- Jutro mam urodziny, chciałbym cię na nie zaprosić.
- Z chęcią przyjdę.- uśmiechnęła się do mnie.
Gdy był już wieczór, poszliśmy do swoich jaskiń. Myślałem, co
przyszykować na urodziny. Poczęstunek, jakieś ozdoby, może też prezent
dla Freyi? Ucieszyłaby się... Jeszcze kilka minut tak myślałem, aż
zasnąłem.
~*~
Słońce wyszła dawno, a ja dalej przygotowywałem rzeczy.
Upolowałem kilka zajęcy i zaniosłem je do jaskini. Wszystko jednak
przygotowywałem przed jaskinią. Stworzyłem oazę, a na palmach wieszałem
kilka lamp. Gdy wszystko było gotowe, zadowolony poszedłem po Freye. W
jaskini jednak jej nie było. Zacząłem jej szukać. Gdy spotkałem jakiegoś
wilka, pytałem się o nią, ale podobno nikt jej nie widział. Zacząłem
się coraz bardziej martwić. Idąc ścieżką, rozglądałem się na boki i
wołając waderę. Nie było po niej śladu. Ja jednak nie miałem zamiaru się
poddawać i poszedłem szukać w, w ogóle innym miejscu. Miałem zamiar
przeszukać każde miejsce na terenach watahy. Choć nie znamy się zbyt
dużo czasu, polubiłem ją bardzo.
~*~
Słońce zniknęło za horyzontem, a pojawiał się księżyc. Bardzo
smutny tym, że jej nigdzie nie mogłem znaleźć, wracałem nad oazę.
Kopałem wszystko, co mi wpadło pod łapy. Gdzie mogła się podziać? Może
zapomniała o zaproszeniu i gdzieś poszła? A może nie chciała
przychodzić, bo mnie nie lubi? Żadnej z tych myśli jednak nie chciałem
przyjąć. A może czeka na mnie od dawna przed jaskinią. Pobiegłem do
domu, by zobaczyć czy tam jest. Gdy wybiegłem zza zakrętu, wpadłem na
kogoś. Obydwoje się przewróciliśmy. Zakłopotany wstałem i powiedziałem:
- Przepraszam.
- Kifo? - znałem ten głos. Spojrzałem na wilka, na którego wpadłem.
- Freya! - krzyknąłem zadowolony.
- Gdzie byłeś? Szukałam Cię.
- Ja też Cię szukałem.
- Jak już się znaleźliśmy, to może pójdziemy nad oazę?
Pokiwałem głową w odpowiedzi. Ja ją tyle szukałem, a ona była
przed moją jaskinią. Rany... Nagle usłyszałem powarkiwanie. Zatrzymałem
się i rozejrzałem. Nic nie widziałem. Szepnąłem do wadery:
- Freya... Ktoś nas chyba obserwuję.
Spojrzała na mnie zdziwiona i tak jak rozejrzała się. Też nic
nie zauważyła. Miałem coś powiedzieć, ale nie udało mi się tego zrobić.
Poczułem jak ktoś mnie łapie za skórę na karku. Pisnąłem z bólu i
zacząłem się wyrywać. Usłyszałem krzyk Freyi. Ten, kto mnie trzymał,
puścił szybko i zniknął. Upadłem na ziemie i zemdlałem. Wiecie, co wam
powiem? Miałem super urodziny! Przez cały dzień szukałem przyjaciółki, a
gdy ją znalazłem, ktoś mnie prawie zabił. Pięknie!
Obudziłem się następnego dnia. Leżałem na czymś zimnym i
twardym. Jakaś czarna wadera, rozmawiała z białym basiorem. Czasami
spoglądali na mnie. Chciałem wstać i zapytać się, o co chodzi, ale byłem
związany. Co się dzieje? Zacząłem się wyrywać. Warknąłem zły i
zapytałem:
- Czemu to zrobiliście?
- Jesteś zagrożeniem dla watahy.
- Co ty mówisz?! Jestem szczeniakiem!
- A nie wyglądasz.
Zdziwiły mnie ich słowa. Nie wyglądam? W taki razie, jak?
Gdy zobaczyłem, że basior podchodzi do mnie z dziwnym
przedmiotem, przestraszony zacząłem gryźć materiał, którym mnie
uwiązali. Szybko się uwolniłem. Zeskoczyłem z łóżka, na którym mnie
położyli i zacząłem uciekać. Wadera coś krzyknęła, ale nie słyszałem co.
Chciałem jak najszybciej uciec.
Zatrzymałem się przed rzeką i spojrzałem na odbicie. Nie...
To, co zobaczyłem, to nie ja. Czemu wyglądałem tak przerażająco? Co się
ze mną stało? Obok mnie znalazł się wysoki basior. Znałem go... Jak nie
da się go nie znać? Krzyknąłem z niedowierzaniem:
- Kerberus?!
Uśmiechnął się do mnie sztucznie i zniknął. Znowu. Czekaj...
Czy to przez niego zostałem ugryziony? Jeżeli tak, to znaczy, że ugryzła
mnie śmierć. Akurat, gdy dorosłem? Czemu? Czemu ja?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz