy czułam, że jako wilk nie pójdę dalej, zamieniłam się w muszkę i wbiegłam do jakiegoś pokoju. Było tam wiele roślinek  takich samych kamieni jak w tunelu. Łóżko z liści znajdowało się w rogu. W pomieszczeniu znajdowało się też okienko, które prowadziło do jeszcze innego pokoju. Za nim jednak do niego weszłam, usłyszałam coś. Pobiegłam w stronę tunelu, który prowadził do wyjścia. Gdy już z niego wyszłam, usłyszałam warknięcie. Dochodziło one z tunelu, do którego wszedł Metta. Podejrzewając, co mogło się stać, weszłam do niego i zaczęłam iść w kierunku basiora. Niestety miałam rację. Zaklinował się. Nie ostrzegając, złapałam Go za tylne łapy i zaczęłam ciągnąć. Usłyszałam jeszcze głośniejsze warknięcie, ale nie przeszkadzało mi to. Niestety ciągnięcie nie poskutkowało. Nagle jeden z kamieni spadł na mnie a ja zobaczyłam ciemność...

*KONIEC*

Od Ragnaroka cd. Chione

Ragna był bardzo niezadowolony, że wadera próbowała uwięzić Go w lodzie. Gdy już miał powiedzieć jej, co o tym myśli, zaczął padać deszcz. Początkowo lekki, ale z dodatkiem coraz głośniejszych grzmotów, rozpętała się burza. Nie chcąc przemoknąć do suchej nitki, basior postanowił schować się w pobliskiej jaskini. Kiedy był już niedaleko celu, usłyszał wołanie. Postanowił zobaczyć o co chodzi. Źródłem dźwięku była ta sama wadera, która wcześniej wpadła na niego i próbowała uwięzić.
-Kogo moje oczy widzą? -zadrwił basior.
-Zamiast gadać mógłbyś mnie uwolnić. -wycedziła przez zęby próbując się wydostać spod drzewa.
-A co jeśli nie? -uśmiechnął się szyderczo i odwrócił się. Wadera wbiła w niego spojrzenie, które łatwo by Go zabiło, gdyby tylko potrafiło.
-No dobrze, dobrze. Daj mi chwilę, aby pomyśleć.
Ragna rozglądał się wokół szukając inspiracji. Zauważył rodzinę myszy polnych, uciekająca przed deszczem. Przypomniało mu się, gdy zmieniał się w mysz obserwując Ono. Może jakieś inne zwierzę da radę podnieść pień?
-Jakie jest duże zwierzę, które potrafiłoby podnieść to drzewo?
-Może słoń? Albo smok. -zaproponowała biała wadera.
-To drugie bardziej mi się podoba. -podniósł lekko kąciki ust i zamienił się w drapieżnego gada. Podleciał i tylnymi kończynami chwycił przeszkodę. Przerzucił ją kilka metrów dalej, aby wilczyca mogła swobodnie wyjść. Powrócił do swojej poprzedniej postaci i stanął obok wadery.
-Podziękujesz mi później, chodź,schronimy się przed deszczem.
Pobiegli razem do jaskini. Otrzepali się z nadmiaru wody i usiedli niedaleko siebie.
-Co za maniery! Nie przedstawiłem się. Ragnarok. -lekko się ukłonił udając księcia. Zaśmiał się w sobie, lecz widać było jego zabawną minę i brak powagi w danej sytuacji.- A Ty damo?

*Chione? Odkryłaś śmieszka w Ragnaroku :D*

Od Chione cd Ragnaroka

Chione początkowo odwróciła odwróciła wzrok od basiora, na którego się wcześniej stoczyła. Jednak z powodu jego obecności nie mogła się skupić na piciu wody ze stawu. Zastanawiała się, czy celowo szedł za nią, czy trafili na siebie zupełnie przypadkiem, ale jedno było pewne: jego obecność nie była dla wadery zbyt komfortowa. Spojrzała znów na niego, uśmiechając się krzywo, a potem z premedytacją pacnęła łapą taflę wody. Górna powierzchnia stawu zaczęła się stopniowo zamieniać w lód, aż w końcu dotarła do czarnego basiora. Ten w ostatniej chwili cofnął pysk, więc ku rozczarowaniu Chione lód nie uwięził jego języka w wodzie. Basior, który domyślał się jej zamiarów, szybko odskoczył od stawu. Spojrzał na nią z pewną pogardą, jaką patrzy się na wilki, które bawią się w szczeniaki na szkodę innym, ale ostatecznie skończyło się na nienawistnym patrzeniu.
- Ups! - Chione przepraszająco wzruszyła ramionami, chcąc pokazać, że był to tylko wypadek. Teraz miała jednak nadzieję, że nieznajomy nie raczy jej zaatakować i próbować zabić. W końcu byli w jednej watasze, prawda?
Niebo stopniowo pociemniało, a okoliczny grzmot zagłuszył po części to, co właśnie czarny wilk chciał warknąć. Kiedy tak stali i na siebie patrzyli, zaczęło padać, co szybko zmieniło się w najzwyklejszą burzę. Wilk przewrócił oczami i się ulotnił, a Chione też zamierzała poszukać schronienia w czasie burzy. Nie znała się za bardzo na pogodzie, ale gdzieś kiedyś słyszała, że woda jest dobrym przewodnikiem prądu, więc ona sama jako Wadera Lodu prawdopodobnie też.
Biegła, by jak najszybciej znaleźć jakieś schronienie, gdy nagle zza drzewa wyskoczył wystraszony, ten biały piesek i ukrył się pod Chione. Wkurzona wadera chciała jak najszybciej wygonić mokrego sierściucha spod własnego brzucha, że nie zauważyła, jak porażone piorunem drzewo spadło na nią. Piesek zdążył uciec, jednak wadera została przygnieciona pniem sosny. Przerażona spontanicznie zawyła, chociaż wątpiła, czy ktoś mógłby ją usłyszeć w tej burzy. Na białego psa nie miała chyba co liczyć, w końcu na pewno on to wszystko zaplanował.
Gdy sekundy mijały, a nikt nie przychodził, położyła łeb ze zrezygnowaniem. Wtedy usłyszała czyjeś kroki. Gdy podniosła łeb, nieco pożałowała, że wołała o pomoc.

*Ragnarok?*

Od Mossa cd. Fiona KONIEC

Byłem lekko zmęczony wołaniem o pomoc oraz siedzeniem na półce skalnej. Na szczęście uratowała mnie ta rudawa wadera. Zaczęła się mnie dopytywać o mojego przyjaciela. No tak ,na śmierć zapomniałem o Averrayu ,zostawiłem go gdzieś... Tylko gdzie?
-Pomogłabyś mi kogoś znaleźć?-spytałem.
Wadera radośnie pokiwała głową i powiedziała że pomoże, była lekko zdziwiona że osobą którą szukamy jest feniks a nie wilk. Zdziwiłem się trochę że się mnie nie boi gdyż większość wilków raczej mnie unika ponieważ..  Jestem tak jakby troszkę dziwny z wyglądu.
-Nie boisz się mnie?-spytałem zaciekawiony. -Ani trochę! -radośnie odparła-Z jakiego powodu miałam się bać?-dodała.-Hmmm... nie ważne-powiedziałem delikatnie się uśmiechając. W pewnym momencie się rozdzieliliśmy w celu szukania Averraya, feniks w końcu nie mógł tak po prostu wyparować,to fizycznie nie możliwe. Zazwyczaj spala się na zimę więc to że zmienił się w popiół też wykluczone. Im dłużej szukałem tym gorszy miałem chumor. W końcu jak mogłem go zostawić samego? Jak mogłem go od tak zgubić? Czułem narastające poczucie winy. A co jeśli Av się obraził? Co jeśli już przestał mnie lubić? Zaczęło się robić ciemno a wadery ani feniksa nigdzie nie było,zacząłem się martwić że ją też zgubiłem... Jestem słaby w znajdywaniu i jeszcze to małe wiosenne ciało... Gdybym tylko był choć trochę większy... I gdyby moje skrzydło nie było stłuczone... Pomyślałem chwilkę i użyłem swoich mocy dzięki którym szybciej przemieniłem się w moją Letnią wersję. Kosztowało mnie to wiele wysiłku z uwagi iż jeszcze za wcześnie na przemianę,samoistna przemiana również nie sprawia bólu. Moje skrzydło dzięki przemianie było już zdrowe. Wzbiłem się w powietrze aby dokładniej widzieć teren watahy i móc szybciej odnaleźć wilczycę i Averego.  Kiedy tak leciałem-usłyszałem krzyk. Szybko poleciałem w stronę głosu bo pomyślałem że może się dziać coś niedobrego. Na szczęście się myliłem, młoda wadera po prostu wydała z siebie swoisty okrzyk radości w momencie gdy znalazła feniksa. Wyglądało to mniej więcej tak jakby pierwszy raz na oczy widziała ognistego ptaka. Przynajmniej obydwoje się znaleźli. Był już środek nocy więc odprowadziłem ją do jej miesjca zamieszkania. Ja wróciłem do lasu który jest moim domem i zasnąłem na otaczającym mnie mchu.

*KONIEC*

Od Freyi cd. Kilima Cha Kifo

Jak na wiosnę był dość upalny dzień. Słońce prażyło, a wilki szukały cienia na ochłodę. Również Freya miała dość rażących promieni i wysokiej temperatury. Wcześniej żyła w ciemnym i chłodnym lesie, więc nie była przygotowana na takie warunki. Nie znała jeszcze terenów watahy, a co dopiero innych członków, więc zwiedzała na własne ryzyko. Przemieszczała się biegając od cienia do cienia, zakrywając się skrzydłami. Na jednym z pobliskich krzaczków zauważyła kilka dojrzałych jagód. Z uśmiechem je zjadła i oblizała pysk, by zlizać lekki barwnik z pyska. Nagle zobaczyła wilka. A w sumie to tylko jego górną część, gdyż dolna ugrzęzła mu w ziemi. Próbował się wydostać machając łapami we wszystkie strony. Waderka usiadła w cieniu i przyglądała się zabawnej sytuacji. Po dłuższej chwili, cały brudny wilk wyszedł ze swojej "nory" i odszedł przeklinając pod nosem. Gdy tak siedziała, na jej pyszczku usiadł motyl. Młoda wilczyca zapatrzyła się w niego i przekrzywiła delikatnie łebek. Freya jeszcze raz zaśmiała się i ruszyła dalej razem ze swoim chwilowym towarzyszem. Rozmawiała z owadem przez cały czas, aż nagle uderzyła głową w drzewo. Ale nie byle jakie. Podniosła głowę i zobaczyła najprawdziwszą palmę kokosową. Podczas upadku motyl odleciał, ale nie zmartwiła się tym. Jakiś wilk siedział pośród palm w wodzie i pływał. Zaciekawiona waderka podeszła do niego po cichu i położyła się na brzegu zamaczając przednie łapy. Wilk zauważył ruch wody i momentalnie do niej podszedł.
-Jak masz na imię? Ja jestem Kilima Cha Kifo, ale możesz mi mówić Kifo. -uśmiechnął się.
-Freya. -odwzajemniła uśmiech.- To Twoja oaza?
-Tak, to ja ją stworzyłem. -powiedział dumnie wypinając pierś.- Może chcesz ze mną popływać?
-Chętnie! -ucieszona wadera wskoczyła do wody, a basior zrobił to samo. Chlapali i wygłupiali się w wodzie przez jakiś czas. Zmęczeni wyszli na brzeg i położyli się w cieniu palm.
-Masz trochę czasu? -zagadnęła Freya.
-Pewnie. A o co chodzi? -przekrzywił łeb Kifo.
-Może chciałbyś mnie oprowadzić po terenach?

*Kifo?*

Od Kilima Cha Kifo do Freyi

Było dziś tak upalnie, że czułem się jak w domu. Jakoś bardzo mi nie przeszkadzał gorąc, przecież mieszkałem na pustyni, ale i tak postanowiłem zrobić oazę. Wokół mnie wyrosły palmy i inne rośliny, a na środku była chłodna woda. Od razu do niej wskoczyłem. Tak się czułem cudownie w niej. Odetchnąłem z ulgą i zacząłem robić w niej kółeczka. Do tego palmy dawały cień. Niestety nie mogłem tym się pocieszyć zbyt długo. Ktoś wskoczył do wody, a potem mnie wypchnął. Gdy wylądowałem na ziemi, jęknąłem cicho i spojrzałem na tego, kto to zrobił. Był on dosyć wysoki i dobrze zbudowany. Patrzył na mnie z drwiną, a potem sam zaczął pływać. Zdenerwowany powiedziałem:
- To moja oaza, więc nie masz prawa do niej wchodzić i wyrzucać mnie z wody.- wstałem.
- Co ty powiedziałeś smarkaczu?
- To, co słyszałeś, masz stąd natychmiast wyjść.
- Kim Ty jesteś, żeby mi rozkazywać?- zaśmiał się.
Teraz to mnie naprawdę wkurzył. Uśmiechnąłem się podle i mruknąłem:
- Radzę Ci teraz wyjść z wody.
Od razu po tych słowach, oaza zniknęła. Woda, w której wilk pływał, zamieniła się w ziemię i utknął. Widać było tylko jego głowę i przednie łapy. Zaśmiałem się i odszedłem, słyszałem, jak coś do mnie krzyczy, ale nie słuchałem go. Teraz będzie wiedział, że jak mówię, że ma wyjść, to ma to zrobić. Zrobiłem kolejną oazę, w innym miejscu. Znów wszedłem do wody i zamknąłem oczy, rozkoszując się chłodem. Było prawie cudownie, gdyby nie to, że znów ktoś musiał mi przeszkodzić. Wyczułem czyjąś obecność. Otworzyłem szybko oczy, by zobaczyć, czy to nie jest znów ten basior. Był to jednak ktoś inny. Ktoś, kogo nie znałem. Waderka moczyła łapy w wodzie, w której właśnie pływałem. Nie byłem zły, że to robi, ona chociaż nie wypycha wilki z wody, by sama popływać. Podpłynąłem bliżej by się jej przyjrzeć. Jej skrzydła od razu przykuły moją uwagę. Wyskoczyłem z wody i usiadłem obok niej. Zapytałem się:
-Jak masz na imię? Ja jestem Kilima Cha Kifo, ale możesz mi mówić Kifo.- uśmiechnąłem się do niej i czekałem na odpowiedź.

*Freya? Mam nadzieję, że się spodoba*

Freya

https://img00.deviantart.net/8667/i/2013/199/8/a/vendua__reference_sheet__by_saiccu-d6e1hyr.png

Imię : Freya
Pseudonim :  Jest otwarta na wszelkie propozycje.
Wiek : 2 lata
Płeć : Wadera
Orientacja : Heteroseksualna
Charakter :  Freya jest bardzo nieśmiała. Trudno jest jej zawierać nowe znajomości, nie mówiąc już o zaczęciu rozmowy. Jest nieufna, lecz nie okazuje tego. Niewiele wilków zdobyło jej zaufanie. Waderka jest też zamknięta w sobie, typowa introwertyczka. Nie potrzebuje towarzystwa, by czuć się szczęśliwą. Woli przebywać w małym towarzystwie, niż dużej grupie. Jednak, gdy już kogoś polubi, zamienia się w wesołą, optymistyczną wilczycę. Uwielbia spędzać czas ze szczeniakami, zwierzętami lub z kimś kogo zna. Jej sprzeczny charakter jest związany z rasami rodziców. Jej matka była radosną waderą Roślin. Od początku wychowywała Freyę na wilka szanującego faunę oraz florę, jednak jej ojciec był Wilkiem Księżyca, po którym odziedziczyła większość charakteru. Mimo to, jest niezwykle empatyczna. Nie zostawi nikogo w potrzebie, a za wszelką cenę będzie próbowała mu pomóc.
Wygląd :   Freya to bardzo wysoka wilczyca, niejednokrotnie mylona z basiorem. Jej futro jest gęste i doskonale chroni ją przed chłodem w zimę i upałem w lecie. Jest w kolorze brązowo-czerwonym, podbrzusze oraz łapy są beżowe, a oddziela je czarna pręga. Ogon nie jest długi, swobodnie zwisa trochę powyżej stawu skokowego. Ogromne, pozbawione sierści skrzydła sprawiają, że wilki zwykle boją się nieśmiałej Freyi. Pokrywa górna jest w kolorze ciemnobordowym, a od dołu są brunatnofioletowe. Nos ma odcień delikatnego różu, lekko ciemniejąc na czubku. Oczy są jasne, wpadające w blady błękit, źrenica jest w kolorze szarym. Trudno odróżnić wspomnianą źrenicę od tęczówki. Na jej czole widnieje znak w kształcie strzałki o kolorze beżowym.
Stanowisko : Omega
Rasa : Wilk Księżyca
Moce :
-wytwarzanie przedmiotów z różnego rodzaju surowców,
-zmienianie wielkości, nie zmieniając przy tym postaci,
-zamiana w niektóre zwierzęta lub przedmioty, szczególnie w nietoperza,
-odporna na wszelkie ataki psychiczne i niektóre fizyczne,
-empatia,
-widzi w ciemności.
Posiada też kilka mocy, których dalej nie odkryła i mogą się pojawić w przyszłości.
Partner : Póki co nie ma, ale z racji, iż jest bardzo nieśmiała, pewnie zmiana nie nastąpi szybko.
Szczeniaki : Nie ma
Rodzina : W pamięci zapadło jej imię ojca- Dracula. Resztę rodziny zapomniała.
Historia :  Po urodzeniu mieszkała ze swoimi rodzicami w dość ciemnym i strasznym lesie. Wszędzie latało pełno nietoperzy, których Freya miała już serdecznie dość. Cechą jej rodziny jest przemienianie w skrzydlatego ssaka, dlatego wszędzie im towarzyszyły. Pewnego dnia po prostu zabiła jednego z nich. Okazało się, że był to jej starszy brat. Ze strachu przed gniewem rodziców uciekła z domu. Jeszcze jako szczeniak napatoczyła się na tereny watahy i zmęczona tułaczką postanowiła zostać.
Właściciel :   dinooxd[D]
Inne Zdjęcia : <Jako nietoperz>

Od Ragnaroka cd. Chione

Gdy biała wadera lekko poturbowała Ragnaroka, on wstał, otrzepał się i ze stoickim spokojem po prostu zapytał.
-Dlaczego przerywasz moją poobiednią drzemkę?
-Przepraszam.- powiedziała zupełnie bez uczuć. Ona również pozbierała się po upadku, odwróciła się zwinnie i przeszła obojętnie obok basiora. Ragna rzucił na nią spojrzenie nienawiści i zmarszczył brwi. Bardzo nie lubi, gdy ktoś Go zwyczajnie olewa. Cicho warknął, bardziej do siebie, niż nieznajomej; lekko podnosząc wargi i ukazując końce kłów. Widząc, że biała wilczyca nie chce mieć z nim nic wspólnego, przeniósł się w słoneczne i co ważne- bezpieczniejsze miejsce. Z dala od wszelkich urwisk, górek, czy innych wzniesień i załamań terenu. Umościł się wygodnie pośród kolorowych kwiatów i spoglądał na polującego lisa niedaleko niego. Rudzielec czaił się na sporych rozmiarów mysz. Jednym susem złapał ją i zjadł. Widząc, że jest obserwowany przez basiora, speszony schował się pomiędzy drzewami i poszedł w głąb. Delektując się ciszą, Rokk zaczął gwizdać pod nosem. Przymknął oczy i w myślach śpiewał różne piosenki. Nagle usłyszał chłeptanie wody. Uniósł delikatnie powieki i zobaczył wcześniej już spotkaną waderę. Usiadł po przeciwnej stronie niewielkiego stawu, daleko, aby nie zbliżać się do wilczycy, ale na tyle blisko, by wyczuła i zauważyła jego obecność. Nachylił się do powierzchni wody cały czas obserwując nieznajomą. Wyciągnął język, by napić się wody, gdy wadera zauważyła, że nie jest sama. Wyglądała na zaskoczoną, lecz próbowała to ukryć.

*Chione?*

Postać NPC - Doggo



Imię : Doggo - a przynajmniej tak nazwały go wilki z WZK
Pseudonim : Opcjonalnie Doggie
Wiek : 4 lata
Płeć : Samiec
Charakter :  Jest bardzo żywy, co dowodzi, że do emeryta jeszcze mu daleko. Na tyle, że czasami wspina się na same korony drzew. Ma bardzo przyjazne usposobienie i jest bardzo lubiany przez szczeniaki, chociaż kilka wilków było prawie pewnych, że po napotkaniu Doggo nie mogli znaleźć jakichś swoich rzeczy. Mimo, że zna lokalnego wilczego to jest bardziej inteligentny niż przecięty pies zaprzęgowy. Na co dzień głupkowato się uśmiecha, by wyglądać na mniej mądrego.
Wygląd :  Wygląda jak kilkumiesięczny szczeniak, pomijając to, że jest dorosły. Ma białą i dłuższą niż inne wilki sierść. Ma ciemnoszare oczy i nos w tym samym kolorze. Przez niski wzrost może wyglądać dla niektórych wilków grubo. Jego uszy są lekko zaokrąglone, ale nie leżą jak u wielu psów domowych.
Gatunek : Canis familiaris (czyli pies domowy)
Moce :  Doggo nie posiada jakichś zadziwiających umiejętności magicznych. Wiadomo, że potrafi skakać niezwykle wysoko i lądować na cztery łapy, niczym kot. Teleportować się też ponoć umie, a nawet podróżować między różnymi wymiarami, ale to póki co tylko plotki. Dla niektórych ma niesamowicie irytujący i wysoki szczek.
Partner/ka : Brak
Potomstwo :  Brak
Rodzina : Nieznana
Historia :  Mało tak naprawdę wiadomo o Doggo. Wiemy jedynie, że jest małym psem, który kiedyś przybył na tereny Watahy Zewu Krwi i na nich pozostał.
Właściciel : Ratinka[H]

Od Chione do Ragnaroka

Dzisiaj Chione bez trudu wyczuła, że na zewnątrz jest zbyt ciepło i duszno. Bolała ją od rana głowa i nie mogła skupić się na wytropieniu jedzenia. A wszystko przez tą nadchodzącą wiosnę.
Pomimo tego, że zamieszkała na obrzeżach ośnieżonej tajgi.
- I tak cię widzę, szkodniku - Biała wadera warknęła wściekle na ukryte w zaspie śniegu psowate stworzenie - Przestań za mną łazić!
Pies chodził za nią już od dwóch dni, a Chione nie chciała by ktokolwiek ją słyszał, gdyby przypadkiem zaczęła mówić do siebie. Miała ochotę rozszarpać obserwatora i go zjeść, a z futra zrobić sobie czapkę.
Biały wyskoczył z zaspy, ale zaraz wpadł z cichym piskiem w następną. A raczej sam się do niej władował. Psy bywały naprawdę głupie, aż szkoda ostrzyć zęby na coś takiego. Kto tam wie, może uczyły się od ludzi?
Chione postanowiła nie reagować i pobiegła w stronę lasów mieszanych. Nienawidziła tam chodzić, mimo szczątkowej ilości śniegu, ale było tam o wiele więcej zwierzyny, niż w tej tajdze. Kiedy docierała na skraj lasu, zaczęło padać. Padało intensywnie, co akurat często się wiosna zdarzało, niemniej jednak wadera musiała bardziej uważać podczas biegania. Mokry śnieg zamieniał się w niemiłe błoto, które mogło ubrudzić ją całą od ziemi, gdyby się poślizgnęła i zaliczyła glebę.
Z powodu deszczu miała gorszy zmysł powonienia, ale w końcu wyczuła gdzieś w oddali obecność jelenia. Poruszał się szybciej, najwyraźniej szukał kryjówki przed deszczem. Musiała się też pospieszyć i go złapać. Przeszła w jeszcze szybszy bieg, zapominając o mokrej ziemi. Nagle poślizgnęła się i zaczęła się staczać z górki, zabierając za sobą elementy ściółki. W końcu przywaliła w coś, co nie było ani głazem, ani drzewem, ani nawet tym cholernym białym psem, i to zakończyło jej zjazd.
Jak się zaraz okazało, był to inny wilk. Miał całkowicie czarne futro, czerwone oczy i koniec ogona. Wstał i otrzepywał się z ziemi. Nie był zbyt zadowolony z widoku wadery, natomiast ta jeszcze nie wstała z powodu małego szoku powypadkowego.
Nieznajomy przez chwilę mierzył ją wzrokiem, a potem zbyt spokojnym jak na takie okoliczności tonem zapytał:
- Dlaczego przerywasz moją poobiednią drzemkę?

*Ragnarok?*

Od Vicus Carbo cd Zaq

Gdy wadera po raz kolejny wpadła do rzeki, krew jasna ją zalała. Wydała z siebie głośny warkot, z nienawiścią patrząc na cwangeo basiora. Chyba się nie polubią.
- I co? Teraz to niby moja wina? - zaśmiał się basior. Vi znów była cała mokra, ale przerabiała już rytuał wyjścia z rzeki. Dwoma łapami zachaczyła o brzeg i podciągnęła zad.
- Tak, to twoja wina. - oznajmiła ze złością w głosie, wypluwając wodę z pyska.
- Sama się w to wpakowałaś, pokrako. - warknął Zaq.
- Gdyby nie ty... - Vi niespodziewanie się zacięła.
- To co? - prychnął basior - Mam się nie bronić?
- Arghh... Przecież to ty zacząłeś, głupku.
- Głupku? - sarkastycznie się zaśmiał.
- Masz parszywy pysk. - stwierdziła Vi. Zaq znów się najeżył.
- Jak będziesz tak podskakiwać, to wkrótce nauczę cię pływać. - mruknął.
- Ha - ha - ha. Bardzo śmieszne, po prostu boki zrywać, pitbullu.
Basior zmarszczył pysk pokazując kły. Chwilami rzeczywiście wyglądał jak pitbull.
- Dobra, uspokój się. - rzekła leniwie Vi - Nie chcemy przecież rozlewu krwi.
- Mów za siebie. - rzekł krótko Zaq przestając warczeć.
- Musisz być taki wredny?
- Nie, nie muszę. - odparł.
- A więc...?
- Ale wobec ciebie będę. - uśmiechnął się ironicznie, po czym zaczął odchodzić. Wadera ruszyła za nim, co zauważył.
- A ty gdzie?! - warknął gwałtownie się odwracając.
- Idę się tylko ogrzać, bo tak jakby wrzuciłeś mnie do wody, geniuszu.
- Sama tam wpadłaś. - rzucił i znów zaczął iść.
- Zamknij się już.
- Uważaj na słowa. - mruknął ze złośliwym uśmieszkiem. Vi dało to wiele do myślenia, ale i tak postanowiła iść za basiorem. W milczeniu zbliżali się do miejsca polowań. Zaq nie był zadowolony z towarzystwa wadery.
- Idę polować. - oznajmiła wkrótce Vi.
- Nareszcie... - szepnął i zatrzymał się opadając na ziemię - Idź, byle szybko.
Waderze polowanie sprawiało wielką trudność, szczególnie etap tropienia. W końcu jednak udało jej się złapać świeże ślady, którymi powoli podążała. Po pewnym czasie w oddali ujrzała swoją zdobycz. Dwie sarny spokojnie skubały krzaczki między drzewami. Były oddalone od wadery kilkanaście metrów, ale Vi na szczęście jest wprawiona w skradaniu się. Powoli zbliżała się do ofiar, nie chcąc ich spłoszyć. I wtedy nagle z głośnym warkotem wyskoczył Zaq, płosząc obydwie sarny. Vi groźnie warknęła.
- Oj... chciałaś je upolować? No sory. - uśmiechnął się. Wadera wpadła w szał. Wiedziała, że nie ma najmniejszych sznas z basiorem, tym bardziej, że nie dysponuje żadnymi mocami, ale mimo to agresywnie rzuciła się na niego z kłami.

*Zaq? Walcz, tylko jej nie zabij.*

Pudełkownik - Tetris

Imię :  Tetris
Pseudonim :  Brak
Numer Seryjny : 67
Wiek : 19lat
Płeć :  Samica
Charakter : Tetris jest miłym i przytulaśnym Pudełkownikem. Uwielbia się bawić i szaleć, jest bardzo rozważna, co pomaga Zaqowi w podejmowaniu decyzji i przy okazji Tetris powoli uczy go czuć. Ten mały Pudełkownik uwielbia jeździć na grzbiecie swego przyjaciela, skąd ma doskonały widok na wszystko.
Wygląd : Tetris to różowo-pudrowy Pudełkownik Zwyczajny. Na sierści na końcówce pyszczka, uszu i łapek ma żółto-pomarańczowe przebarwienia. Posiada 2 żółte różki i jedwabisty ogonek.
Gatunek :  Pudełkownik
Podgatunek :  Pudełkownik Zwyczajny
Moce : Niestety jej rodzice nie nauczyli jej ich używać, ponieważ kilka dni po narodzeniu porzucili ją.
Kocięta :   Brak
Historia : Tetris została znaleziona przez Zaqa nad rzeczką, do której wcześniej wyrzucili ją rodzice. Od małego Pudełkownika mieszka z Zaqiem i jest jego najlepszym przyjacielem, mieszkała z nim nawet w wojsku, z którego pomogła mu uciec.
Właściciel : WilkZLasu[H] WilkZLasu[D]
Inne Zdjęcia :   Brak

Chione

Imię :  Chione
Pseudonim :  Chwilowo brak
Wiek : 3 lata
Płeć :  Wadera
Orientacja :  Aseksualna
Charakter :  Chione jest raczej mało towarzyska, i do nieznajomych, jak i nawet znajomych często odzywa się chłodno. Bardzo trudno jej komukolwiek zaufać, gdyż ona sama jest przeświadczona o tym, że może ufać wyłącznie sobie. Najczęściej można ja spotkać spacerującą samotnie po najchłodniejszych rejonach watahy. Jedynymi zwierzętami, na które nie poluje, są wszystkie, które pochodzą z terenów arktycznych.
Wygląd :  Chione jest waderą o długim, białym futrze. Część futra na jej grzbiecie jest czarna, podobnie jak nos, poduszki u łap i pazury. Posiada po dwa małe kolczyki na każde długie ucho. Ogon jest również bardzo długi i puchaty. Chione posiada jednak charakterystyczne, błękitne oczy bez źrenic.
Stanowisko :  Wojownik
Rasa :  Wilk Lodu
Moce :
- potrafi przenikać przez lód, chociaż nie jest to przydatne na co dzień,
- może widzieć wszystko wokół siebie, zupełnie, jakby miała oczy z tyłu głowy. Lub to po prostu dobry słuch, lub coś w ten deseń,
- potrafi stworzyć lód z niczego,
- jest odporna na bardzo ujemne temperatury, ale bardzo nieodporna na ciepło. Latem często boli ją głowa.
Partner/ka :  Brak i nie przewiduje w najbliższym czasie.
Szczeniaki :   Nie potrafi zdzierżyć szczeniaków, więc nie.
Rodzina :  Nie zna...
Historia :  Po prostu pewnego dnia obudziła się sama na pustyni lodowej. Nie pamiętała nic ze swoich szczenięcych lat. Postanowiła pójść przed siebie i tak trafiła na Watahę Zewu Księżyca.
Właściciel :  Ratinka(H)

Od Amaltei cd. Asterii De La Coste

Byłam naraz zdziwiona i przerażona. Jak my to zrobiłyśmy? Nie wiedziałam. Jedyne co wiem to, to, że mnie znaleźli. Jęknęłam przeraźliwie i padłam na ziemię. Skuliłam się, jakby mnie mieli zaraz zbić. Usłyszałam jedynie pytanie:
- Wszystko dobrze?
- Nie! Nie jest!- wrzasnęłam przerażona. Zdając sobie sprawę, z tego co zrobiłam, wstałam powoli i szepnęłam:
- Przepraszam...- skuliłam się. Nie wiedziałam, czemu tak zareagowałam. Wadera znów zapytała:
- Coś się stało?- nic nie powiedziałam, więc dodała- Możesz mi powiedzieć. Nie zrobię Ci nic.
Po tych słowach pobiegłam. Po co mam to komuś mówić, jak i tak to nic nie pomoże. Znajdą mnie i zabiją. Gdy byłam dosyć daleko, przypomniało mi się to, co się stało wcześniej. Uspokoiłam się, zaczęłam się zastanawiać, co to mogło być. Poczułam się w tedy taka potężna, odważniejsza... Nie wiem jak to możliwe. Położyłam się przy krzakach, rozmyślając o tym. Nagle poczułam, że ktoś się zbliża. Szybko wstałam, zza rogu wyskoczył basior, którego spotkałam wcześniej. Skuliłam się znów. Gdy mnie zobaczył, powiedział:
- Amaltea...- przerwał - To ja, Draco...- przerwał mu drugi basior. Gdy mnie zobaczył powiedział do Draco:
- Dobra robota! Nasz alfa Cię awansuję.
- Emm, tak...
- Zamień się w... - nie dokończył, bo basior skoczył na niego. Korzystając z zamieszania, uciekłam. Kolejna rzecz, która mnie tak bardzo dziwi. Biegłam jak najszybciej mogłam, zaczęło się ściemniać. Stworzyłam kulę światła, by oświetlić sobie drogę. Nagle wpadłam na kogoś.

 *Asteria?*

Od Rufusa cd. Metta *KONIEC*

Stresowałem się tym że ten wilk mógł coś wypaplać.Nie lepiej było kazać Avo go zabić i zwalić winę na niedźwiedzie? To raczej nie byłoby miarodajne ,kto by uwierzył w niedźwiedzia pachnącego metalem smołą i krwią innych wilków? No raczej nikt. Postanowiłem zejść na dół do swojej pracowni by sprawdzić czy mam jakieś pióra w zapasie coby nie musieć polować na te tępe ptaszyska. Niestety, w zapasach mam zaledwie połowę potrzebną do naprawienia jego skrzydeł. Gęsi i kaczki raczej nie szwędają się w części lasu w której poluję zazwyczaj... Czyli zwiększa się ryzyko spotkania innych wilków. A może tak zacząć hodowlę kaczek? Hmmm... To może byłby jakiś plan ale kto widział wilka który posiada jakąś hodowlę?! Raczej nikt. To strasznie upierdliwe. Czemu Avo sam się nie naprawi? Wtedy byłoby o wiele łatwiej. Jeszcze ten bałagan w pracowni... Chyba jutro zacznę wielkie sprzątanie. Może ograniczy to zapach krwi oraz metalu niosący się od pracowni. No cóż pożyjemy zobaczymy. Innymi słowami ująć tego nie mogę. Kiedy wyszedłem z pracowni zobaczyłem Avo... Oczywiście zgubił intruza. W sumie mogłem się tego spodziewać ale nadal byłem wściekły. Ale w końcu,nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Szczególnie skoro rozlało się je z lenistwa. W tej chwili bardziej potrzebuję tych głupich piór niż zamartwiania się wystraszoną kupą futra. Na pewno to wyjdzie na lepiej. Dopiero teraz zorientowałem się że zrobiło się ciemno... No oczywiście... Wróciłem się do szopy i poszedłem spać.
*KONIEC*

Od Metty cd Rufusa

Dzień nawet na dobrze się nie zaczął, a Metta już miał zniszczony nastrój jak i psychikę do końca tego cyklu księżycowego. Gdy tylko wystarczająco oddalił się od tajemniczej chałupy, zmienił się w swoją skrzydlatą postać i wzbił się w powietrze.
Zdążył już zauważyć, że ta upiorna machina zamaskowanego wilka ma duże skrzydła. I tak, zauważył też, że to coś za nim łazi. Cały czas słyszał bowiem za sobą głośny zgrzyt metalu, naprawdę, nawet dwumetrowy niedźwiedź byłby bardziej dyskretny. Ale ta wiedza wcale nie pomagała Metcie przestać trząść się ze strachu - ta chodząca tykając bomba o ostrym zapachu najwyraźniej chciała, by o tym wiedział.
Wyleciał już ponad korony drzew. Z radością zauważył, że nic nie leciało za nim. Może przerażające ptaszysko miało mózg mniejszy od ziarenka piasku i nie ogarnęło, że biały, skrzydlaty wilk nadal jest tym wystraszonym, chudym basiorem o szarej części. A przynajmniej Metta miał taką nadzieję.
Leciał gdzieś przed siebie, nawet nie dbał o to, dokąd leci. Byle najdalej od tamtej szopy. Przecież nie było żadnej szopy, prawda?
Wtedy właśnie zderzył się z wilkiem, który również był wtedy nieco zamyślony. Metta stracił zupełnie koncentrację jak i kontrolę nad skrzydłami i natychmiast zaczął opadać w dół, jego futro przebarwiło się z powrotem na szaro. Przyszłość wyglądała nieciekawie, jednak po chwili ktoś złapał go zębami za kark i odstawił bezpiecznie na ziemi.
- Oj wybacz nieznajomy - wymamrotał szary basior o dużych, czarnych skrzydłach, który właśnie uchronił go od złamania kręgosłupa - Żyjesz?
- Yhm, dzięki.
- Na pewno w s z y s t k o w porządku? Wiesz, nie chcę nic mówić ale nie wyglądasz najlepiej.
No to nie mów...
Metta przytaknął i pobiegł dalej w kierunku przeciwnym do słońca, ponieważ tam się wcześniej kierował. Nieznajomy zauważył chyba jak bardzo Metta jest roztrzęsiony i poszarpany, ale po kiego licha się tyle dopytywał? Wilki powinny pozwolić Omegom po prostu być sobie Omegami.
Miał tylko nadzieję, że te ptaszysko nie nakabluje swojemu panu o rzekonym złamaniu przysięgi, do którego przecież nie doszło. Teraz pozostawało jedynie znalezienie sobie nory, przez której wejście nie przeciśnie się szatańska maszyna, i przez kilka dni nie opuszczać tej nory.

*Rufus?*

Od Rufusa cd. Metta

W końcu mogłem w spokoju rozkoszować się chwilą oraz moim posiłkiem. Kto by pomyślał aby z impetem wbiegać na kogiś i nie widzieć w tym nic złego. Bydło nie wilki ,bydło. Jedząc zdobycz zacząłem myśleć nad zniszczonymi skrzydłami Avo. Co by tu zrobić by ograniczyć ilość zurzytych surowców... I tym samym naprawić jego skrzydła pożądnie. Chyba się nie da... Kiedy skończyłem swój posiłek po prostu udałem się w stronę mojej pracowni. Heh nie ma to jak spać w pracowni a nie tak jak normalne wilki w legowisku. Chyba w pracowni mam jakiś zapas ptasich piór... Może nie będzie konieczne polowanie na ptaki? Agrhhh nie będę sobie tym teraz przecież zawracał głowy. Kiedy byłem już pod szopą nie uwierzyłem w to co widziałem. To już był naprawdę kiepski żart. Gorszego dnia sobie nie wyobraziłem. Mianowicie,ten nieuważny szary wilk był pod moją szopą. Oczywiście Avo go spacyfikował gdyż ma wydany rozkaz zatrzymywać wszystkich którzy znajdą się bezpośrednio pod szopą. Jeśli są to zwierzęta które nie są wilkami ma je po prostu zabijać.
-Puszczaj niedorobiona kupo piór!-powiedziałem do Avo.
Wtedy nieznajomy mi wilk wstał i próbował czmychnąć w bok ale Avo mu na to nie pozwolił.
-Myślisz iż tak po prostu pozwolę Ci odejść?-powoedziałem z pogardą do przerażonego szarego wilka. Zaśmiałem się przy tym w miarę szyderczo.
-Najpierw omówimy sobie parę spraw.-powiedziałem z głową uniesioną do góry.
-Nigdy tu nie byłeś prawda?-spytałem-PRAWDA?!-powtórzyłem.
-T...aaakk -zająkał się przybłęda.
-Nic tu nie widziałeś czyż nie?-zadałem następne pytanie.
-Nic ,kkompletnie nnic. -odpowiedział ponownie.
-W takim razie idź i więcej tu nie wracaj! Warknąłem na niego głośno. Ten uciekał tak szybko że aż się kurzyło. Rozkazałem Avk śledzić wilka,teraz to on będzie moimi oczami i uszami . Muszę mieć pewność iż nic nie wypapla. Chociaż szczerze wątpię w umiejętności szpiegowskie Avo to mam nadzieję że udamu się pozostać niezauważonym...
*Metta*

Od Zaqa cd. Vicus Carbo

Patrzyłem na mokrą waderę, szczerząc się. Wyglądała komicznie. Wyciągnąłem do niej łapę, by pomóc jej wstać. Chwilę staliśmy w ciszy, więc postanowiłem, że coś w końcu powiem.
- Cześć, nazywam się Zaquel, ale możesz mi mówić Zaq piękna dziewojo. - powiedziałem, hamując rozbawienie moją poetycką mową.
- Vicus Carbo. - rzuciła z lekka agresywne. Prychnąłem, zaraz jeszcze mnie pogryzie. Wadera spojrzała na mnie leniwie i ziewnęła. Obróciłem się i niby "przypadkowo" dostała moim zadkiem w pysk. No walnąłbym ją ogonem... Ehh, gdybym tylko go miał... Wyszczerzyłem się podle i dumnym krokiem podążyłem w stronę lasu, pozostawiając mokrą waderę samą sobie, lecz nagle piekący ból na zadku. Odkręciłem pysk ze straszliwym grymasem zdenerwowania. Wadera zastrzygła uszami i szybko cofnęła się, gdy moja łapa z wyciągniętymi pazurami przeleciała przy jej pysku. Powarkiwałem głośno, dając jej znak, że dokonała złego wyboru, atakując mnie. Patrzyłem groźnie co jakiś czas głośniej, warcząc. Wadera staław jednym miejscu cofając się przed moimi ruchami czyli częstymi wyskokami. Oczywiście chciałem jej tylko uświadomić, że ze mną się nie zadziera. Wadera cofnęła się aż bo brzeg rzeki. Ostatni raz warknąłem głośno a wadera, cofnęła się jeszcze bardziej. Na jej nieszczęście wpadła do rzeki.
*Vicus? jak się pływa?*

Od Metty cd. Rufusa

- Co Ty wyrabiasz?! Mózgu nie masz?
Taką dostał Metta tego dnia dodatkową pobudkę, gdy ledwo przytomny biegł przez las, a po kilkurazowym uderzeniu w drzewa nieźle kręciło mu się w głowie. O mało się nie przewrócił, słysząc groźnie brzmiące warknięcie. Brzmiało mniej więcej jak: Nie Zawracaj Mi Głowy Ani Chwili Dłużej Albo Cię Obedrę Ze Skóry A Duszę Wsadzę W Jakiś Kawał Metalu. Czemu w kawał metalu? Pojęcia nie miał, skąd tak daleko od ludzi zdobyć metal, ale ten biały wilk w biało-czerwonej masce (swoją drogą bardzo patriotycznie!) leżący na trawie i usiłujący posilać się upolowanym jeleniem patrzył na niego z jakiegoś powodu bardzo wściekły.
- No i czego się tak gapisz?
- P-przepraszam - Metta zaczął sie cofać z podkulonym ogonem, jakby wcześniej jego ogon nie był już dość podkulony. Bardzo chciał przemówić obcemu do rozsądku, w końcu przecież w żaden sposób nie zawinił, by tak na niego od razu warczeć. Lecz... nie miał w sobie wystarczająco dużo odwagi, by bronić własnej dumy. Albo po prostu miał w sobie zbyt dużo zdrowego rozsądku, bo wilk w masce zaczynał mieć coraz bardziej zjeżone futro, i do tego pachniał krwią wilków jak i chemikaliami.
W końcu po prostu odbiegł, lub jak kto woli, uciekł, i dopiero po stu metrach uderzył w jakieś drzewo. Dopiero tutaj dołączył i postanowił nie robić sobie problemów, a najlepiej unikać tamtego wilka do końca swoich dni.
A może obcemu chodziło o to, że Metta był Omegą? W końcu Metta słyszał, że niektóre wilki lubiły odreagowywać własną złość na Omegach.
Metta już nigdy nie powinien tak intensywnie myśleć podczas biegu, gdy kręciło mu się w głowie a zmęczone oczy prawie się zamykały. W tym przekonaniu dodatkowo utwierdził go dziwny, metalowy czworonogi stwór, na którego szary basior przypadkiem wpadł. Zaraz gdy odczuł ten nieprzyjemny chłód na swoim nosie zrozumiał, że trzeba było nie wystawiać tego nosa w ogóle z jaskini w ciągu dnia.

*Rufus?*

Marlena

Imię :  Marlena
Pseudonim :  Mari, Tęcza
Wiek : 2 lata
Płeć :  Wadera
Orientacja :  Heteroseksualna
Charakter :  Jest ona miłą i przyjazną waderą. Choć tak nie wygląda, umie świetnie walczyć, a gdy jest zła, musi komuś lub czemuś przywalić, jednak trudno ja rozzłościć, ma cierpliwość ze stali. Kocha chodzić po tęczy, czy ją jeść. Lubi też rozmawiać z innymi zwierzątkami lub się z nimi bawić. Do jej ulubionych zajęć należy czytanie, zagłębianie wiedzy o tęczy, myśli, że dowie się czegoś o swoim pochodzeniu. W opiekowaniu się nie ma sobie równych. Jest zabawna. Cechuje ja odwaga i chęć pomocy. Nie odmówi pomocy nawet największemu wrogowi.
Wygląd :  Jest ona niską i szczupłą waderą. Jej beżowe futerko pokrywają tęczowe łatki, a jej łapy mają tęczowe ,,skarpetki". Ma długi i biały ogon, który jest bardzo puszysty. Ma też długą, białą grzywkę, której końcówki są tęczowe i lekko falowane. Ma proporcjonalne do ciała, białe uszy, których środek jest tęczowy. Kolejne rzeczy, które są białe to: broda, pierś, brzuch oraz palce. Ma piękne niebieskie oczy.
Stanowisko :  Nauczyciel
Rasa :  Wilk Dnia
Moce :
- Włada nad tęczą. Może ją przyzywać, chodzić po niej, jeść ją, a nawet rozmawiać z nią,
- Może zamienić się w dziwną, dużą istotę, przypominającą wilka, całego z tęczy. Może w tedy kogoś uderzyć, ale nikt nie może jej dotknąć. Używa tej mocy jedynie podczas wojny lub kiedy grozi jej coś strasznego,
- Ma moce lecznicze,
- Włada nad pogodą,
- Może zahipnotyzować,
- Telepatia,
- Telekineza,
- Może zamienić się w smoka.
Partner/ka :  Nie ma
Szczeniaki :   Nie ma
Rodzina :  Matka- Lilia, ojciec- Skaza, siostra- Fiona
Historia :  Urodziła się, gdy na niebie była tęcza. po jakimś czasie wyruszyła w podróż, by znaleźć jakąś watahę. Po roku znalazła się w tej watasze, gdzie okazało się, że jest jej siostra.
Właściciel :   ???
Inne Zdjęcia : <Jej matka>, <Jej ojciec>, <Jej siostra>, <Jako smok>

Od Fiony cd. Moss

Gdy dobiegłam do gór, zamieniłam się w Nadrę. Zaczęłam skakać po półkach skalnych, chciałam dojść na sam szczyt, a jako ta dziwna istota, było to możliwe. Cieszyłam się, że ją stworzyłam. Ciekawe, czy może jest ich więcej. A jak stworzyłam ich więcej? Byłoby cudownie. Mogłabym się z jakimś zaprzyja... Nagle usłyszałam jak ktoś krzyczy. Pobiegłam w stronę głosu, starałam się jak najszybciej. Nawet jak byłam w ciele Nadry, nie mogłam ryzykować. Gdy skoczyłam na wyżej położoną półkę, zobaczyłam dziwne zwierzę. Wisiał nad przepaścią, w każdej chwili mogła spaść. Gdy doskoczyłam do niego, powiedział:
-Pomóż mi.
Pokiwałam głową i odmieniłam się. Złapałam go za szpony i wciągnęłam na półkę. Gdy już siedział obok mnie, mogłam mu się przyjrzeć. Miał owczy pyszczek, na szyi mech, lwi ogon, a jego tylne łapy były wilcze. Zaciekawił mnie jego wygląd. Gdy już wrócił do siebie, powiedziałam:
-Jestem Fiona.
-Ja Moss.
-Jesteś wilkiem? Czy może inną istotą?
-Wilkiem.
-Bardzo mi się podobasz... To znaczy, twój wygląd mnie zaciekawił, bardzo ładny...- zakłopotałam się lekko, lecz po chwili zaśmiałam.- Chodź, zejdziemy stąd. Masz jakiegoś przyjaciela?
-Tak.
-To fajnie. Gdy już będziemy na dole, porozmawiamy.
Moss pokiwał głową i poszliśmy razem w dół. Fajnie będzie poznać nową osobę. Może poznam też jego przyjaciela. Co raz więcej osób poznaję, chciałabym nie mieć żadnych wrogów. Ale każdy musi mieć choć jednego, prawda? Sama nie wiem czy w to wierzyć. Ale jak na razie, zapowiada się wspaniale.
  
*Moss? Jest chyba okej*

Pudełkownik - Aloe


Imię :  Aloe
Pseudonim :  Brak
Numer Seryjny : 66
Wiek : 17lat
Płeć :  Samiec
Charakter : Aloe to odważny i przyjacielski samiec. Lubi rozmawiać z innymi zwierzętami, pudełkowcami i Fioną. Do jego ulubionych zajęć, należy bieganie, on kocha biegać wraz ze swoją towarzyszką i patrzeć na rośliny. Jego wiedza na temat roślin i innych istot jest bardzo zadziwiająca. Jest zabawny, potrafi świetnie się opiekować dziećmi lub rannymi.
Wygląd :  Aloe wielkością dorównuję dorosłemu kotu. Jego sierść jest koloru zielonego, gdzie na pyszczku, końcówkach uszu, ogona i nóg jest jaśniejsza. Przez jego grzbiet, aż do nosa, idzie biała pręga, a od niej krótsze, też tego koloru pręgi. Jego białka są jasno żółte, a źrenice trochę ciemniejsze.
Gatunek :  Pudełkownik
Podgatunek :  Pudełkownik Zwyczajny
Moce : Brak
Kocięta :   Brak
Historia : Przez kilka lat podróżował, poznawał dotąd nieznane rośliny i istoty. W końcu trafił tutaj i został towarzyszem Fiony.
Właściciel : Kaoma.lilith@interia.pl
Inne Zdjęcia :   Brak

Od Ono Un Primrose do Cerbera De La Coste

Ono siedział całkowicie sam przy rzece. Przysłuchiwał się stukaniu wody o skały. Usłyszawszy szelest w krzakach otworzył oczy i odwrócił delikatnie łeb w stronę dochodzącego dźwięku. Wtem ujrzał czarnego, wysokiego basiora, który patrzył na niego dumnie jednym okiem. Biały basior mrugnął powoli nie odwracając wzroku od alfy. Wiedząc iż nie stanie mu się krzywda opuścił łeb do dołu, spojrzał prosto w swe odbicie po czym zamknął oczy przypominając sobie sytuacje, gdy dołączył do watahy.
---
Dwa lata wcześniej
---
Biały basior powoli sunął przez pustkowia, zero wody, zero pożywienia. Coraz bardziej zasapany próbował dostać się na inne tereny, jednak było to niemożliwe, gdy dookoła jedyne co było to piasek. W pewnym momencie zaczął zwalniać. Coraz wolniej przebierał łapami. Zatrzymał się. Popatrzył pusto przed siebie, nie było tam nic, dosłownie nic. Nagle padł, runął na ziemie, a jedyny dźwięk jaki powstał to „puf”. Piasek wzniósł się i pokrył część jego ciała. Wilk zamlaskał, jego powieki poczęły opadać, brakło mu już sił, ostatnie co widział to sylwetka... sylwetka zwierzęcia... czy to koniec jego podróży? Ono już nieprzytomny leżał na piasku, a nieznajomy podbiegł do niego. Przyjrzał mu się przez dłuższą chwilę, za pewne rozważał też decyzje zostawienia go na pustyni, ale to tylko przeczucie. Po chwili jednak wziął go na grzbiet i zaczął iść, iść w stronę nowego domu pana Un Primrose. Minęła godzina, a oba basiory wylądowały w jaskini. Nieznajomy zrzucił Ono z grzbietu na kupie liści, które za pewne służyły jako legowisko. Ono mimo wszystko się jeszcze nie budził. Zaczęły mijać minuty i po około 30 Beldour w końcu postanowił łaskawie otworzyć oczy. Przez chwile obraz był mglisty, ponieważ się zestresował, jednak gdy zauważył że nie jest na pustyni, a w jakiejś jaskini, prawdopodobnie czyimś domu lub szpitalo podobnym pomieszczeniu. Kiedy ujrzał wilka zamrugał kilka razy, a obraz wrócił do normy. Mógł w sumie teraz uciec bez słowa, ale jego siły były wyczerpane. Nie jadł od dłuższego czasu, a co dopiero pił, więc po prostu leżał w milczeniu. Przeciągnął się cicho mrucząc. Nieznajomy przyniósł z nikąd miski z wodą, a także soczysty kawał jeleniego mięsa. Na pysk Beldour’a od razu wkroczył szeroki uśmiech. Pierwsze co zrobił to oczywiście się napoił. Była to dość krępująca dla niego sytuacja, ponieważ jego zbawienie (czyt. nieznajomy) obserwował każdy jego ruch. Kiedy przegryzł trochę miesą, jednooki zaczął mówić:
- Jak się nazywasz i skąd jesteś?
Połknął ostatni kawałek mięsa jaki był w jego jamie ustnej po czym dość pytająco zerknął w stronę „bestii” jaka przed nim siedziała.
- O-Ono.... – wyszeptał. Było mu wstyd, że musiał zostać uratowany przez obcą osobę, jednak wziął oddech dodając sobie pewności – Ono Un Primrose – dokończył.
- A więc Ono Un Primrose, jestem Cerber De La Coste – przedstawił się.
Przytaknął i opuścił uszy. Nie był pewyn co mógł robić w takowej sytuacji, jednak ciekawiła go jedna rzecz.
- Dlaczego... – udało mu się wydusić tylko słowo.
- Dlaczego co? – zapytał po chwili Cerber.
Ono zamknął oczy i dopiero po jakiejś minucie odpowiedział:
- Dlaczego mnie uratowałeś? Jestem dla ciebie obcy..
- To chyba proste, że nie zostawię kogoś poszkodowanego na pustkowiu, właściwie wyglądałeś niegroźnie, więc postanowiłem cię zabrać - uśmiechnął się nikle.
Beldour nie wiedząc jak reagować po prostu westchnął. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego wzrok natrafił na waderę. Zastanawiając się kto to odwrócił łeb w stronę Cerbera.
- To moja żona, Asteria De La Coste, razem ze mną alfuje w watasze zewu księżycaa.. – przeciągnął ostatnią głoskę, chyba mu się trochę zagalopowało – nie jesteś żadnym szpiegiem, prawda?
- Nie... ja... uciekłem tylko z rodzinnego domu przez pewien incydent, nie jest on ważny... to.. – w oczach białego wilczura zaczęły zbierać się łzy, jednak położył łapę na pysku, aby nic nie było widać – j-jestem do niczego..
Cerber opuścił łeb, wiedział że to była ciężka sytuacja dla Ono. Skończył żywoti własnego ojca, więc na pewno nie mogło być dla niego nic łatwego.
- Nie kryj się z emocjami, są ważne.. – zrzucił łapę Ono z jego pyska.
- Ale ja chce być silny, chce po prostu... być kimś – szepnął.
- Mam dla Ciebie pewną propozycje, dołącz do naszej watahy, może uda ci się tu znaleźć nowy dom – zastrzygł uszami czekając na odpowiedź – właściwie, to jakie posiadasz moce?
- J-Ja... władam zaklęciami... mam też osiem kryształów, które potrafią robić inne rzeczy.. no i potrafię też leczyć innych.. – wymamrotał i chlipnął parę razy noskiem.
Cerber się uśmiechnął.
- Na pewno znajdzie się miejsce dla ciebie, proponuje ci żebyś stał się uzdrowicielem, nie ma ich wielu, a więc można by rzec że jesteś wyjątkowy – puścił mi oczko, a to zabawna sytuacja, ponieważ drugiego nie ma.
- Uzdrowiciel... wyjątkowy... – zaczął cicho mówić do siebie. Wziął głęboki oddech, a kiedy wypuścił go ze swoich płuc przytaknął, zgodził się na przyjęcie, a także na takowe stanowisko.
Nie było już odwrotu, te tereny były teraz jego domem, nowym domem, z nowym Ono, z nowym basiorem, który ma inną historię, jednak w środku, dalej jest ten sam.
---
Teraźniejszość
---
- O czym tak rozmyślasz, Ono? – zapytał w pewnym momencie alfa.
- Nic ważnego... po prostu o tym jak tu dołączyłem, minęły już 3 lata, a to dalej tkwi w mojej głowie.. – westchnąłem, odwracając łeb delikatnie w stronę De La Costy.
Cerber podniósł jedną brew, za pewne czuł w środku ciała Un Primrose wojnę toczącą się przez emocje, pogardę, jak i wdzięczność za ratunek. Beldour po chwili warknął, aby dać alfie znak że nie życzy sobie aby go tak obserwował, jak to miał w zwyczaju przy pierwszym spotkaniu. Alfa przewrócił okiem i napoił się wodą w jaką cały czas patrzył biały basior. Wtem Ono ponownie się odezwał:
- To przypadkowe spotkanie czy masz coś dla mnie?..

                                                               *Cerber? :’D*

Draco

Imię : Draco
Pseudonim :  W jego dawnej watasze mówili do niego Demon1
Wiek : 6 lat
Płeć : Basior
Orientacja : Heteroseksualny
Charakter :  Draco to zamknięty w sobie basior, który stara się omijać inne wilki. Stara się je omijać, ponieważ, musi walczyć z dwiema stronami. Są w nim dwie dusze, każda chcę czegoś innego. Ta zła, należy do jego ojca, a dobra, do jego matki. Każdego dnia, walczą o jego ciało, przez co, nie wiadomo co Draco może zrobić. Czasami jest wredny, oschły, wybuchowy, ponury i rządny krwi, ale za chwilkę i tak może stać się milszy a czasem, miły, ale i tak nie wiadomo, czy jak ktoś do niego podejdzie, to go nie zaatakuję. Nie wie, co zrobić, by być normalny jak każdy.
Wygląd : Jest on wysokim i dobrze zbudowanym basiorem, o jasnej blond sierści. Jego grzywka, w przeciwieństwie do reszty futra na ciele, jest lekko kręcona. Jego oczy mogą niektórych przerażać, bowiem białka są czarne, a źrenice czerwone. Przy prawym oku ma dwie, duże blizny. Jego ostre kły i pazury, potrafią z łatwością rozedrzeć skórę wilka, lub wbić się bardzo głęboko. Za uszami ma czarne rogi. Jego łapy podobnie jak białka i rogi są czarne, gdzie z tyłu ma kolce, które mają w sobie dziwny płyn, który może albo zabić, albo uzdrowić. Charakterystyczną rzeczą w jego wyglądzie, są potężne, wampirze skrzydła. Na jego prawej łopatce, jest wypalony znak śmierci, a na lewej znak życia.
Stanowisko : Wojownik
Rasa : Wilk Wojny
Moce :
- Dzięki skrzydłom, może latać,
- Kolce na jego ciele, mają w sobie płyn, który może leczyć, lub zabijać,
- Widzi w ciemności,
- Może regulować temperaturę swojego ciała, dla tego nie jest mu nigdy za gorąco czy za zimno,
- Może chodzić nawet po bardzo gorących powierzchniach,
- Moc którą odziedziczył po matce: Władza nad światłem,
- Gdy głośno zawyję, wokół niego może rozpętać się wojna,
- Może porozumiewać się z Kerberusem i Garmem,
- Może zamieniać się w nietoperza i człowieka
Partner/ka :  Wątpi, że jakaś by go pokochała
Szczeniaki :  Brak
Rodzina :  Jego rodziną jest pewna lisica o imieniu Megan
Historia :  Gdy Draco przyszedł na świat, wataha miała już 10 szczeniaków, o rasie wilków wojny. To właśnie w tedy, zaczęto je sprzedawać zwierzętom, z poza watahy, a te które nikt nie chciał kupić, zabijano. Taki właśnie miał skończyć Draco, gdyby nie pewna stara lisica Megan. Wzięła go ze sobą, daleko od watahy i opiekowała jak własnym synem. Niestety gdy basior miał dwa lata, zmarła. Od tego czasu, musiał radzić sobie sam. Polował tak jak go lisica nauczyła, dzięki temu, nigdy nie był głodny. Gdy miał cztery lata, w niewiadomy sposób, znaleźli go ludzie i zabrali ze sobą. Od tego czasu, przez dwa lata, musiał brać udział w walkach, a co najdziwniejsze, nie tak jak zwykle psów. Były to walki magicznych wilków. To w tedy zaczęła walczyć o niego dusza ojca, więc był nie do pokonania. Gdy już miał dosyć tego, uciekł i trafił tutaj.
Właściciel : ???
Inne Zdjęcia :   <Człowiek> <KLIK> <KLIK> <KLIK> <KLIK> <KLIK> <KLIK> <KLIK>

Pudełkownik - Sezoe



Imię :  Sezoe
Pseudonim :  Sez,Sezo
Numer Seryjny : 25
Wiek : ???
Płeć :  Samiec
Charakter : Sezoe jest wyjątkowo towarzyski, jest trochę płochliwy ale raczej zawsze podejmuje pogawędki z innymi pudełkownikami. Szybko nawiązuje nowe znajomości oraz jest genialnym naukowcem.
Wygląd :  Sezoe jest wielkości kota, jest on barwy pomarańczowej. Jego oczy są zielone. Na końcówkach uszu oraz pyska jego barwa jest delikatnie rozjaśniona. Na uszach głowie oraz części grzbietu ma małe białe plamki.
Gatunek :  Pudełkownik
Podgatunek :  Pudełkownik Mieszany
Moce : Sezoe nie ma specjalnych umiejętności. Chyba że chowanie się w pudełku można tak określić.
Kocięta :   Brak
Historia : Sezoe zabłądził gubiąc przy tym Arco swojego przyjaciela. Stwierdził że osiądzie w tej watasze, zaczął towarzyszyć Mossowi
Właściciel :  Fresk[D] szybcik[H]
Inne Zdjęcia :   Brak
^