Zamykam

Aktywność zerowa, bardzo przepraszam ale zamykam. Jezeli chcesz skopiuj formularz swoich wilków zanim blog zostanie usuniety całkowicie ( jutro) Znajdziecie mnie na SLD raczej nie bee tu zaglądać, przepraszam ;-;

Od Freyi do Cerbera De La Costy

Freya przymykała oczy chroniąc je od nadmiaru promieni słonecznych. Przyglądała się skaczącym z kamienia na kamień żabom. Rechotały spod liści pływających po tafli i czuwały nad bezpieczeństwem kijanek. Wadera położyła łeb na łapach i głośno westchnęła. Słońce prażyło jej futro, a lekki wiatr je studził. Nieustający rechot powoli usypiał zmęczoną waderę. Domknęła powieki i już wkraczała w objęcia Morfeusza, gdy usłyszała krzyk. Zdawał się dochodzić z dębowego lasu. Podniosła się, rozciągnęła skrzydła i uniosła się w powietrze. Tuż przed lasem zmieniła się w nietoperza, by sprawniej manewrować między gęstymi pniami drzew. Leciała szybko, używając echolokacji. Wleciała do ciemnej groty. Była pełna omszałych głazów, spomiędzy których wyrastały młode rośliny. Zwolniła lot i nic nie widząc polegała jedynie na jej nietoperzych umiejętnościach. Omijała stalaktyty i stalagnaty podążając za cichymi krokami. Gdy była wystarczająco blisko źródła dźwięku przemieniła się w wilka.
-Czy ktoś tu jest?- zapytała niepewnie z nutką strachu.
-A kto pyta?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.- waderka położyła uszy po sobie okazując niepewność. Głos mruknął niezadowalająco, lecz po chwili znów się odezwał.
-Cerber. Cerber De La Coste.- słychać było lekkie westchnięcie po wypowiedzianych słowach.
-To ja Freya.- odpowiedziała już trochę pewniej.- Jeśli mogę spytać, to co robisz w tej jaskini? Słyszałam krzyk. Wiesz do kogo należał?

*Cerbi? Teraz się tłumacz B)*

Od Zaqa cd. Vicus Carbo

Wadera patrzyła na Zaqa z przymrużonymi oczami. Palący wzrok wadery tak strasznie wkurwiał Zaqa lecz postanowił czekać na jego  zbawienie. I nie, wcale nie chodziło mu o śmierć wadery. Chociaż czasem myślał że to by się przydało, mimo wszystko czekał na Nocte Lux. Jako uzdrowicielka Nocte powinna móc udzielić pomocy krwawiącej waderze. Gdy uzdrowicielka przybyła do jaskini Zaquela nic nie mówiąc zaczęła leczyć Vicus. Gdy tylko Zaq postanowił spojrzeć na wadery uzdrowicielka warczała głośno, najwyraźniej zdawała sobie sprawę z tego co stało się Vicus. Basior wtedy tylko kichał z pogardą bo w sumie... powinny się cieszyć że nie zabił ich tak jak innych. Chociaż od czasu w którym mówią na niego matkojebca ogarną się trochę. Nie zabija na prawo i lewo tyko gdy musi lub całkowicie straci nad sobą kontrole. Jednak ta wadera sama go zaatakowała, powinna leżeć martwa... Czemu żyje? Nawet Zaq tego nie wie. Po prostu leżał z łapa założoną na łapę patrząc dumnie na ścianę pochłonięty myślami na tyle by nie słyszeć jak wadera odchodzi a biała leży niedaleko i uporczywie powtarzając słowa do basiora skierowane.

*Vicus Carbo?*

Od Ragnaroka cd. Chione

Gdy wilki zamknęły za sobą drzwi podłoga pod nimi się zawaliła. Zjechały w kamiennej rurze aż do rzeki, która doprowadziła je na polanę. Ragna wstał, otrzepał się i spojrzał na waderę.
-To chyba jednak nie te drzwi. -wytrząsał resztki wody z ucha.
Chione dalej siedziała w chłodnej wodzie. Odwróciła łeb w stronę, z której przed chwilą się tu dostali.
-Może wrócimy i poszukamy dalszego przejścia? -zagadnęła dość chłodno, dalej nie patrząc na basiora. Podniósł jedną brew. Wydawało mu się, czy wadera przywyknęła do jego towarzystwa? Nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Chione wyszła już z rzeczki i schowała się w cieniu drzew. Ragnarok podszedł do niej mamrocząc coś pod nosem i stanął przed nią dumnie.
-W drogę, Mademoisprzedame! -powiedział z jego charakterystycznym uśmieszkiem. Wilczyca spojrzała na niego z wyrzutem i nic nie mówiąc ruszyła biegiem. Oba wilki biegły dość długo, omijały wszelkie nasłonecznione miejsca. Dotarli do wcześniej już znalezionej jaskini, ponownie wspólnymi siłami podnieśli drewnianą klapę i weszli do korytarza. Znali już drogę, którą przemierzyli szybkim truchtem. Zatrzymali się na środku komnaty. Cały czas postępowali tak jak wcześniej, lecz coś tutaj nie pasowało. Wadera znowu podeszła do biblioteczek i stołów alchemicznych. Otworzyła jedną ze starych ksiąg leżących na półkach. Zagłębiła się w lekturę co chwile mówiąc na głos dziwne i nieznane wilkom słowa. Ragnarok podszedł do otwartych drzwi, przez które ostatnio wypadli.Wziął jeden z kamieni pozostałych po zawaleniu i otworzył kolejne drewniane wrota. Rzucił z niewielką siłą mały głaz. Po chwili z tymi drzwiami stało się to co z poprzednimi.
-Zostały ostatnie. -mruknął do siebie. Powtórzył czynność z kamieniem, mając nadzieję, że nic się nie stanie. Niestety, ta droga również prowadziła donikąd. Rokk przeklnął pod nosem i warknął. Podszedł do wadery, która mieszała ze sobą różnokolorowe substancje.
-W czarodzieja się bawisz?- rzucił z pogardą. Chione nawet na niego nie spojrzała, tylko cały czas w skupieniu mieszała buteleczkami. Po chwili przelała powstałą ciecz do flakonika i zabrała ze sobą.
-Wszystkie drogi były fałszywe.-powiedział basior, siadając obok towarzyszki podróży.- Musi być tu coś jeszcze.
-No to szukaj.- prychnęła wadera wracając do jednej z biblioteczek. Ragna nie ruszając się z miejsca przyglądał się całej komnacie. Gdzie mogło być ukryte przejście? Po raz kolejny bezsensownie przeleciał wzrokiem wszystko co Go otaczało.
-Ragnarok? -powiedziała wadera z nutą niepewności i zmieszania.- Chodź coś zobaczyć.
Czarny wilk wstał z zaciekawieniem i podszedł do wadery, która trzymała łapę na książce wystającej z szeregu. Przed nami pojawiło się przejście. Jako dżentelmen, basior wszedł do korytarza sprawdzić, czy nic im nie grozi.
-Stamtąd pochodzi dziwny zapach. Chodźmy to sprawdzić.
Wilki ostrożnie stąpając szły dość dużych rozmiarów tunelem. Zatrzymały się u jego wylotu. Ich oczom ukazała się ogromna jaskinia, wypełniona klatkami, w których siedziały różne zwierzęta. Od tych najzwyklejszych po magiczne i mityczne stwory. Ukryli się za jedną ze skrzyń i zdumieni przyglądali się ich znalezisku.

                                                         *Chione? Poszalałam xD*

Dorasta

Z małym opuźnieniem ale uznajmy że się załapał :P

Od Kilima Cha Kifo

Rozmawiałem z Freyą, na temat tego, co się ze mną dzieje. Moje imię oznacza Śmierć, robię dziwne rzeczy z nią związane. To nie może być przypadek. Bałem się, co może się stać ze mną. Teraz tak myślę, że od dawna tylko o tym gadamy. Trzeba to zmienić. Chcąc zmienić temat na milszy, powiedziałam:
- Jutro mam urodziny, chciałbym cię na nie zaprosić.
- Z chęcią przyjdę.- uśmiechnęła się do mnie.
Gdy był już wieczór, poszliśmy do swoich jaskiń. Myślałem, co przyszykować na urodziny. Poczęstunek, jakieś ozdoby, może też prezent dla Freyi? Ucieszyłaby się... Jeszcze kilka minut tak myślałem, aż zasnąłem.
~*~
Słońce wyszła dawno, a ja dalej przygotowywałem rzeczy. Upolowałem kilka zajęcy i zaniosłem je do jaskini. Wszystko jednak przygotowywałem przed jaskinią. Stworzyłem oazę, a na palmach wieszałem kilka lamp. Gdy wszystko było gotowe, zadowolony poszedłem po Freye. W jaskini jednak jej nie było. Zacząłem jej szukać. Gdy spotkałem jakiegoś wilka, pytałem się o nią, ale podobno nikt jej nie widział. Zacząłem się coraz bardziej martwić. Idąc ścieżką, rozglądałem się na boki i wołając waderę. Nie było po niej śladu. Ja jednak nie miałem zamiaru się poddawać i poszedłem szukać w, w ogóle innym miejscu. Miałem zamiar przeszukać każde miejsce na terenach watahy. Choć nie znamy się zbyt dużo czasu, polubiłem ją bardzo.
~*~
Słońce zniknęło za horyzontem, a pojawiał się księżyc. Bardzo smutny tym, że jej nigdzie nie mogłem znaleźć, wracałem nad oazę. Kopałem wszystko, co mi wpadło pod łapy. Gdzie mogła się podziać? Może zapomniała o zaproszeniu i gdzieś poszła? A może nie chciała przychodzić, bo mnie nie lubi? Żadnej z tych myśli jednak nie chciałem przyjąć. A może czeka na mnie od dawna przed jaskinią. Pobiegłem do domu, by zobaczyć czy tam jest. Gdy wybiegłem zza zakrętu, wpadłem na kogoś. Obydwoje się przewróciliśmy. Zakłopotany wstałem i powiedziałem:
- Przepraszam.
- Kifo? - znałem ten głos. Spojrzałem na wilka, na którego wpadłem.
- Freya! - krzyknąłem zadowolony.
- Gdzie byłeś? Szukałam Cię.
- Ja też Cię szukałem.
- Jak już się znaleźliśmy, to może pójdziemy nad oazę?
Pokiwałem głową w odpowiedzi. Ja ją tyle szukałem, a ona była przed moją jaskinią. Rany... Nagle usłyszałem powarkiwanie. Zatrzymałem się i rozejrzałem. Nic nie widziałem. Szepnąłem do wadery:
- Freya... Ktoś nas chyba obserwuję.
Spojrzała na mnie zdziwiona i tak jak rozejrzała się. Też nic nie zauważyła. Miałem coś powiedzieć, ale nie udało mi się tego zrobić. Poczułem jak ktoś mnie łapie za skórę na karku. Pisnąłem z bólu i zacząłem się wyrywać. Usłyszałem krzyk Freyi. Ten, kto mnie trzymał, puścił szybko i zniknął. Upadłem na ziemie i zemdlałem. Wiecie, co wam powiem? Miałem super urodziny! Przez cały dzień szukałem przyjaciółki, a gdy ją znalazłem, ktoś mnie prawie zabił. Pięknie!
Obudziłem się następnego dnia. Leżałem na czymś zimnym i twardym. Jakaś czarna wadera, rozmawiała z białym basiorem. Czasami spoglądali na mnie. Chciałem wstać i zapytać się, o co chodzi, ale byłem związany. Co się dzieje? Zacząłem się wyrywać. Warknąłem zły i zapytałem:
- Czemu to zrobiliście?
- Jesteś zagrożeniem dla watahy.
- Co ty mówisz?! Jestem szczeniakiem!
- A nie wyglądasz.
Zdziwiły mnie ich słowa. Nie wyglądam? W taki razie, jak?
Gdy zobaczyłem, że basior podchodzi do mnie z dziwnym przedmiotem, przestraszony zacząłem gryźć materiał, którym mnie uwiązali. Szybko się uwolniłem. Zeskoczyłem z łóżka, na którym mnie położyli i zacząłem uciekać. Wadera coś krzyknęła, ale nie słyszałem co. Chciałem jak najszybciej uciec.
Zatrzymałem się przed rzeką i spojrzałem na odbicie. Nie... To, co zobaczyłem, to nie ja. Czemu wyglądałem tak przerażająco? Co się ze mną stało? Obok mnie znalazł się wysoki basior. Znałem go... Jak nie da się go nie znać? Krzyknąłem z niedowierzaniem:
- Kerberus?!
Uśmiechnął się do mnie sztucznie i zniknął. Znowu. Czekaj... Czy to przez niego zostałem ugryziony? Jeżeli tak, to znaczy, że ugryzła mnie śmierć. Akurat, gdy dorosłem? Czemu? Czemu ja?...

Powraca!

Kilima Cha Klifo powraca!

Kayxer

Event - Moderator

Witam

Z racji tego że mamy tylko 2 moderatorów poszukujemy trzeciego.

Wymagania :
- znajomość opcji na Blogerze
- posiadanie wilka za WZK
- czas


Event trwa od 07.08.2018 do 20.08.2018 roku

Konkurs polega na wymyśleniu przedmiotów do sklepiku. Osoba która wykaże się największą kreatywnością i wyśle najwięcej pomysłów na przedmioty do sklepiku wygra. Oczywiście osoby niezainteresowane stanowiskiem lub już je zajmujące także mogą wziąć udział. Za każdy przedmiot wilki dostają po 50C. Zachęcam do zabawy i serdecznie pozdrawiam.
 ~ Bastruk

Nocte Lux

Imię : Nocte Lux
Pseudonim : Nocte
Wiek : 4 lata
Płeć : Wadera
Orientacja : Heteroseksualna
Charakter : Nocte to bardzo cicha i skryta wadera. Nie lubi o sobie nic mówić. Jest samotniczką. Nie boi się wielu rzeczy. Obojętnie patrzy na wilki, które chcą jej pokazać, że są groźne. Na jej pysku, mało kiedy zawitał uśmiech. Z jej oczu nie da się nic wyczytać. Mniej odczuwa emocje niż inni. Nie łatwo jej się zakochać, zesłościć, smucić, przestraszyć... Nie potrafi tak się cieszyć jak inne wilki. Może się na chwilę uśmiechnąć i tyle. Plusem w tym jest to, że gdy komuś coś się stanie, nie panikuję jak inne wilki, tylko zachowuję zimną krew i robi to co trzeba. Gdy już ją zainteresujesz, będzie Cię obserwować z ukrycia. Nigdy nie ucieka od problemów, jak coś źle zrobiła, stara się to poprawić. Nocte jest bardzo pracowita, stara się nic nie przekładać na później. Zna się świetnie na leczeniu.
Wygląd :  Dosyć wysoka, chuda wadera. Futro jej jest czarne, gdzie tylko na karku i ogonie jest dłuższe. Na uchu, ma dużą białą kropkę. Do jej ogona są przyczepiona trzy pióra: dwa niebieskie i jedno zielona. Jej oczy są niebieskie i przepełnione magią. Pięknie się świecą w ciemności.
Stanowisko : Uzdrowiciel
Rasa : Wilk Nocy
Moce :
- Widzi w ciemności
- Nocte potrafi leczyć dotykiem
- Może zamienić się w cień
- Władza nad nocą, jeżeli chcę, wokół niej może zapanować mrok, lub zamienić dzień w noc
- W nocy jej moce są potężniejsze
- Przywoływanie błękitnych płomyków, które robią co zachce
- Dzięki księdze, z niebieskim kamieniem na środku, może używać zaklęć w bardzo dziwnym języku, od którego pochodzi jej imię
- Posiada moc po matce. Nocte może oddychać pod wodą
Partner : Brak
Szczeniaki :  Brak
Rodzina :
Mama Fluctus
Ojciec Noctis
Siostra: Vodka
Bracia: Tenebris, Profundis, Tempestas
Dalszej rodziny nie zna
Historia :  Urodzona przez Fluctus. Najmłodsza z miotu. Była to nasza Nocte. Jej rodzina nie należała do żadnej watahy, bo sami czuli się bezpieczniejsi. Ojciec Nocte, opowiadał jej, że ktoś z dawnej watahy jej dziadka, zabił prawie wszystkich. Okazał się zdrajcą. To właśnie po tym, w ich rodzinie był zakaz dołączania do jakiejkolwiek watahy. Jednak nasza młoda waderka, czuła się bardzo samotna, więc opuściła rodzinę. Szybko natrafiła na grupę wilków, która ją przyjęła. Oczywiście, każdy wydawał się miły, jednak po jakimś czasie, zabrano ją do labolatorium. Nikt nie wie co jej dokładnie zrobili, ale gdy wyszła, o wiele mniej odczuwała emocje. Po jakimś czasie, watahę, zaatakowały obce jej istoty. Uciekając, natknęła się na dziwną grotę, od której strasznie biło magią. Zainteresowana tym Nocte, weszła do niej i to właśnie tam znalazła tą księgę. Księgą była koloru jej futra, a na środku okładki, był przyczepiony duży, magiczny, niebieski kamień, koloru jej oczu. Pod nim były napisane słowa Nocte Magicae. Zabrała ją i podczas podróży, zaczęła uczyć się każdego tam zaklęcia. Zobaczyła też tam notatnik. Próbowała przetłumaczyć słowa, ale zostały one zaczarowane, że nie da się tego zrobić. W końcu trafiła tutaj i postanowiła zostać.
Właściciel :  Selene.Miller@interia.pl

Wyrzucenie

Niestety dzisiaj musimy pożegnać Xanaxa.
Powód : Nie pisanie opowiadań, brak kontaktu z właścicielką.

Xanax
 

Od Vicus Carbo cd. Zaq

Vi nawet nie wiedziała, kiedy to wszystko się stało. Kilka krótkich warknięć, ból na karku i już leżała z zakrwawioną szyją. Dalej urwał jej się film.
Miała przebłyski pamięci - był to obraz, w którym bezwładnie leżała na grzbiecie basiora, a piorunujący ból dalej jej towarzyszył. Co jednak tylko się przebudziła, znów mdlała. To było dziwne uczucie.
Na dobre obudziła się już w obcej jaskini. Przed jej oczami widniała postać niewzruszonego basiora. Vi, skoro tylko powiązała fakty, zaczęła groźnie warczeć, dalej leżąc z rozdartym karkiem. Zaq tylko niewyraźnie zaśmiał się pod nosem.
Oczy wadery zaczęły się przymykać, choć jej warkot nie ustępował. Miała ciężki oddech, jak gdyby zaraz znów miała odlecieć. Ale nie tym razem. Przez zaciśnięte z bólu zęby zapytała:
- Nie mogłeś mnie po prostu zabić? - jej głos się łamał, słowa co chwile przerywane były charakterystycznym syczeniem z bólu. Basior z zimną krwią patrzał na bezwładnie leżącą waderę. Wciąż milczał.
- Odpowiedz! - warknęła donośnie wadera, lecz już po chwili zwinęła się z bólu. Chciała tylko jednej, głupiej odpowiedzi. Z przymrużonymi oczami wyczekiwanie patrzała na Zaqa.
                                              
                                                                       *Zaq?*

Sojusz!

Od dnia dzisiejszego WZK jest w sojuszu ze Sforą Leśnej Doliny!

Od Ritnin cd. Metta

Wadera zmarszczyła brwi, uprzednio przenosząc wzrok z basiora na martwego ptaka, kto normalny pyta o takie rzeczy? No tak, ale też i kto normalny zabija zwierzęta na zbicie stresu.
- Jeżeli satysfakcjonują Cię ochłapy, to możesz to sobie wziąć. - Odparła rozluźniając rysy pyska, jej wzrok ponownie przeniósł się na basiora, był nieco kpiący, prowokujący wręcz. Słowa jednak na kpinę nie wskazywały, bardziej na niewinną złośliwość, którą głupi osobnik potraktowałby jako żart. Śmiech jednak nie nastąpił, atmosfera nieco zgęstniała, a słowa Ritnin na chwilę obecną były tymi ostatnimi. Wadera uspokoiła się nieco, dostrzegała niepewność basiora, mogła się domyślać, że z jego strony raczej do agresywnych zachowań nie dojdzie. Metta chrząknął, pozbawiając miejsca bytu ciszy, tym samym też ignorując zaczepkę.
- Lepiej już chodźmy. - Powiedział półtonem, na co Ritnin tylko skinęła łbem, w tym momencie obaj uważali to za najlepszy pomysł. W przeciągu paru chwil wilki znalazły się w biegu. Dwie sylwetki wpadające kolorystyką w tło ciemnego lasu z perspektywy obserwującego mogły wydawać się nieco mroczne, czy też nawet straszne. Ritnin niesłusznie potraktowała słowo ,,chodźmy'' jako przenośnię. Tak złośliwie mówiąc, bieg ten był dla niej bardziej męczący niż dystansowy maraton. Co ją tak męczyło? A mianowicie to, że nie znała drogi i musiała przystosować swoje tempo do Metta, którego to do najszybszych nie należało. Pysk Ritnin zdradzał lekkie niezadowolenie, jednak basiorowi niedane było to dostrzec, ponieważ biegła ona tuż za nim. Wadera uwielbiała towarzyszący przy biegu świst w uszach, wiatr niechlujnie psujący ułożenie futra i tę świadomość, że jej ciało poddawane jest jakiemukolwiek wysiłkowi... Dlatego też jej emocje przejęło niezadowolenie, które pojawiło się wraz z momentem, w którym Metta zaczął zwalniać. Prawdopodobnie byli już na miejscu, a może chodzi o coś innego?
*Metta?*

Od Metty cd Ritnin

Nocą wilki zwykle spały. Metta nie miał pojęcia, czemu tak właśnie jest, ale nie przeszkadzało mu to, a nawet wręcz przeciwnie: pomagało. Dzięki temu mógł sobie spokojnie polować nocą, będąc pewnym, że nikogo nie spotka. Wiele gryzoni wychodziło z norek dopiero nocą. Cisza, zazwyczaj jedynie słychać było wiatr lub świerszcze. Tak, zazwyczaj.
Tej nocy na przykład natknął się na polowaniu na jeszcze jednego wilka oraz intensywny zapach nie wilczej krwi, co zdarzało się już naprawdę rzadko.
Ciemna sylwetka zauważyła jego obecność, gdy próbował się wocofyfać i odbiec. Mial nadzieję, że ów osobnik nie znajdzie w nim potencjalnego zagrożenia.
- Dzień dobry - powitał wilka, starając się sprawiać wrażenie, jakoby w ogóle nie miał w planach ulotnienia się.
- Dzień dobry - odpowiedziała  z nutką niechęci w głosie czarna wadera o szmaragdowych oczach, która właśnie stała gotowa na atak, oblizując wargi z krwi - Coś ty za jeden?
Metta zauważył rozszarpanwgo kruka leżącego przed nieznajomą. Niech to, na pewno był to piękny kruk.
Zaraz jednak wrócił wzrokiem na czarną waderę, która wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem. Okej, może partner do dyskusji z niego żaden, ale może chociaż spróbuje nawiązać jakąś rozmowę.
- Jestem Metta - zaczął, jednocześnie udzielając jej odpowiedzi na zadane niedawno pytanie - A ty?
- Ritnin.
Podeszła powoli bliżej basiora, wyciągając łapę, którą ten nieśmiało uścisnął.
- Przeszkodziłem w czymś?
- Ależ skąd - zaprzeczyła Ritnin, ale po chwili zastanowienia dodała - Znasz może jakieś dobre miejsca na polowanie?
Metta podniósł wyżej nos, próbując przypomnieś sobie, gdzie to ostatnio upolował sporych rozmiarów zająca.
- Jest takie jedno miejsce... nie wiem czy najlepsze, ale jest tam dużo zająców.
- Możesz pokazać? - poprosiła czarna wadera. Nie brzmiało to zbyt przyjaźnie jak na prośbę, ale chyba faktycznie prosiła.
Wtedy Metta przypomniał sobie o rozszarpanym kruku.
- Czekaj... mogę tylko o coś zapytać?
- Yhm.
- Zamierzasz w ogóle zjeść tego kruka?

*Ritnin*

Od Chione cd Hegemona Heihgena

Cóż za ironia. Chione chyba miała niesamowity talent do spotykania wilków, za którymi nie przepadała.
Siła odrzutu po powaleniu jelenia ostrym kolcem lodu zaprowadziła go wprost na odpoczywającego pod lipą skrzydlatego wilka.
- Sorka - zaśmiała się nerwowo, widząc wściekłą minę wilka - T y m razem naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie.
Szary wilk prychnął.
Powinna wkrótce odwiedzić Ragnaroka. W końcu nie widziała go w lasach od jakiegoś czasu. Może coś mu się stało? Nie, niemożliwe, jak mogło się stać coś złego wilkowi który zamienia się w smoka na zawołanie?
Ciekawe. Od kiedy to aż tak zabiegała o otrzymanie z kimś relacji?
- Głuchaś? - warknął szary basior. Chione podniosła wzrok.
- Hm?
- Mówiłem, czy mogłabyś łasakawie sprawdzić, czy cie nie ma na drugim końcu lasu?
Chione nie słuchała. Jej wzrok zatrzymał się na dopiero co upolowanym przez nią jeleniu. Widziała, jak basior powoli kładł łapy na jej obiedzie.
Nie mogła uwierzyć, jak on tak śmiał. Zdołała jedynie wykrztusić:
- M-mój jeleń...
- To za zakłócanie mojego spokoju - Skrzydlaty wilk spojrzał na nią groźnie, a jednocześnie z swego rodzaju wyższością, z jaką dorośli czasami patrzą na dojrzewające szczeniaki.
- Ale należy do mnie - Chione wyprostowała się. Wilk może i wyglądał na dużo starszego i silniejszego, ale nie mogła pozwolić, by jej obawy stały się widoczne gołym okiem. Tak jak nie mogła sobie pozwolić na odebranie sobie obiadu, a już szczególnie nie w taką pogodę. Wyszczerzyła zęby.
Wiedziała, że skakanie do gardła członkowi tej samej watahy jest raczej nieopłacalne... jednak w tym konkretnie momencie jakoś o tym zapomniała.

*Hegemon?*

Sojusz!

Od dnia dzisiejszego WZK jest w sojuszu z Watahą Smoczego Ostrza!

Od Hegemona Heihgena cd. Chinoe

Po tym nieprzyjemnym incydencie postanowiłem skierować się... Na pewno nie do mojej starej pokrytej pajęczynami jaskini. Kiedyś mieszkałem na pustyni w pobliżu watahy. Po "przeprowadzce" do jaskini raczej sypiam na zewnatrz po tym co zrobiłem tej waderze... Nie pamiętam co wtedy się działo jednak doskonale pamiętam wszystko po tych wydarzeniach. Chyba myśl o Cote nie da mi nigdy spokoju.. Jakby mogła skoro zabiłem ją własnymi łapami. Kiedy wracałem ,zauważyłem tą samą waderę która polowała na króliki. Miałem ochotę ominąć ją szerokim łukiem puki jej głowa była w kałurzy? Jednak ta podniosła głowę i nieprzyjemnie warknęła.
Co się gapisz?!- powiedziała.
Tylko wracam do domu,po co znowu ta agresja?-spytałem.
Oczywiście nie jestem wściekła za brak obiadu.-powiedziała mocno sarkastycznym tonem.
Ehh nic nie poradzę że króliki to moi przyjaciele,jeśli chcesz coś zjeść to możesz pójść za mną. W jaskini powinienem mieć jakieś zapasy.-powiedziałem niechętnie.
Nigdzie z tobą nie pójdę!-parsknęła.

W sumie miałem nadzieję że już jej nie spotkam,po drodze do domu zobaczyłem dużo jeleni i gęsi ale nie miałem ochoty na nie polować,kiedy stanąłem przed jaskinią która była na skraju lasu spojrzałem do środka i nie miałem ochoty tam wchodzić, położyłem się przy pobliskim drzewie.obudziło mnie mocne uderzenie w głowe ,oczywiście dostałem powalonym przez waderę jeleniem -no tak przecież były w pobliżu...
*Chinoe*

Od Ritnin cd. Metta

Wadera leżała przyklejona do zimnego, skalistego podłoża jaskini. Jej futro mieszało się z ciemnością, dając na pozór efekt niezamieszkiwanej kupy głazów. Powieki Ritnin kurczowo się zaciskały, wadera nie mogła zasnąć. Nie przywykła ona bowiem do tak spokojnego rytmu dnia. W watasze powitano ją nad ranem, a aż do teraz nie powierzono jej żadnego zadania. Ona po prostu nie może tak bezczynnie siedzieć, to wbrew jej naturze. By zasnąć musi mieć pewność, że w ciągu dnia zrobiła coś pożytecznego i należycie się zmęczyła. A dziś nic takiego znaleźć nie mogła. Niebieskooka podniosła się gwałtownie, ciemność w najbliższym otoczeniu wadery wypełnił blask jej oczu. Ritnin ruszyła szybkim marszem, prąc przed siebie. Piękne nocne niebo zapewne sprowadza na siebie setki spojrzeń, zresztą co się dziwić, jest wiosna, a o tej porze roku gwiazdy szaleją... Ona jednak nawet nie raczyła spojrzeć w górę, zamiast tego poczęła biec. Rit szybko obrała sobie cel podróży, którym jest nie co innego jak pierwsze lepsze napotkane źródło wody, w którym mogłaby się to ona ochłodzić, ale i też napoić. Z chwili na chwilę coraz bardziej frustrował ją fakt, że nie jest rozeznana w terenach watahy, tak właściwie to cały czas przemieszczała się tu na wyczucie. Nie napotkała jednak nikogo, kto zaoferowałby jej pomoc, zresztą nie ma co się dziwić, biorąc pod uwagę to, czym się do wieczora zajmowała. Naszą kochaną bohaterkę, do tej jakże fascynującej pory dnia nie sposób było znaleźć z jakąś poszarpaną zwierzyną w pysku. Zawsze był to jej sposób na uspokojenie emocji, pastwienie się nad mniejszymi zwierzętami poprawiało jej humor za każdym razem. Wadera nawet nie zorientowała się, kiedy wbiegła do lasu. Rit zatrzymała się nagle i wryta w ziemię nerwowo poczęła się rozglądać.
- Cho.lera. - Mruknęła, jej głos zdradzał zakłopotanie. Spostrzegając lecącego kruka, szybko chwyciła go w zęby, zwierze wydało charakterystyczny pisk. Właśnie wtedy do uszu wadery dotarł dźwięk łamanej gałęzi. Ktoś się na nią patrzył. Pazury Ritnin wysunęły się, a jej wzrok zaczął latać po najbliższym otoczeniu. W końcu zatrzymała go na ciemnoszarej sylwetce wybijające się nieco kolorem z mroku, najbardziej wyraźne z tej całej plamy były dwa oliwkowe punkty. Patrzyła się wprost w oczy najprawdopodobniej wilka, dając mu do zrozumienia, że jest świadoma jego obecności. Czekała na jakąkolwiek reakcję. W jej głowie panował ład, porządek oraz przewidywany przebieg zdarzeń, gdyby napotkana postać okazała się agresywna. Ciało wadery gotowe było do ataku, na co wskazywały napięte mięśnie.

*Metta?*

Gra

Oto Gra stworzona dla naszej watahy! Pomysł jest mój a wykonanie Zirey ponieważ mi coś się psuło ;<. Grę znajdziecie tymczasowo tylko w tym poście i na tablicy ogłoszeń jednak potem powstanie strona z fan artami grami i wierszykami :> 


KLIK


Yoshi - 5200
Bastruk - 3148

Ritnin

Imię :  Ritnin
Pseudonim : Wbrew wszelkim powszechnym opiniom toleruje ona wszelakie zdrobnienia, skróty pochodzące od imienia. Najbardziej popularnym pseudonimem Ritnin jest po prostu Rit.
Wiek :  5 lat
Płeć :  Wadera
Orientacja :  Heteroseksualna
Charakter :  Zacznijmy od tego, że waderę tę cechują wzorce typowo męskie. Ritnin jest niesamowicie odważna, można by rzec nawet, że nieustraszona bądź głupia. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwej do zrobienia, jeżeli się uprze to osiągnie zamierzony cel, nieważne jaki to on by nie był. Jest wilkiem stanowczym i wymagającym - od siebie jak i otoczenia. Oszczędna w słowach, które zazwyczaj przesiąknięte są złośliwością. Ma skłonności do zachowań agresywnych, tej pozornej oazy spokoju definitywnie wolisz nie prowokować. Wie czego chce, irytuje ją niezdecydowanie innych, wprowadza ją to niemalże w stan frustracji. Lubi żartować i spędzać czas w gronie zaufanych wilków, jej humor jednak należy do tego ciemniejszego. Warto wspomnieć, że z ufnością to u niej krucho. Strasznie wnikliwie docieka sposobu bycia i zamiarów rozmówcy, aczkolwiek bez pomocy słów, raczej na podstawie obserwacji. Zna swoją wartość i nie pozwoli jej zaniżać, strzeż się krytyku. Miewa stany furii, wybuchów złości. Cechuje ją mądrość życiowa jak i niepodważalnie wysoka inteligencja. Bywa egoistyczna i samolubna, byłaby w stanie odmówić pomocy osobie potrzebującej. Granica między zarobkiem a moralnością zatarła się u niej lata temu, dlatego też niezwykle przykłada się do zleceń zwanych brudną robotą - ma to w pewnym stopniu wpływ na jej psychikę, a raczej zimnotę serca, jaką do niej wprowadza. Ritnin to byt wyjątkowo szczery a co za tym idzie nietaktowny, tak to się właśnie w tym przypadku złożyło. Na szacunek zasługują u niej nieliczni, więc niech cię nie zrazi jej olewczy oraz wyniosły stosunek do ciebie. Mimo swej frakcji zachowała ona dumę i honor, jeżeli w takiej sytuacji można w ogóle o nim wspominać. To istota bezwzględna pozbawiona jakichkolwiek ludzkich odruchów. Dzieli świat na czarny i biały, nie ma miejsca na szarość. Jest przykładem typowej realistki twardo stąpającej po ziemi. Ciekawą puentą będzie dodanie oczywistego faktu, że lepiej dogaduje się ona z płcią przeciwną.
Wygląd : Na rzecz zawodu musiała zaniechać typowo waderzą sylwetkę i rozbudować sobie tkankę mięśniową, dlatego też od tyłu może nieco przypominać basiora. Mimo to jej ciało dalej pozostaje kuszące oraz zadbane, dba ona o to by z mięśniami nie przesadzić. Kokieteryjne, zgrabne ruchy dodają jej waderzego uroku a piękne, miękkie (nawet trochę przesadnie zadbane) futro niesie za sobą liliowy zapach. Futerko czy tam sierść - jak kto woli, utrzymane jest w ryzach dwóch kolorów; czerni i turkusu. Piękne lazurowe oczy samicy nocą łatwiej dostrzec niż ją samą. Charakterystyczną cechą Ritnin są niebieskie znaczenia pod oczami i jedno spore między nimi, te niebieskie elementy tak jak i oczy, świecą gdy wadera używa mocy. Jeżeli chodzi o wielkość to jest to wzrost przeciętnej samicy, jej krępa budowa sprawia wrażenie wiecznie gotowej do ataku. Jej szpony są długie, nienaturalnie ostro zakończone a kły zaostrzone do granic możliwości.
Stanowisko :  Zabójca
Rasa :  Wilk Śmierci
Moce :
~ Tworzenie iluzji a w umysłach słabych wilków nawet i manipulacja myślami ~ Wysysanie energii życiowej poprzez nieprzerwane patrzenie oko w oko, wilki twierdzące, że ,,z jej oczu bije chłód'' niewiele mijają się z prawdą
~ Trujący (śmiertelny) jad w ślinie i szponach, uaktywnia się na życzenie wadery, wyjątkowo szkodliwy jest podczas furii
~ Furia - umiejętności Ritnin ulegają zwiększeniu, niestety wadera nie doszła do perfekcji i w ów stanie nie może nad sobą panować
~ Chaos daje jej możliwość wypełnienia się nim, jest to stan ,,mocniejszy'' od furii, strasznie szkodzi Ritnin, dwadzieścia minut walki w chaosie sprawia, że wadera zwyczajnie mdleje z braku sił
~ Prawą przednią łapą jest w stanie odebrać życie mniejszemu bytowi (kwiaty, zwierzęta typu królik, owady) poprzez dotknięcie
~ Telepatia
~ Niewidzialność
~ Manipulacja wodą
~ Możliwość oddychania pod wodąPartner/ka : Woli zająć się kształceniem swojej osoby niźli uganianiem się za jakimiś basiorami.
Szczeniaki :   Nie ma najmniejszego zamiaru zmarnować życia na szczenięta.
Rodzina :  Jedyna osobistość która raczyła zająć się Ritnin nosiła imię Hyuk, a raczej nosił. Był to przyszywany ojciec wadery, bowiem nie miała ona tej wątpliwej przyjemności poznać swoich biologicznych rodziców.
Historia :  Ritnin urodziła się w watasze wilków wędrownych. Matka jej zdradziła swego męża, był to romans przelotny którego owocem stała się właśnie Ritnin o rodzeństwie jej nic nie wiadomo. Została porzucona, a jedynym wilkiem kwapiącym się na stanowisko opiekuna był starszy basior Hyuk. No i tak sobie dziewczyna rosła, aż osiągnęła wiek dwóch lat i zaczęła się buntować czyt. interesować zakazanymi rzeczami, praktyki czarnej magii etc. W wieku 2,5 roku straciła przybranego ojca, nienawiść do świata niemalże w niej buchała. Zaszyła się bóg wie gdzie i zeszła na złą drogę. Zaczęło się od drobnych kradzieży, potem działała na zlecenia i tak skończyła jako najemniczka którą potajemnie jest aż do teraz. Tułając się z kąta w kont wpadła na Watahę Zewu Księżyca, postanowiła dołączyć ze względu na płynące z bycia w watasze korzyści.
Właściciel :   Fedyś(H)
Inne Zdjęcia :   <KLIK> <KLIK>

Od Chione cd Hegemona Heihgena

- Co ty do diaska wyprawiasz?! - krzyknęła Chione, zrzucając z siebie skrzydlatego basiora. Miała nadzieję w ten upał tylko coś upolować i zaraz wrócić do jaskini, a wyszło jak zawsze.
- Kretyn - warknęła, ale zaraz dodała pogardliwie - Pierwszy raz widzę, żeby wilk trzymał sztamę z zaicami.
Wilk spojrzał na nią spode łba.
- Nazywaj to jak chcesz. Możesz już się ulotnić, czy może mam ci w tym pomóc?
Brzmiał jak rozgoryczony, bardzo zmęczony życiem osobnik.
Chione przewróciła oczami i zaczęła się dyskretnie cofać, uderzając przypadkiem zadem w drzewo. Westchnęła, odwróciła się na pięcie i pobiegła. Pewnie, mogłaby zostać i przedłużać tą prowadzącą donikąd rozmowę, jednak o tej pogodzie wolałaby spędzać na zewnątrz jak mniej czasu. Nie, wcale przecież nie wystraszyła się pięć razy wyższego od niej wilka. Na jakiej podstawie wyciągasz takie wnioski?
Chione zwolniła do marszu, cała zlana potem. Chciała się ochłodzić przed dalszym polowaniem, ale za nic nie mogła znaleźć choćby tego strumyka, gdzie o mało co nie uwięziła języka pewnego wilka w lodzie. Jak mu tam było... Ragnarok? Tak, chyba tak. Ciekawe, jak się miewa, w końcu Chione już od dłuższego czasu go nie widziała ani nie miała od niego żadnych wiadomości?
Może po prostu nie czuje się za dobrze?
Chione wsadziła przegrzaną głowę w najbliższą kałużę. Gdy ją podniosła i otrzepała z wody, zobaczyła wilka, na którego miała nieszczęście natknąć się wcześniej. Teraz jego duże, ciemnoszare skrzydła były złożone.
- Na co się tak gapisz? - zapytała wadera, widząc jego zmieszany wyraz pyska.

*Hegemon?*

Sojusz!

Od dzisiaj WZK jest w sojuszu z Wyspą Magicznej Łuny!

Od Zaqa cd Vicus Carbo

- Teraz przegięłaś mała! - Zaq warkną agresywnie w stronę wadery której kły kłapnęły przed jego nosem chwile wcześniej. Cofną się szybko przychylił do ziemi i skoczył na waderę. Chciała złapać go za ogon. Skucha. Odwrócił si do niej i mocno zacisną zęby na jej karku, zaskomlała głośno i zaczęła się wyrywać. W pewnym momencie Zaq poczuł nawet jak strużka krwi spływa po jego nosie. Wadera szarpała się mocniej a wraz z szarpaniną skowyt narastał. po jakimś krótkim czasie wadera padła nieprzytomna a Zaq beznamiętnie popatrzał na zakrwawione ciało ale jeszcze nie zwłoki upierdliwej wadery. Szturchną ją łapą. Nie reagowała. Wtem do Zaqa wróciły wspomnienia.


~~kilka lat wcześniej~~


-Zaq! Co ty robisz?! - krzyczała przerażona wadera, w popłochu czołgała si w tył włócząc poszarpaną zakrwawioną łapę. Zaq zbliżał si do niej powoli i spokojnie nie okazując jej uczuć. Nie okazując nawet chwili zawahania by ta bała si mocniej. Chociaż... nie robi tego specjalnie. Ta zimna postawa wobec swoich ofiar wpajana była mu od lat. To tylko chore przyzwyczajenie. ZERO LITOŚCI. Gdy tylko dotarł do wadery cały spokój si ulotnił rzucił si na nią i w potworny sposób zakończył jej życie ściskając jej krtań coraz mocniej a pazurami błądząc po ciele. Na odchodne rzucił w stronę zwłok trzy słowa "Kocham cie mamo".


~~Koniec~~


Gdy tylko otrząsną się z tego wspomnienia rozejrzał się i spojrzał pogardliwie na waderę. Zarzucił ją sobie na plecy po czym zaczął zmierzać w kierunku swojej jaskini.

*Vicus? Nie zabiłam cie :D!*

Od Cerbera De La Coste cd. Ono Un Primrose

- O czym tak rozmyślasz, Ono? – zapytałem w pewnym momencie.
- Nic ważnego... po prostu o tym, jak tu dołączyłem, minęły już 3 lata, a to dalej tkwi w mojej głowie. – westchnąłem, odwracając do mnie łeb.
Podniosłem jedną brew po czym, wpatrując się w Ono, starałem się wyczuć jego emocje. Po chwili ten jednak warkną, jak zawsze nie lubi, gdy się w niego wpatruje...  Przewróciłem okiem i zacząłem pić wodę, w którą był wpatrzony basior.
- To przypadkowe spotkanie czy masz coś dla mnie?- zapytał nie, przerywając patrzenia się w wodę.
- Raczej przypadkowe, ale skoro już pytasz to, możesz mi pomóc. - odstąpiłem od picia wody, by ponownie spojrzeć na Ono. -Magiczne stworzenia zamieszkujące naszą wata - nie dokończyłem zdania, gdyż basior przerwał.
- Te z księgi ras czy niezwykłe, zamieszkujące nawet po jednym okazie? - zapytał.
- Magiczne stworzenia... ostatnio dziwnie si zachowują a Bølværk, stał się szczególnie agresywny wobec wilków i magicznych stworzeń.  - Ono zmarszczył brwi po czym, wstał i patrząc mi w oko. Zapytał z powagą.
- Co mam robić?
- Musimy dowiedzieć się co, jest przyczyną dziwnego zachowania Magicznych Stworzeń by nie, udzieliło się to także bestiom.
- Od czego zaczynamy?
- Od bagien.
Przyśpieszonym krokiem ruszyliśmy w stronę bagien. Po drodze milczeliśmy. Byłem skupiony i rozmyślałem co, może nas tam czekać.  Dotarliśmy pod las, w którego sercu mieszczą się przeklęte bagna.  Przystałem na chwile, lecz Ono nie zwolnił tępa. Pobiegłem za nim.
Gdy dotarliśmy troszkę głębiej, usłyszeliśmy przeraźliwy ryk. Dobiegał zza naszych pleców.

*Ono? sorka że krótkie ale nie miałam pomysłu ;')*


Sojusz!

Od dnia dzisiejszego WZK jest w sojuszu z Akademią Magic Horse!
Obraz i video hosting by TinyPic
^