Od Freyi do Cerbera De La Costy
Freya przymykała oczy chroniąc je od nadmiaru promieni słonecznych. Przyglądała się skaczącym z kamienia na kamień żabom. Rechotały spod liści pływających po tafli i czuwały nad bezpieczeństwem kijanek. Wadera położyła łeb na łapach i głośno westchnęła. Słońce prażyło jej futro, a lekki wiatr je studził. Nieustający rechot powoli usypiał zmęczoną waderę. Domknęła powieki i już wkraczała w objęcia Morfeusza, gdy usłyszała krzyk. Zdawał się dochodzić z dębowego lasu. Podniosła się, rozciągnęła skrzydła i uniosła się w powietrze. Tuż przed lasem zmieniła się w nietoperza, by sprawniej manewrować między gęstymi pniami drzew. Leciała szybko, używając echolokacji. Wleciała do ciemnej groty. Była pełna omszałych głazów, spomiędzy których wyrastały młode rośliny. Zwolniła lot i nic nie widząc polegała jedynie na jej nietoperzych umiejętnościach. Omijała stalaktyty i stalagnaty podążając za cichymi krokami. Gdy była wystarczająco blisko źródła dźwięku przemieniła się w wilka.
-Czy ktoś tu jest?- zapytała niepewnie z nutką strachu.
-A kto pyta?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.- waderka położyła uszy po sobie okazując niepewność. Głos mruknął niezadowalająco, lecz po chwili znów się odezwał.
-Cerber. Cerber De La Coste.- słychać było lekkie westchnięcie po wypowiedzianych słowach.
-To ja Freya.- odpowiedziała już trochę pewniej.- Jeśli mogę spytać, to co robisz w tej jaskini? Słyszałam krzyk. Wiesz do kogo należał?
-Czy ktoś tu jest?- zapytała niepewnie z nutką strachu.
-A kto pyta?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.- waderka położyła uszy po sobie okazując niepewność. Głos mruknął niezadowalająco, lecz po chwili znów się odezwał.
-Cerber. Cerber De La Coste.- słychać było lekkie westchnięcie po wypowiedzianych słowach.
-To ja Freya.- odpowiedziała już trochę pewniej.- Jeśli mogę spytać, to co robisz w tej jaskini? Słyszałam krzyk. Wiesz do kogo należał?
*Cerbi? Teraz się tłumacz B)*
Od Zaqa cd. Vicus Carbo
Wadera patrzyła na Zaqa z przymrużonymi oczami. Palący wzrok wadery tak strasznie wkurwiał Zaqa lecz postanowił czekać na jego zbawienie. I nie, wcale nie chodziło mu o śmierć wadery. Chociaż czasem myślał że to by się przydało, mimo wszystko czekał na Nocte Lux. Jako uzdrowicielka Nocte powinna móc udzielić pomocy krwawiącej waderze. Gdy uzdrowicielka przybyła do jaskini Zaquela nic nie mówiąc zaczęła leczyć Vicus. Gdy tylko Zaq postanowił spojrzeć na wadery uzdrowicielka warczała głośno, najwyraźniej zdawała sobie sprawę z tego co stało się Vicus. Basior wtedy tylko kichał z pogardą bo w sumie... powinny się cieszyć że nie zabił ich tak jak innych. Chociaż od czasu w którym mówią na niego matkojebca ogarną się trochę. Nie zabija na prawo i lewo tyko gdy musi lub całkowicie straci nad sobą kontrole. Jednak ta wadera sama go zaatakowała, powinna leżeć martwa... Czemu żyje? Nawet Zaq tego nie wie. Po prostu leżał z łapa założoną na łapę patrząc dumnie na ścianę pochłonięty myślami na tyle by nie słyszeć jak wadera odchodzi a biała leży niedaleko i uporczywie powtarzając słowa do basiora skierowane.
*Vicus Carbo?*
Od Ragnaroka cd. Chione
Gdy wilki zamknęły za sobą drzwi podłoga pod nimi się zawaliła. Zjechały
w kamiennej rurze aż do rzeki, która doprowadziła je na polanę. Ragna
wstał, otrzepał się i spojrzał na waderę.
-To chyba jednak nie te drzwi. -wytrząsał resztki wody z ucha.
Chione dalej siedziała w chłodnej wodzie. Odwróciła łeb w stronę, z której przed chwilą się tu dostali.
-Może wrócimy i poszukamy dalszego przejścia? -zagadnęła dość chłodno, dalej nie patrząc na basiora. Podniósł jedną brew. Wydawało mu się, czy wadera przywyknęła do jego towarzystwa? Nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Chione wyszła już z rzeczki i schowała się w cieniu drzew. Ragnarok podszedł do niej mamrocząc coś pod nosem i stanął przed nią dumnie.
-W drogę, Mademoisprzedame! -powiedział z jego charakterystycznym uśmieszkiem. Wilczyca spojrzała na niego z wyrzutem i nic nie mówiąc ruszyła biegiem. Oba wilki biegły dość długo, omijały wszelkie nasłonecznione miejsca. Dotarli do wcześniej już znalezionej jaskini, ponownie wspólnymi siłami podnieśli drewnianą klapę i weszli do korytarza. Znali już drogę, którą przemierzyli szybkim truchtem. Zatrzymali się na środku komnaty. Cały czas postępowali tak jak wcześniej, lecz coś tutaj nie pasowało. Wadera znowu podeszła do biblioteczek i stołów alchemicznych. Otworzyła jedną ze starych ksiąg leżących na półkach. Zagłębiła się w lekturę co chwile mówiąc na głos dziwne i nieznane wilkom słowa. Ragnarok podszedł do otwartych drzwi, przez które ostatnio wypadli.Wziął jeden z kamieni pozostałych po zawaleniu i otworzył kolejne drewniane wrota. Rzucił z niewielką siłą mały głaz. Po chwili z tymi drzwiami stało się to co z poprzednimi.
-Zostały ostatnie. -mruknął do siebie. Powtórzył czynność z kamieniem, mając nadzieję, że nic się nie stanie. Niestety, ta droga również prowadziła donikąd. Rokk przeklnął pod nosem i warknął. Podszedł do wadery, która mieszała ze sobą różnokolorowe substancje.
-W czarodzieja się bawisz?- rzucił z pogardą. Chione nawet na niego nie spojrzała, tylko cały czas w skupieniu mieszała buteleczkami. Po chwili przelała powstałą ciecz do flakonika i zabrała ze sobą.
-Wszystkie drogi były fałszywe.-powiedział basior, siadając obok towarzyszki podróży.- Musi być tu coś jeszcze.
-No to szukaj.- prychnęła wadera wracając do jednej z biblioteczek. Ragna nie ruszając się z miejsca przyglądał się całej komnacie. Gdzie mogło być ukryte przejście? Po raz kolejny bezsensownie przeleciał wzrokiem wszystko co Go otaczało.
-Ragnarok? -powiedziała wadera z nutą niepewności i zmieszania.- Chodź coś zobaczyć.
Czarny wilk wstał z zaciekawieniem i podszedł do wadery, która trzymała łapę na książce wystającej z szeregu. Przed nami pojawiło się przejście. Jako dżentelmen, basior wszedł do korytarza sprawdzić, czy nic im nie grozi.
-Stamtąd pochodzi dziwny zapach. Chodźmy to sprawdzić.
Wilki ostrożnie stąpając szły dość dużych rozmiarów tunelem. Zatrzymały się u jego wylotu. Ich oczom ukazała się ogromna jaskinia, wypełniona klatkami, w których siedziały różne zwierzęta. Od tych najzwyklejszych po magiczne i mityczne stwory. Ukryli się za jedną ze skrzyń i zdumieni przyglądali się ich znalezisku.
*Chione? Poszalałam xD*
-To chyba jednak nie te drzwi. -wytrząsał resztki wody z ucha.
Chione dalej siedziała w chłodnej wodzie. Odwróciła łeb w stronę, z której przed chwilą się tu dostali.
-Może wrócimy i poszukamy dalszego przejścia? -zagadnęła dość chłodno, dalej nie patrząc na basiora. Podniósł jedną brew. Wydawało mu się, czy wadera przywyknęła do jego towarzystwa? Nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Chione wyszła już z rzeczki i schowała się w cieniu drzew. Ragnarok podszedł do niej mamrocząc coś pod nosem i stanął przed nią dumnie.
-W drogę, Mademoisprzedame! -powiedział z jego charakterystycznym uśmieszkiem. Wilczyca spojrzała na niego z wyrzutem i nic nie mówiąc ruszyła biegiem. Oba wilki biegły dość długo, omijały wszelkie nasłonecznione miejsca. Dotarli do wcześniej już znalezionej jaskini, ponownie wspólnymi siłami podnieśli drewnianą klapę i weszli do korytarza. Znali już drogę, którą przemierzyli szybkim truchtem. Zatrzymali się na środku komnaty. Cały czas postępowali tak jak wcześniej, lecz coś tutaj nie pasowało. Wadera znowu podeszła do biblioteczek i stołów alchemicznych. Otworzyła jedną ze starych ksiąg leżących na półkach. Zagłębiła się w lekturę co chwile mówiąc na głos dziwne i nieznane wilkom słowa. Ragnarok podszedł do otwartych drzwi, przez które ostatnio wypadli.Wziął jeden z kamieni pozostałych po zawaleniu i otworzył kolejne drewniane wrota. Rzucił z niewielką siłą mały głaz. Po chwili z tymi drzwiami stało się to co z poprzednimi.
-Zostały ostatnie. -mruknął do siebie. Powtórzył czynność z kamieniem, mając nadzieję, że nic się nie stanie. Niestety, ta droga również prowadziła donikąd. Rokk przeklnął pod nosem i warknął. Podszedł do wadery, która mieszała ze sobą różnokolorowe substancje.
-W czarodzieja się bawisz?- rzucił z pogardą. Chione nawet na niego nie spojrzała, tylko cały czas w skupieniu mieszała buteleczkami. Po chwili przelała powstałą ciecz do flakonika i zabrała ze sobą.
-Wszystkie drogi były fałszywe.-powiedział basior, siadając obok towarzyszki podróży.- Musi być tu coś jeszcze.
-No to szukaj.- prychnęła wadera wracając do jednej z biblioteczek. Ragna nie ruszając się z miejsca przyglądał się całej komnacie. Gdzie mogło być ukryte przejście? Po raz kolejny bezsensownie przeleciał wzrokiem wszystko co Go otaczało.
-Ragnarok? -powiedziała wadera z nutą niepewności i zmieszania.- Chodź coś zobaczyć.
Czarny wilk wstał z zaciekawieniem i podszedł do wadery, która trzymała łapę na książce wystającej z szeregu. Przed nami pojawiło się przejście. Jako dżentelmen, basior wszedł do korytarza sprawdzić, czy nic im nie grozi.
-Stamtąd pochodzi dziwny zapach. Chodźmy to sprawdzić.
Wilki ostrożnie stąpając szły dość dużych rozmiarów tunelem. Zatrzymały się u jego wylotu. Ich oczom ukazała się ogromna jaskinia, wypełniona klatkami, w których siedziały różne zwierzęta. Od tych najzwyklejszych po magiczne i mityczne stwory. Ukryli się za jedną ze skrzyń i zdumieni przyglądali się ich znalezisku.
*Chione? Poszalałam xD*
Od Kilima Cha Kifo
Rozmawiałem z Freyą, na temat tego, co się ze mną dzieje. Moje
imię oznacza Śmierć, robię dziwne rzeczy z nią związane. To nie może być
przypadek. Bałem się, co może się stać ze mną. Teraz tak myślę, że od
dawna tylko o tym gadamy. Trzeba to zmienić. Chcąc zmienić temat na
milszy, powiedziałam:
- Jutro mam urodziny, chciałbym cię na nie zaprosić.
- Z chęcią przyjdę.- uśmiechnęła się do mnie.
Gdy był już wieczór, poszliśmy do swoich jaskiń. Myślałem, co
przyszykować na urodziny. Poczęstunek, jakieś ozdoby, może też prezent
dla Freyi? Ucieszyłaby się... Jeszcze kilka minut tak myślałem, aż
zasnąłem.
~*~
Słońce wyszła dawno, a ja dalej przygotowywałem rzeczy.
Upolowałem kilka zajęcy i zaniosłem je do jaskini. Wszystko jednak
przygotowywałem przed jaskinią. Stworzyłem oazę, a na palmach wieszałem
kilka lamp. Gdy wszystko było gotowe, zadowolony poszedłem po Freye. W
jaskini jednak jej nie było. Zacząłem jej szukać. Gdy spotkałem jakiegoś
wilka, pytałem się o nią, ale podobno nikt jej nie widział. Zacząłem
się coraz bardziej martwić. Idąc ścieżką, rozglądałem się na boki i
wołając waderę. Nie było po niej śladu. Ja jednak nie miałem zamiaru się
poddawać i poszedłem szukać w, w ogóle innym miejscu. Miałem zamiar
przeszukać każde miejsce na terenach watahy. Choć nie znamy się zbyt
dużo czasu, polubiłem ją bardzo.
~*~
Słońce zniknęło za horyzontem, a pojawiał się księżyc. Bardzo
smutny tym, że jej nigdzie nie mogłem znaleźć, wracałem nad oazę.
Kopałem wszystko, co mi wpadło pod łapy. Gdzie mogła się podziać? Może
zapomniała o zaproszeniu i gdzieś poszła? A może nie chciała
przychodzić, bo mnie nie lubi? Żadnej z tych myśli jednak nie chciałem
przyjąć. A może czeka na mnie od dawna przed jaskinią. Pobiegłem do
domu, by zobaczyć czy tam jest. Gdy wybiegłem zza zakrętu, wpadłem na
kogoś. Obydwoje się przewróciliśmy. Zakłopotany wstałem i powiedziałem:
- Przepraszam.
- Kifo? - znałem ten głos. Spojrzałem na wilka, na którego wpadłem.
- Freya! - krzyknąłem zadowolony.
- Gdzie byłeś? Szukałam Cię.
- Ja też Cię szukałem.
- Jak już się znaleźliśmy, to może pójdziemy nad oazę?
Pokiwałem głową w odpowiedzi. Ja ją tyle szukałem, a ona była
przed moją jaskinią. Rany... Nagle usłyszałem powarkiwanie. Zatrzymałem
się i rozejrzałem. Nic nie widziałem. Szepnąłem do wadery:
- Freya... Ktoś nas chyba obserwuję.
Spojrzała na mnie zdziwiona i tak jak rozejrzała się. Też nic
nie zauważyła. Miałem coś powiedzieć, ale nie udało mi się tego zrobić.
Poczułem jak ktoś mnie łapie za skórę na karku. Pisnąłem z bólu i
zacząłem się wyrywać. Usłyszałem krzyk Freyi. Ten, kto mnie trzymał,
puścił szybko i zniknął. Upadłem na ziemie i zemdlałem. Wiecie, co wam
powiem? Miałem super urodziny! Przez cały dzień szukałem przyjaciółki, a
gdy ją znalazłem, ktoś mnie prawie zabił. Pięknie!
Obudziłem się następnego dnia. Leżałem na czymś zimnym i
twardym. Jakaś czarna wadera, rozmawiała z białym basiorem. Czasami
spoglądali na mnie. Chciałem wstać i zapytać się, o co chodzi, ale byłem
związany. Co się dzieje? Zacząłem się wyrywać. Warknąłem zły i
zapytałem:
- Czemu to zrobiliście?
- Jesteś zagrożeniem dla watahy.
- Co ty mówisz?! Jestem szczeniakiem!
- A nie wyglądasz.
Zdziwiły mnie ich słowa. Nie wyglądam? W taki razie, jak?
Gdy zobaczyłem, że basior podchodzi do mnie z dziwnym
przedmiotem, przestraszony zacząłem gryźć materiał, którym mnie
uwiązali. Szybko się uwolniłem. Zeskoczyłem z łóżka, na którym mnie
położyli i zacząłem uciekać. Wadera coś krzyknęła, ale nie słyszałem co.
Chciałem jak najszybciej uciec.
Zatrzymałem się przed rzeką i spojrzałem na odbicie. Nie...
To, co zobaczyłem, to nie ja. Czemu wyglądałem tak przerażająco? Co się
ze mną stało? Obok mnie znalazł się wysoki basior. Znałem go... Jak nie
da się go nie znać? Krzyknąłem z niedowierzaniem:
- Kerberus?!
Uśmiechnął się do mnie sztucznie i zniknął. Znowu. Czekaj...
Czy to przez niego zostałem ugryziony? Jeżeli tak, to znaczy, że ugryzła
mnie śmierć. Akurat, gdy dorosłem? Czemu? Czemu ja?...
Event - Moderator
Witam
Z racji tego że mamy tylko 2 moderatorów poszukujemy trzeciego.
Wymagania :
- znajomość opcji na Blogerze
- posiadanie wilka za WZK
- czas
Event trwa od 07.08.2018 do 20.08.2018 roku
Konkurs polega na wymyśleniu przedmiotów do sklepiku. Osoba która wykaże się największą kreatywnością i wyśle najwięcej pomysłów na przedmioty do sklepiku wygra. Oczywiście osoby niezainteresowane stanowiskiem lub już je zajmujące także mogą wziąć udział. Za każdy przedmiot wilki dostają po 50C. Zachęcam do zabawy i serdecznie pozdrawiam.
~ Bastruk
Nocte Lux
Imię : Nocte Lux
Pseudonim : Nocte
Wiek : 4 lata
Płeć : Wadera
Orientacja : Heteroseksualna
Charakter : Nocte to bardzo cicha i skryta wadera. Nie lubi o sobie nic mówić. Jest samotniczką. Nie boi się wielu rzeczy. Obojętnie patrzy na wilki, które chcą jej pokazać, że są groźne. Na jej pysku, mało kiedy zawitał uśmiech. Z jej oczu nie da się nic wyczytać. Mniej odczuwa emocje niż inni. Nie łatwo jej się zakochać, zesłościć, smucić, przestraszyć... Nie potrafi tak się cieszyć jak inne wilki. Może się na chwilę uśmiechnąć i tyle. Plusem w tym jest to, że gdy komuś coś się stanie, nie panikuję jak inne wilki, tylko zachowuję zimną krew i robi to co trzeba. Gdy już ją zainteresujesz, będzie Cię obserwować z ukrycia. Nigdy nie ucieka od problemów, jak coś źle zrobiła, stara się to poprawić. Nocte jest bardzo pracowita, stara się nic nie przekładać na później. Zna się świetnie na leczeniu.
Wygląd : Dosyć wysoka, chuda wadera. Futro jej jest czarne, gdzie tylko na karku i ogonie jest dłuższe. Na uchu, ma dużą białą kropkę. Do jej ogona są przyczepiona trzy pióra: dwa niebieskie i jedno zielona. Jej oczy są niebieskie i przepełnione magią. Pięknie się świecą w ciemności.
Stanowisko : Uzdrowiciel
Rasa : Wilk Nocy
Moce :
- Widzi w ciemności
- Nocte potrafi leczyć dotykiem
- Może zamienić się w cień
- Władza nad nocą, jeżeli chcę, wokół niej może zapanować mrok, lub zamienić dzień w noc
- W nocy jej moce są potężniejsze
- Przywoływanie błękitnych płomyków, które robią co zachce
- Dzięki księdze, z niebieskim kamieniem na środku, może używać zaklęć w bardzo dziwnym języku, od którego pochodzi jej imię
- Posiada moc po matce. Nocte może oddychać pod wodą
Partner : Brak
Szczeniaki : Brak
Rodzina :
Mama Fluctus
Ojciec Noctis
Siostra: Vodka
Bracia: Tenebris, Profundis, Tempestas
Dalszej rodziny nie zna
Historia : Urodzona przez Fluctus. Najmłodsza z miotu. Była to nasza Nocte. Jej rodzina nie należała do żadnej watahy, bo sami czuli się bezpieczniejsi. Ojciec Nocte, opowiadał jej, że ktoś z dawnej watahy jej dziadka, zabił prawie wszystkich. Okazał się zdrajcą. To właśnie po tym, w ich rodzinie był zakaz dołączania do jakiejkolwiek watahy. Jednak nasza młoda waderka, czuła się bardzo samotna, więc opuściła rodzinę. Szybko natrafiła na grupę wilków, która ją przyjęła. Oczywiście, każdy wydawał się miły, jednak po jakimś czasie, zabrano ją do labolatorium. Nikt nie wie co jej dokładnie zrobili, ale gdy wyszła, o wiele mniej odczuwała emocje. Po jakimś czasie, watahę, zaatakowały obce jej istoty. Uciekając, natknęła się na dziwną grotę, od której strasznie biło magią. Zainteresowana tym Nocte, weszła do niej i to właśnie tam znalazła tą księgę. Księgą była koloru jej futra, a na środku okładki, był przyczepiony duży, magiczny, niebieski kamień, koloru jej oczu. Pod nim były napisane słowa Nocte Magicae. Zabrała ją i podczas podróży, zaczęła uczyć się każdego tam zaklęcia. Zobaczyła też tam notatnik. Próbowała przetłumaczyć słowa, ale zostały one zaczarowane, że nie da się tego zrobić. W końcu trafiła tutaj i postanowiła zostać.
Właściciel : Selene.Miller@interia.pl
Pseudonim : Nocte
Wiek : 4 lata
Płeć : Wadera
Orientacja : Heteroseksualna
Charakter : Nocte to bardzo cicha i skryta wadera. Nie lubi o sobie nic mówić. Jest samotniczką. Nie boi się wielu rzeczy. Obojętnie patrzy na wilki, które chcą jej pokazać, że są groźne. Na jej pysku, mało kiedy zawitał uśmiech. Z jej oczu nie da się nic wyczytać. Mniej odczuwa emocje niż inni. Nie łatwo jej się zakochać, zesłościć, smucić, przestraszyć... Nie potrafi tak się cieszyć jak inne wilki. Może się na chwilę uśmiechnąć i tyle. Plusem w tym jest to, że gdy komuś coś się stanie, nie panikuję jak inne wilki, tylko zachowuję zimną krew i robi to co trzeba. Gdy już ją zainteresujesz, będzie Cię obserwować z ukrycia. Nigdy nie ucieka od problemów, jak coś źle zrobiła, stara się to poprawić. Nocte jest bardzo pracowita, stara się nic nie przekładać na później. Zna się świetnie na leczeniu.
Wygląd : Dosyć wysoka, chuda wadera. Futro jej jest czarne, gdzie tylko na karku i ogonie jest dłuższe. Na uchu, ma dużą białą kropkę. Do jej ogona są przyczepiona trzy pióra: dwa niebieskie i jedno zielona. Jej oczy są niebieskie i przepełnione magią. Pięknie się świecą w ciemności.
Stanowisko : Uzdrowiciel
Rasa : Wilk Nocy
Moce :
- Widzi w ciemności
- Nocte potrafi leczyć dotykiem
- Może zamienić się w cień
- Władza nad nocą, jeżeli chcę, wokół niej może zapanować mrok, lub zamienić dzień w noc
- W nocy jej moce są potężniejsze
- Przywoływanie błękitnych płomyków, które robią co zachce
- Dzięki księdze, z niebieskim kamieniem na środku, może używać zaklęć w bardzo dziwnym języku, od którego pochodzi jej imię
- Posiada moc po matce. Nocte może oddychać pod wodą
Partner : Brak
Szczeniaki : Brak
Rodzina :
Mama Fluctus
Ojciec Noctis
Siostra: Vodka
Bracia: Tenebris, Profundis, Tempestas
Dalszej rodziny nie zna
Historia : Urodzona przez Fluctus. Najmłodsza z miotu. Była to nasza Nocte. Jej rodzina nie należała do żadnej watahy, bo sami czuli się bezpieczniejsi. Ojciec Nocte, opowiadał jej, że ktoś z dawnej watahy jej dziadka, zabił prawie wszystkich. Okazał się zdrajcą. To właśnie po tym, w ich rodzinie był zakaz dołączania do jakiejkolwiek watahy. Jednak nasza młoda waderka, czuła się bardzo samotna, więc opuściła rodzinę. Szybko natrafiła na grupę wilków, która ją przyjęła. Oczywiście, każdy wydawał się miły, jednak po jakimś czasie, zabrano ją do labolatorium. Nikt nie wie co jej dokładnie zrobili, ale gdy wyszła, o wiele mniej odczuwała emocje. Po jakimś czasie, watahę, zaatakowały obce jej istoty. Uciekając, natknęła się na dziwną grotę, od której strasznie biło magią. Zainteresowana tym Nocte, weszła do niej i to właśnie tam znalazła tą księgę. Księgą była koloru jej futra, a na środku okładki, był przyczepiony duży, magiczny, niebieski kamień, koloru jej oczu. Pod nim były napisane słowa Nocte Magicae. Zabrała ją i podczas podróży, zaczęła uczyć się każdego tam zaklęcia. Zobaczyła też tam notatnik. Próbowała przetłumaczyć słowa, ale zostały one zaczarowane, że nie da się tego zrobić. W końcu trafiła tutaj i postanowiła zostać.
Właściciel : Selene.Miller@interia.pl
Wyrzucenie
Niestety dzisiaj musimy pożegnać Xanaxa.
Powód : Nie pisanie opowiadań, brak kontaktu z właścicielką.
Powód : Nie pisanie opowiadań, brak kontaktu z właścicielką.
Od Vicus Carbo cd. Zaq
Vi nawet nie wiedziała, kiedy to wszystko się stało. Kilka krótkich
warknięć, ból na karku i już leżała z zakrwawioną szyją. Dalej urwał jej
się film.
Miała przebłyski pamięci - był to obraz, w którym bezwładnie leżała na grzbiecie basiora, a piorunujący ból dalej jej towarzyszył. Co jednak tylko się przebudziła, znów mdlała. To było dziwne uczucie.
Na dobre obudziła się już w obcej jaskini. Przed jej oczami widniała postać niewzruszonego basiora. Vi, skoro tylko powiązała fakty, zaczęła groźnie warczeć, dalej leżąc z rozdartym karkiem. Zaq tylko niewyraźnie zaśmiał się pod nosem.
Oczy wadery zaczęły się przymykać, choć jej warkot nie ustępował. Miała ciężki oddech, jak gdyby zaraz znów miała odlecieć. Ale nie tym razem. Przez zaciśnięte z bólu zęby zapytała:
- Nie mogłeś mnie po prostu zabić? - jej głos się łamał, słowa co chwile przerywane były charakterystycznym syczeniem z bólu. Basior z zimną krwią patrzał na bezwładnie leżącą waderę. Wciąż milczał.
- Odpowiedz! - warknęła donośnie wadera, lecz już po chwili zwinęła się z bólu. Chciała tylko jednej, głupiej odpowiedzi. Z przymrużonymi oczami wyczekiwanie patrzała na Zaqa.
*Zaq?*
Miała przebłyski pamięci - był to obraz, w którym bezwładnie leżała na grzbiecie basiora, a piorunujący ból dalej jej towarzyszył. Co jednak tylko się przebudziła, znów mdlała. To było dziwne uczucie.
Na dobre obudziła się już w obcej jaskini. Przed jej oczami widniała postać niewzruszonego basiora. Vi, skoro tylko powiązała fakty, zaczęła groźnie warczeć, dalej leżąc z rozdartym karkiem. Zaq tylko niewyraźnie zaśmiał się pod nosem.
Oczy wadery zaczęły się przymykać, choć jej warkot nie ustępował. Miała ciężki oddech, jak gdyby zaraz znów miała odlecieć. Ale nie tym razem. Przez zaciśnięte z bólu zęby zapytała:
- Nie mogłeś mnie po prostu zabić? - jej głos się łamał, słowa co chwile przerywane były charakterystycznym syczeniem z bólu. Basior z zimną krwią patrzał na bezwładnie leżącą waderę. Wciąż milczał.
- Odpowiedz! - warknęła donośnie wadera, lecz już po chwili zwinęła się z bólu. Chciała tylko jednej, głupiej odpowiedzi. Z przymrużonymi oczami wyczekiwanie patrzała na Zaqa.
*Zaq?*
Od Ritnin cd. Metta
Wadera zmarszczyła brwi, uprzednio przenosząc wzrok z basiora na martwego ptaka, kto normalny pyta o takie rzeczy? No tak, ale też i kto normalny zabija zwierzęta na zbicie stresu.
- Jeżeli satysfakcjonują Cię ochłapy, to możesz to sobie wziąć. - Odparła rozluźniając rysy pyska, jej wzrok ponownie przeniósł się na basiora, był nieco kpiący, prowokujący wręcz. Słowa jednak na kpinę nie wskazywały, bardziej na niewinną złośliwość, którą głupi osobnik potraktowałby jako żart. Śmiech jednak nie nastąpił, atmosfera nieco zgęstniała, a słowa Ritnin na chwilę obecną były tymi ostatnimi. Wadera uspokoiła się nieco, dostrzegała niepewność basiora, mogła się domyślać, że z jego strony raczej do agresywnych zachowań nie dojdzie. Metta chrząknął, pozbawiając miejsca bytu ciszy, tym samym też ignorując zaczepkę.
- Lepiej już chodźmy. - Powiedział półtonem, na co Ritnin tylko skinęła łbem, w tym momencie obaj uważali to za najlepszy pomysł. W przeciągu paru chwil wilki znalazły się w biegu. Dwie sylwetki wpadające kolorystyką w tło ciemnego lasu z perspektywy obserwującego mogły wydawać się nieco mroczne, czy też nawet straszne. Ritnin niesłusznie potraktowała słowo ,,chodźmy'' jako przenośnię. Tak złośliwie mówiąc, bieg ten był dla niej bardziej męczący niż dystansowy maraton. Co ją tak męczyło? A mianowicie to, że nie znała drogi i musiała przystosować swoje tempo do Metta, którego to do najszybszych nie należało. Pysk Ritnin zdradzał lekkie niezadowolenie, jednak basiorowi niedane było to dostrzec, ponieważ biegła ona tuż za nim. Wadera uwielbiała towarzyszący przy biegu świst w uszach, wiatr niechlujnie psujący ułożenie futra i tę świadomość, że jej ciało poddawane jest jakiemukolwiek wysiłkowi... Dlatego też jej emocje przejęło niezadowolenie, które pojawiło się wraz z momentem, w którym Metta zaczął zwalniać. Prawdopodobnie byli już na miejscu, a może chodzi o coś innego?
- Jeżeli satysfakcjonują Cię ochłapy, to możesz to sobie wziąć. - Odparła rozluźniając rysy pyska, jej wzrok ponownie przeniósł się na basiora, był nieco kpiący, prowokujący wręcz. Słowa jednak na kpinę nie wskazywały, bardziej na niewinną złośliwość, którą głupi osobnik potraktowałby jako żart. Śmiech jednak nie nastąpił, atmosfera nieco zgęstniała, a słowa Ritnin na chwilę obecną były tymi ostatnimi. Wadera uspokoiła się nieco, dostrzegała niepewność basiora, mogła się domyślać, że z jego strony raczej do agresywnych zachowań nie dojdzie. Metta chrząknął, pozbawiając miejsca bytu ciszy, tym samym też ignorując zaczepkę.
- Lepiej już chodźmy. - Powiedział półtonem, na co Ritnin tylko skinęła łbem, w tym momencie obaj uważali to za najlepszy pomysł. W przeciągu paru chwil wilki znalazły się w biegu. Dwie sylwetki wpadające kolorystyką w tło ciemnego lasu z perspektywy obserwującego mogły wydawać się nieco mroczne, czy też nawet straszne. Ritnin niesłusznie potraktowała słowo ,,chodźmy'' jako przenośnię. Tak złośliwie mówiąc, bieg ten był dla niej bardziej męczący niż dystansowy maraton. Co ją tak męczyło? A mianowicie to, że nie znała drogi i musiała przystosować swoje tempo do Metta, którego to do najszybszych nie należało. Pysk Ritnin zdradzał lekkie niezadowolenie, jednak basiorowi niedane było to dostrzec, ponieważ biegła ona tuż za nim. Wadera uwielbiała towarzyszący przy biegu świst w uszach, wiatr niechlujnie psujący ułożenie futra i tę świadomość, że jej ciało poddawane jest jakiemukolwiek wysiłkowi... Dlatego też jej emocje przejęło niezadowolenie, które pojawiło się wraz z momentem, w którym Metta zaczął zwalniać. Prawdopodobnie byli już na miejscu, a może chodzi o coś innego?
*Metta?*
Od Metty cd Ritnin
Nocą wilki zwykle spały. Metta nie miał pojęcia, czemu tak właśnie jest, ale nie przeszkadzało mu to, a nawet wręcz przeciwnie: pomagało. Dzięki temu mógł sobie spokojnie polować nocą, będąc pewnym, że nikogo nie spotka. Wiele gryzoni wychodziło z norek dopiero nocą. Cisza, zazwyczaj jedynie słychać było wiatr lub świerszcze. Tak, zazwyczaj.
Tej nocy na przykład natknął się na polowaniu na jeszcze jednego wilka oraz intensywny zapach nie wilczej krwi, co zdarzało się już naprawdę rzadko.
Ciemna sylwetka zauważyła jego obecność, gdy próbował się wocofyfać i odbiec. Mial nadzieję, że ów osobnik nie znajdzie w nim potencjalnego zagrożenia.
- Dzień dobry - powitał wilka, starając się sprawiać wrażenie, jakoby w ogóle nie miał w planach ulotnienia się.
- Dzień dobry - odpowiedziała z nutką niechęci w głosie czarna wadera o szmaragdowych oczach, która właśnie stała gotowa na atak, oblizując wargi z krwi - Coś ty za jeden?
Metta zauważył rozszarpanwgo kruka leżącego przed nieznajomą. Niech to, na pewno był to piękny kruk.
Zaraz jednak wrócił wzrokiem na czarną waderę, która wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem. Okej, może partner do dyskusji z niego żaden, ale może chociaż spróbuje nawiązać jakąś rozmowę.
- Jestem Metta - zaczął, jednocześnie udzielając jej odpowiedzi na zadane niedawno pytanie - A ty?
- Ritnin.
Podeszła powoli bliżej basiora, wyciągając łapę, którą ten nieśmiało uścisnął.
- Przeszkodziłem w czymś?
- Ależ skąd - zaprzeczyła Ritnin, ale po chwili zastanowienia dodała - Znasz może jakieś dobre miejsca na polowanie?
Metta podniósł wyżej nos, próbując przypomnieś sobie, gdzie to ostatnio upolował sporych rozmiarów zająca.
- Jest takie jedno miejsce... nie wiem czy najlepsze, ale jest tam dużo zająców.
- Możesz pokazać? - poprosiła czarna wadera. Nie brzmiało to zbyt przyjaźnie jak na prośbę, ale chyba faktycznie prosiła.
Wtedy Metta przypomniał sobie o rozszarpanym kruku.
- Czekaj... mogę tylko o coś zapytać?
- Yhm.
- Zamierzasz w ogóle zjeść tego kruka?
Tej nocy na przykład natknął się na polowaniu na jeszcze jednego wilka oraz intensywny zapach nie wilczej krwi, co zdarzało się już naprawdę rzadko.
Ciemna sylwetka zauważyła jego obecność, gdy próbował się wocofyfać i odbiec. Mial nadzieję, że ów osobnik nie znajdzie w nim potencjalnego zagrożenia.
- Dzień dobry - powitał wilka, starając się sprawiać wrażenie, jakoby w ogóle nie miał w planach ulotnienia się.
- Dzień dobry - odpowiedziała z nutką niechęci w głosie czarna wadera o szmaragdowych oczach, która właśnie stała gotowa na atak, oblizując wargi z krwi - Coś ty za jeden?
Metta zauważył rozszarpanwgo kruka leżącego przed nieznajomą. Niech to, na pewno był to piękny kruk.
Zaraz jednak wrócił wzrokiem na czarną waderę, która wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem. Okej, może partner do dyskusji z niego żaden, ale może chociaż spróbuje nawiązać jakąś rozmowę.
- Jestem Metta - zaczął, jednocześnie udzielając jej odpowiedzi na zadane niedawno pytanie - A ty?
- Ritnin.
Podeszła powoli bliżej basiora, wyciągając łapę, którą ten nieśmiało uścisnął.
- Przeszkodziłem w czymś?
- Ależ skąd - zaprzeczyła Ritnin, ale po chwili zastanowienia dodała - Znasz może jakieś dobre miejsca na polowanie?
Metta podniósł wyżej nos, próbując przypomnieś sobie, gdzie to ostatnio upolował sporych rozmiarów zająca.
- Jest takie jedno miejsce... nie wiem czy najlepsze, ale jest tam dużo zająców.
- Możesz pokazać? - poprosiła czarna wadera. Nie brzmiało to zbyt przyjaźnie jak na prośbę, ale chyba faktycznie prosiła.
Wtedy Metta przypomniał sobie o rozszarpanym kruku.
- Czekaj... mogę tylko o coś zapytać?
- Yhm.
- Zamierzasz w ogóle zjeść tego kruka?
*Ritnin*
Od Chione cd Hegemona Heihgena
Cóż za ironia. Chione chyba miała niesamowity talent do spotykania wilków, za którymi nie przepadała.
Siła odrzutu po powaleniu jelenia ostrym kolcem lodu zaprowadziła go wprost na odpoczywającego pod lipą skrzydlatego wilka.
- Sorka - zaśmiała się nerwowo, widząc wściekłą minę wilka - T y m razem naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie.
Szary wilk prychnął.
Powinna wkrótce odwiedzić Ragnaroka. W końcu nie widziała go w lasach od jakiegoś czasu. Może coś mu się stało? Nie, niemożliwe, jak mogło się stać coś złego wilkowi który zamienia się w smoka na zawołanie?
Ciekawe. Od kiedy to aż tak zabiegała o otrzymanie z kimś relacji?
- Głuchaś? - warknął szary basior. Chione podniosła wzrok.
- Hm?
- Mówiłem, czy mogłabyś łasakawie sprawdzić, czy cie nie ma na drugim końcu lasu?
Chione nie słuchała. Jej wzrok zatrzymał się na dopiero co upolowanym przez nią jeleniu. Widziała, jak basior powoli kładł łapy na jej obiedzie.
Nie mogła uwierzyć, jak on tak śmiał. Zdołała jedynie wykrztusić:
- M-mój jeleń...
- To za zakłócanie mojego spokoju - Skrzydlaty wilk spojrzał na nią groźnie, a jednocześnie z swego rodzaju wyższością, z jaką dorośli czasami patrzą na dojrzewające szczeniaki.
- Ale należy do mnie - Chione wyprostowała się. Wilk może i wyglądał na dużo starszego i silniejszego, ale nie mogła pozwolić, by jej obawy stały się widoczne gołym okiem. Tak jak nie mogła sobie pozwolić na odebranie sobie obiadu, a już szczególnie nie w taką pogodę. Wyszczerzyła zęby.
Wiedziała, że skakanie do gardła członkowi tej samej watahy jest raczej nieopłacalne... jednak w tym konkretnie momencie jakoś o tym zapomniała.
Siła odrzutu po powaleniu jelenia ostrym kolcem lodu zaprowadziła go wprost na odpoczywającego pod lipą skrzydlatego wilka.
- Sorka - zaśmiała się nerwowo, widząc wściekłą minę wilka - T y m razem naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie.
Szary wilk prychnął.
Powinna wkrótce odwiedzić Ragnaroka. W końcu nie widziała go w lasach od jakiegoś czasu. Może coś mu się stało? Nie, niemożliwe, jak mogło się stać coś złego wilkowi który zamienia się w smoka na zawołanie?
Ciekawe. Od kiedy to aż tak zabiegała o otrzymanie z kimś relacji?
- Głuchaś? - warknął szary basior. Chione podniosła wzrok.
- Hm?
- Mówiłem, czy mogłabyś łasakawie sprawdzić, czy cie nie ma na drugim końcu lasu?
Chione nie słuchała. Jej wzrok zatrzymał się na dopiero co upolowanym przez nią jeleniu. Widziała, jak basior powoli kładł łapy na jej obiedzie.
Nie mogła uwierzyć, jak on tak śmiał. Zdołała jedynie wykrztusić:
- M-mój jeleń...
- To za zakłócanie mojego spokoju - Skrzydlaty wilk spojrzał na nią groźnie, a jednocześnie z swego rodzaju wyższością, z jaką dorośli czasami patrzą na dojrzewające szczeniaki.
- Ale należy do mnie - Chione wyprostowała się. Wilk może i wyglądał na dużo starszego i silniejszego, ale nie mogła pozwolić, by jej obawy stały się widoczne gołym okiem. Tak jak nie mogła sobie pozwolić na odebranie sobie obiadu, a już szczególnie nie w taką pogodę. Wyszczerzyła zęby.
Wiedziała, że skakanie do gardła członkowi tej samej watahy jest raczej nieopłacalne... jednak w tym konkretnie momencie jakoś o tym zapomniała.
*Hegemon?*
Od Hegemona Heihgena cd. Chinoe
Po tym nieprzyjemnym incydencie postanowiłem skierować się... Na pewno nie do mojej starej pokrytej pajęczynami jaskini. Kiedyś mieszkałem na pustyni w pobliżu watahy. Po "przeprowadzce" do jaskini raczej sypiam na zewnatrz po tym co zrobiłem tej waderze... Nie pamiętam co wtedy się działo jednak doskonale pamiętam wszystko po tych wydarzeniach. Chyba myśl o Cote nie da mi nigdy spokoju.. Jakby mogła skoro zabiłem ją własnymi łapami. Kiedy wracałem ,zauważyłem tą samą waderę która polowała na króliki. Miałem ochotę ominąć ją szerokim łukiem puki jej głowa była w kałurzy? Jednak ta podniosła głowę i nieprzyjemnie warknęła.
Co się gapisz?!- powiedziała.
Tylko wracam do domu,po co znowu ta agresja?-spytałem.
Oczywiście nie jestem wściekła za brak obiadu.-powiedziała mocno sarkastycznym tonem.
Ehh nic nie poradzę że króliki to moi przyjaciele,jeśli chcesz coś zjeść to możesz pójść za mną. W jaskini powinienem mieć jakieś zapasy.-powiedziałem niechętnie.
Nigdzie z tobą nie pójdę!-parsknęła.
W sumie miałem nadzieję że już jej nie spotkam,po drodze do domu zobaczyłem dużo jeleni i gęsi ale nie miałem ochoty na nie polować,kiedy stanąłem przed jaskinią która była na skraju lasu spojrzałem do środka i nie miałem ochoty tam wchodzić, położyłem się przy pobliskim drzewie.obudziło mnie mocne uderzenie w głowe ,oczywiście dostałem powalonym przez waderę jeleniem -no tak przecież były w pobliżu...
Co się gapisz?!- powiedziała.
Tylko wracam do domu,po co znowu ta agresja?-spytałem.
Oczywiście nie jestem wściekła za brak obiadu.-powiedziała mocno sarkastycznym tonem.
Ehh nic nie poradzę że króliki to moi przyjaciele,jeśli chcesz coś zjeść to możesz pójść za mną. W jaskini powinienem mieć jakieś zapasy.-powiedziałem niechętnie.
Nigdzie z tobą nie pójdę!-parsknęła.
W sumie miałem nadzieję że już jej nie spotkam,po drodze do domu zobaczyłem dużo jeleni i gęsi ale nie miałem ochoty na nie polować,kiedy stanąłem przed jaskinią która była na skraju lasu spojrzałem do środka i nie miałem ochoty tam wchodzić, położyłem się przy pobliskim drzewie.obudziło mnie mocne uderzenie w głowe ,oczywiście dostałem powalonym przez waderę jeleniem -no tak przecież były w pobliżu...
*Chinoe*
Od Ritnin cd. Metta
Wadera leżała przyklejona do zimnego, skalistego podłoża jaskini. Jej futro mieszało się z ciemnością, dając na pozór efekt niezamieszkiwanej kupy głazów. Powieki Ritnin kurczowo się zaciskały, wadera nie mogła zasnąć. Nie przywykła ona bowiem do tak spokojnego rytmu dnia. W watasze powitano ją nad ranem, a aż do teraz nie powierzono jej żadnego zadania. Ona po prostu nie może tak bezczynnie siedzieć, to wbrew jej naturze. By zasnąć musi mieć pewność, że w ciągu dnia zrobiła coś pożytecznego i należycie się zmęczyła. A dziś nic takiego znaleźć nie mogła. Niebieskooka podniosła się gwałtownie, ciemność w najbliższym otoczeniu wadery wypełnił blask jej oczu. Ritnin ruszyła szybkim marszem, prąc przed siebie. Piękne nocne niebo zapewne sprowadza na siebie setki spojrzeń, zresztą co się dziwić, jest wiosna, a o tej porze roku gwiazdy szaleją... Ona jednak nawet nie raczyła spojrzeć w górę, zamiast tego poczęła biec. Rit szybko obrała sobie cel podróży, którym jest nie co innego jak pierwsze lepsze napotkane źródło wody, w którym mogłaby się to ona ochłodzić, ale i też napoić. Z chwili na chwilę coraz bardziej frustrował ją fakt, że nie jest rozeznana w terenach watahy, tak właściwie to cały czas przemieszczała się tu na wyczucie. Nie napotkała jednak nikogo, kto zaoferowałby jej pomoc, zresztą nie ma co się dziwić, biorąc pod uwagę to, czym się do wieczora zajmowała. Naszą kochaną bohaterkę, do tej jakże fascynującej pory dnia nie sposób było znaleźć z jakąś poszarpaną zwierzyną w pysku. Zawsze był to jej sposób na uspokojenie emocji, pastwienie się nad mniejszymi zwierzętami poprawiało jej humor za każdym razem. Wadera nawet nie zorientowała się, kiedy wbiegła do lasu. Rit zatrzymała się nagle i wryta w ziemię nerwowo poczęła się rozglądać.
- Cho.lera. - Mruknęła, jej głos zdradzał zakłopotanie. Spostrzegając lecącego kruka, szybko chwyciła go w zęby, zwierze wydało charakterystyczny pisk. Właśnie wtedy do uszu wadery dotarł dźwięk łamanej gałęzi. Ktoś się na nią patrzył. Pazury Ritnin wysunęły się, a jej wzrok zaczął latać po najbliższym otoczeniu. W końcu zatrzymała go na ciemnoszarej sylwetce wybijające się nieco kolorem z mroku, najbardziej wyraźne z tej całej plamy były dwa oliwkowe punkty. Patrzyła się wprost w oczy najprawdopodobniej wilka, dając mu do zrozumienia, że jest świadoma jego obecności. Czekała na jakąkolwiek reakcję. W jej głowie panował ład, porządek oraz przewidywany przebieg zdarzeń, gdyby napotkana postać okazała się agresywna. Ciało wadery gotowe było do ataku, na co wskazywały napięte mięśnie.
- Cho.lera. - Mruknęła, jej głos zdradzał zakłopotanie. Spostrzegając lecącego kruka, szybko chwyciła go w zęby, zwierze wydało charakterystyczny pisk. Właśnie wtedy do uszu wadery dotarł dźwięk łamanej gałęzi. Ktoś się na nią patrzył. Pazury Ritnin wysunęły się, a jej wzrok zaczął latać po najbliższym otoczeniu. W końcu zatrzymała go na ciemnoszarej sylwetce wybijające się nieco kolorem z mroku, najbardziej wyraźne z tej całej plamy były dwa oliwkowe punkty. Patrzyła się wprost w oczy najprawdopodobniej wilka, dając mu do zrozumienia, że jest świadoma jego obecności. Czekała na jakąkolwiek reakcję. W jej głowie panował ład, porządek oraz przewidywany przebieg zdarzeń, gdyby napotkana postać okazała się agresywna. Ciało wadery gotowe było do ataku, na co wskazywały napięte mięśnie.
*Metta?*
Ritnin
Pseudonim : Wbrew wszelkim powszechnym opiniom toleruje ona wszelakie zdrobnienia, skróty pochodzące od imienia. Najbardziej popularnym pseudonimem Ritnin jest po prostu Rit.
Wiek : 5 lat
Płeć : Wadera
Orientacja : Heteroseksualna
Charakter : Zacznijmy od tego, że waderę tę cechują wzorce typowo męskie. Ritnin jest niesamowicie odważna, można by rzec nawet, że nieustraszona bądź głupia. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwej do zrobienia, jeżeli się uprze to osiągnie zamierzony cel, nieważne jaki to on by nie był. Jest wilkiem stanowczym i wymagającym - od siebie jak i otoczenia. Oszczędna w słowach, które zazwyczaj przesiąknięte są złośliwością. Ma skłonności do zachowań agresywnych, tej pozornej oazy spokoju definitywnie wolisz nie prowokować. Wie czego chce, irytuje ją niezdecydowanie innych, wprowadza ją to niemalże w stan frustracji. Lubi żartować i spędzać czas w gronie zaufanych wilków, jej humor jednak należy do tego ciemniejszego. Warto wspomnieć, że z ufnością to u niej krucho. Strasznie wnikliwie docieka sposobu bycia i zamiarów rozmówcy, aczkolwiek bez pomocy słów, raczej na podstawie obserwacji. Zna swoją wartość i nie pozwoli jej zaniżać, strzeż się krytyku. Miewa stany furii, wybuchów złości. Cechuje ją mądrość życiowa jak i niepodważalnie wysoka inteligencja. Bywa egoistyczna i samolubna, byłaby w stanie odmówić pomocy osobie potrzebującej. Granica między zarobkiem a moralnością zatarła się u niej lata temu, dlatego też niezwykle przykłada się do zleceń zwanych brudną robotą - ma to w pewnym stopniu wpływ na jej psychikę, a raczej zimnotę serca, jaką do niej wprowadza. Ritnin to byt wyjątkowo szczery a co za tym idzie nietaktowny, tak to się właśnie w tym przypadku złożyło. Na szacunek zasługują u niej nieliczni, więc niech cię nie zrazi jej olewczy oraz wyniosły stosunek do ciebie. Mimo swej frakcji zachowała ona dumę i honor, jeżeli w takiej sytuacji można w ogóle o nim wspominać. To istota bezwzględna pozbawiona jakichkolwiek ludzkich odruchów. Dzieli świat na czarny i biały, nie ma miejsca na szarość. Jest przykładem typowej realistki twardo stąpającej po ziemi. Ciekawą puentą będzie dodanie oczywistego faktu, że lepiej dogaduje się ona z płcią przeciwną.
Wygląd : Na rzecz zawodu musiała zaniechać typowo waderzą sylwetkę i rozbudować sobie tkankę mięśniową, dlatego też od tyłu może nieco przypominać basiora. Mimo to jej ciało dalej pozostaje kuszące oraz zadbane, dba ona o to by z mięśniami nie przesadzić. Kokieteryjne, zgrabne ruchy dodają jej waderzego uroku a piękne, miękkie (nawet trochę przesadnie zadbane) futro niesie za sobą liliowy zapach. Futerko czy tam sierść - jak kto woli, utrzymane jest w ryzach dwóch kolorów; czerni i turkusu. Piękne lazurowe oczy samicy nocą łatwiej dostrzec niż ją samą. Charakterystyczną cechą Ritnin są niebieskie znaczenia pod oczami i jedno spore między nimi, te niebieskie elementy tak jak i oczy, świecą gdy wadera używa mocy. Jeżeli chodzi o wielkość to jest to wzrost przeciętnej samicy, jej krępa budowa sprawia wrażenie wiecznie gotowej do ataku. Jej szpony są długie, nienaturalnie ostro zakończone a kły zaostrzone do granic możliwości.
Stanowisko : Zabójca
Rasa : Wilk Śmierci
Moce :
~ Tworzenie iluzji a w umysłach słabych wilków nawet i manipulacja myślami ~ Wysysanie energii życiowej poprzez nieprzerwane patrzenie oko w oko, wilki twierdzące, że ,,z jej oczu bije chłód'' niewiele mijają się z prawdą
~ Trujący (śmiertelny) jad w ślinie i szponach, uaktywnia się na życzenie wadery, wyjątkowo szkodliwy jest podczas furii
~ Furia - umiejętności Ritnin ulegają zwiększeniu, niestety wadera nie doszła do perfekcji i w ów stanie nie może nad sobą panować
~ Chaos daje jej możliwość wypełnienia się nim, jest to stan ,,mocniejszy'' od furii, strasznie szkodzi Ritnin, dwadzieścia minut walki w chaosie sprawia, że wadera zwyczajnie mdleje z braku sił
~ Prawą przednią łapą jest w stanie odebrać życie mniejszemu bytowi (kwiaty, zwierzęta typu królik, owady) poprzez dotknięcie
~ Telepatia
~ Niewidzialność
~ Manipulacja wodą
~ Możliwość oddychania pod wodąPartner/ka : Woli zająć się kształceniem swojej osoby niźli uganianiem się za jakimiś basiorami.
Szczeniaki : Nie ma najmniejszego zamiaru zmarnować życia na szczenięta.
Rodzina : Jedyna osobistość która raczyła zająć się Ritnin nosiła imię Hyuk, a raczej nosił. Był to przyszywany ojciec wadery, bowiem nie miała ona tej wątpliwej przyjemności poznać swoich biologicznych rodziców.
Historia : Ritnin urodziła się w watasze wilków wędrownych. Matka jej zdradziła swego męża, był to romans przelotny którego owocem stała się właśnie Ritnin o rodzeństwie jej nic nie wiadomo. Została porzucona, a jedynym wilkiem kwapiącym się na stanowisko opiekuna był starszy basior Hyuk. No i tak sobie dziewczyna rosła, aż osiągnęła wiek dwóch lat i zaczęła się buntować czyt. interesować zakazanymi rzeczami, praktyki czarnej magii etc. W wieku 2,5 roku straciła przybranego ojca, nienawiść do świata niemalże w niej buchała. Zaszyła się bóg wie gdzie i zeszła na złą drogę. Zaczęło się od drobnych kradzieży, potem działała na zlecenia i tak skończyła jako najemniczka którą potajemnie jest aż do teraz. Tułając się z kąta w kont wpadła na Watahę Zewu Księżyca, postanowiła dołączyć ze względu na płynące z bycia w watasze korzyści.
Właściciel : Fedyś(H)
Inne Zdjęcia : <KLIK> <KLIK>
Od Chione cd Hegemona Heihgena
- Co ty do diaska wyprawiasz?! - krzyknęła Chione, zrzucając z siebie skrzydlatego basiora. Miała nadzieję w ten upał tylko coś upolować i zaraz wrócić do jaskini, a wyszło jak zawsze.
- Kretyn - warknęła, ale zaraz dodała pogardliwie - Pierwszy raz widzę, żeby wilk trzymał sztamę z zaicami.
Wilk spojrzał na nią spode łba.
- Nazywaj to jak chcesz. Możesz już się ulotnić, czy może mam ci w tym pomóc?
Brzmiał jak rozgoryczony, bardzo zmęczony życiem osobnik.
Chione przewróciła oczami i zaczęła się dyskretnie cofać, uderzając przypadkiem zadem w drzewo. Westchnęła, odwróciła się na pięcie i pobiegła. Pewnie, mogłaby zostać i przedłużać tą prowadzącą donikąd rozmowę, jednak o tej pogodzie wolałaby spędzać na zewnątrz jak mniej czasu. Nie, wcale przecież nie wystraszyła się pięć razy wyższego od niej wilka. Na jakiej podstawie wyciągasz takie wnioski?
Chione zwolniła do marszu, cała zlana potem. Chciała się ochłodzić przed dalszym polowaniem, ale za nic nie mogła znaleźć choćby tego strumyka, gdzie o mało co nie uwięziła języka pewnego wilka w lodzie. Jak mu tam było... Ragnarok? Tak, chyba tak. Ciekawe, jak się miewa, w końcu Chione już od dłuższego czasu go nie widziała ani nie miała od niego żadnych wiadomości?
Może po prostu nie czuje się za dobrze?
Chione wsadziła przegrzaną głowę w najbliższą kałużę. Gdy ją podniosła i otrzepała z wody, zobaczyła wilka, na którego miała nieszczęście natknąć się wcześniej. Teraz jego duże, ciemnoszare skrzydła były złożone.
- Na co się tak gapisz? - zapytała wadera, widząc jego zmieszany wyraz pyska.
- Kretyn - warknęła, ale zaraz dodała pogardliwie - Pierwszy raz widzę, żeby wilk trzymał sztamę z zaicami.
Wilk spojrzał na nią spode łba.
- Nazywaj to jak chcesz. Możesz już się ulotnić, czy może mam ci w tym pomóc?
Brzmiał jak rozgoryczony, bardzo zmęczony życiem osobnik.
Chione przewróciła oczami i zaczęła się dyskretnie cofać, uderzając przypadkiem zadem w drzewo. Westchnęła, odwróciła się na pięcie i pobiegła. Pewnie, mogłaby zostać i przedłużać tą prowadzącą donikąd rozmowę, jednak o tej pogodzie wolałaby spędzać na zewnątrz jak mniej czasu. Nie, wcale przecież nie wystraszyła się pięć razy wyższego od niej wilka. Na jakiej podstawie wyciągasz takie wnioski?
Chione zwolniła do marszu, cała zlana potem. Chciała się ochłodzić przed dalszym polowaniem, ale za nic nie mogła znaleźć choćby tego strumyka, gdzie o mało co nie uwięziła języka pewnego wilka w lodzie. Jak mu tam było... Ragnarok? Tak, chyba tak. Ciekawe, jak się miewa, w końcu Chione już od dłuższego czasu go nie widziała ani nie miała od niego żadnych wiadomości?
Może po prostu nie czuje się za dobrze?
Chione wsadziła przegrzaną głowę w najbliższą kałużę. Gdy ją podniosła i otrzepała z wody, zobaczyła wilka, na którego miała nieszczęście natknąć się wcześniej. Teraz jego duże, ciemnoszare skrzydła były złożone.
- Na co się tak gapisz? - zapytała wadera, widząc jego zmieszany wyraz pyska.
*Hegemon?*
Od Zaqa cd Vicus Carbo
- Teraz przegięłaś mała! - Zaq warkną agresywnie w stronę wadery której kły kłapnęły przed jego nosem chwile wcześniej. Cofną się szybko przychylił do ziemi i skoczył na waderę. Chciała złapać go za ogon. Skucha. Odwrócił si do niej i mocno zacisną zęby na jej karku, zaskomlała głośno i zaczęła się wyrywać. W pewnym momencie Zaq poczuł nawet jak strużka krwi spływa po jego nosie. Wadera szarpała się mocniej a wraz z szarpaniną skowyt narastał. po jakimś krótkim czasie wadera padła nieprzytomna a Zaq beznamiętnie popatrzał na zakrwawione ciało ale jeszcze nie zwłoki upierdliwej wadery. Szturchną ją łapą. Nie reagowała. Wtem do Zaqa wróciły wspomnienia.
-Zaq! Co ty robisz?! - krzyczała przerażona wadera, w popłochu czołgała si w tył włócząc poszarpaną zakrwawioną łapę. Zaq zbliżał si do niej powoli i spokojnie nie okazując jej uczuć. Nie okazując nawet chwili zawahania by ta bała si mocniej. Chociaż... nie robi tego specjalnie. Ta zimna postawa wobec swoich ofiar wpajana była mu od lat. To tylko chore przyzwyczajenie. ZERO LITOŚCI. Gdy tylko dotarł do wadery cały spokój si ulotnił rzucił si na nią i w potworny sposób zakończył jej życie ściskając jej krtań coraz mocniej a pazurami błądząc po ciele. Na odchodne rzucił w stronę zwłok trzy słowa "Kocham cie mamo".
Gdy tylko otrząsną się z tego wspomnienia rozejrzał się i spojrzał pogardliwie na waderę. Zarzucił ją sobie na plecy po czym zaczął zmierzać w kierunku swojej jaskini.
~~kilka lat wcześniej~~
-Zaq! Co ty robisz?! - krzyczała przerażona wadera, w popłochu czołgała si w tył włócząc poszarpaną zakrwawioną łapę. Zaq zbliżał si do niej powoli i spokojnie nie okazując jej uczuć. Nie okazując nawet chwili zawahania by ta bała si mocniej. Chociaż... nie robi tego specjalnie. Ta zimna postawa wobec swoich ofiar wpajana była mu od lat. To tylko chore przyzwyczajenie. ZERO LITOŚCI. Gdy tylko dotarł do wadery cały spokój si ulotnił rzucił si na nią i w potworny sposób zakończył jej życie ściskając jej krtań coraz mocniej a pazurami błądząc po ciele. Na odchodne rzucił w stronę zwłok trzy słowa "Kocham cie mamo".
~~Koniec~~
Gdy tylko otrząsną się z tego wspomnienia rozejrzał się i spojrzał pogardliwie na waderę. Zarzucił ją sobie na plecy po czym zaczął zmierzać w kierunku swojej jaskini.
*Vicus? Nie zabiłam cie :D!*
Od Cerbera De La Coste cd. Ono Un Primrose
- O czym tak rozmyślasz, Ono? – zapytałem w pewnym momencie.
- Nic ważnego... po prostu o tym, jak tu dołączyłem, minęły już 3 lata, a to dalej tkwi w mojej głowie. – westchnąłem, odwracając do mnie łeb.
Podniosłem jedną brew po czym, wpatrując się w Ono, starałem się wyczuć jego emocje. Po chwili ten jednak warkną, jak zawsze nie lubi, gdy się w niego wpatruje... Przewróciłem okiem i zacząłem pić wodę, w którą był wpatrzony basior.
- To przypadkowe spotkanie czy masz coś dla mnie?- zapytał nie, przerywając patrzenia się w wodę.
- Raczej przypadkowe, ale skoro już pytasz to, możesz mi pomóc. - odstąpiłem od picia wody, by ponownie spojrzeć na Ono. -Magiczne stworzenia zamieszkujące naszą wata - nie dokończyłem zdania, gdyż basior przerwał.
- Te z księgi ras czy niezwykłe, zamieszkujące nawet po jednym okazie? - zapytał.
- Magiczne stworzenia... ostatnio dziwnie si zachowują a Bølværk, stał się szczególnie agresywny wobec wilków i magicznych stworzeń. - Ono zmarszczył brwi po czym, wstał i patrząc mi w oko. Zapytał z powagą.
- Co mam robić?
- Musimy dowiedzieć się co, jest przyczyną dziwnego zachowania Magicznych Stworzeń by nie, udzieliło się to także bestiom.
- Od czego zaczynamy?
- Od bagien.
Przyśpieszonym krokiem ruszyliśmy w stronę bagien. Po drodze milczeliśmy. Byłem skupiony i rozmyślałem co, może nas tam czekać. Dotarliśmy pod las, w którego sercu mieszczą się przeklęte bagna. Przystałem na chwile, lecz Ono nie zwolnił tępa. Pobiegłem za nim.
Gdy dotarliśmy troszkę głębiej, usłyszeliśmy przeraźliwy ryk. Dobiegał zza naszych pleców.
- Nic ważnego... po prostu o tym, jak tu dołączyłem, minęły już 3 lata, a to dalej tkwi w mojej głowie. – westchnąłem, odwracając do mnie łeb.
Podniosłem jedną brew po czym, wpatrując się w Ono, starałem się wyczuć jego emocje. Po chwili ten jednak warkną, jak zawsze nie lubi, gdy się w niego wpatruje... Przewróciłem okiem i zacząłem pić wodę, w którą był wpatrzony basior.
- To przypadkowe spotkanie czy masz coś dla mnie?- zapytał nie, przerywając patrzenia się w wodę.
- Raczej przypadkowe, ale skoro już pytasz to, możesz mi pomóc. - odstąpiłem od picia wody, by ponownie spojrzeć na Ono. -Magiczne stworzenia zamieszkujące naszą wata - nie dokończyłem zdania, gdyż basior przerwał.
- Te z księgi ras czy niezwykłe, zamieszkujące nawet po jednym okazie? - zapytał.
- Magiczne stworzenia... ostatnio dziwnie si zachowują a Bølværk, stał się szczególnie agresywny wobec wilków i magicznych stworzeń. - Ono zmarszczył brwi po czym, wstał i patrząc mi w oko. Zapytał z powagą.
- Co mam robić?
- Musimy dowiedzieć się co, jest przyczyną dziwnego zachowania Magicznych Stworzeń by nie, udzieliło się to także bestiom.
- Od czego zaczynamy?
- Od bagien.
Przyśpieszonym krokiem ruszyliśmy w stronę bagien. Po drodze milczeliśmy. Byłem skupiony i rozmyślałem co, może nas tam czekać. Dotarliśmy pod las, w którego sercu mieszczą się przeklęte bagna. Przystałem na chwile, lecz Ono nie zwolnił tępa. Pobiegłem za nim.
Gdy dotarliśmy troszkę głębiej, usłyszeliśmy przeraźliwy ryk. Dobiegał zza naszych pleców.
*Ono? sorka że krótkie ale nie miałam pomysłu ;')*
Od Hegemona Heihgena cd.Ktoś
Przechadzałem się właśnie po lesie, nie miałem za wiele do roboty.Dookoła ptaki śpiewały...jak dla mnie to się darły.Bolała mnie głowa dlatego ich śpiew był nieprzyjemny.Nie mam nic innego do roboty bo końcu jestem swatką. Swatki nie zawsze mają co robić ponieważ większość wilków znajduje swoją miłość życia samodzielnie.Ja to sobie chyba nikogo nie znajdzie,w końcu która by chciała takiego chuderlaka i to jeszcze tak niskiego. Przechadzając się wyczułem zapach małego stadka sarn. Nie jestem zbyt silny ale powinienem poradzić sobie z upolowaniem sarny prawda? Podjąłem trop i skierowałem się na lewo,z daleka zobaczyłem około 4-5 sarn.Dokładniej jedna udała się głębiej w las a bliżej mnie były pozostałe cztery. Przyczaiłem się na nie w krzakach. Siedziałem w nich dobre 3 godziny czekając aż sarny podejdą choć trochę bliżej.Pech chciał że wiatr zmienił kierunek i zawiał w ich stronę i mój zapach je spłoszył. No cóż dziś nie będzie obiadu. Jadłem chyba jakąś rybę rano więc powinno być w porządku prawda? Skierowałem się na łąkę. Pomyślałem sobie że na łące mogą być króliki. To też dobra alternatywa do polwania. W końcu nie tylko jelenia można upolować. Jednak w sumie nie będę polował na króliki tylko odpoczywał, nie lubię siedzieć razem z nimi.One nie są zbyt inteligentne,jednak tylko one doskonale mnie rozumieją. Oczywiście nie rozumiem króliczego ale one już nawet się mnie nie boją więc polowanie na króliki można by uznać za pewnego rodzaju hańbę. Zjadłbym coś, jednak wole sobie trochę poleżeć i zebrać siły. Obserwowałem chmury i spokojnie wylegiwałem się na słońcu. Wtedy zobaczyłem wilka który zasadzał się na króliki siedzące w pobliżu.Długouche nie uciekały ponieważ są już przyzwyczajone do mnie i nie boją się wilków. Cóż, pomyślałem że najlepiej będzie jeśli podonię intruza.Skoczyłem na obcego mi wilka i przeturlałem się z nim po ziemi. Trochę poobijałem sobie skrzydła.
Obcy wilk zaczął krzyczeć:
-Co ty do diaska wyprawiasz?
Obcy wilk zaczął krzyczeć:
-Co ty do diaska wyprawiasz?
*Ktoś*
Lipcowe Podsumowanie
W LIPCU 2018 została otwarta nasza wataha. Przede wszystkim zaczęliśmy przyjmować sojusze, wyjaśniliśmy stare sprawy i przywitaliśmy nowych członków. Niestety pożegnaliśmy także kilku innych. Stało się to wbrew naszej woli a odejście kilku z nich, wzbudziło awanturę na kilka blogów. Niestety tak się stało a ja w następnym miesiącu, spróbuje usunąć "splagiatowane” 2 postacie. Mam do was wilczki taką prośbę. Osoby, które pisały z Mabel i Fioną niech przyślą zmienione opowiadani do tych wader by nie, został na tej watasze po nich ślad, ale by opowiadania, które pisaliście, zatrzymały sens historii waszego wilka. Za każde zmienione opowiadanie właściciel wilka otrzyma 50C.
Teraz małe ogłoszenia na następny miesiąc:
- Pudełkowniki niedługo znów będzie można zamawiać u właścicielki Rufusa i Mossa - Chat na chacie.
- Już niedługo otworzymy bazarek!
- Po otwarciu Bazarku z tej okazji planujemy Loterie! (gromadźcie C na losy!)
- Jeżeli ktoś zdecyduje się wykonać na zamówienie szablon, będzie on zmieniony.
Wyrzuceni - 1
Odeszli - 5
Śmierć - 2
Narodziny - 0
Zakochani/Zarczeni/Małżeństwo - 0
Myślę, że to tyle.
Teraz małe ogłoszenia na następny miesiąc:
- Pudełkowniki niedługo znów będzie można zamawiać u właścicielki Rufusa i Mossa - Chat na chacie.
- Już niedługo otworzymy bazarek!
- Po otwarciu Bazarku z tej okazji planujemy Loterie! (gromadźcie C na losy!)
- Jeżeli ktoś zdecyduje się wykonać na zamówienie szablon, będzie on zmieniony.
Wyrzuceni - 1
Odeszli - 5
Śmierć - 2
Narodziny - 0
Zakochani/Zarczeni/Małżeństwo - 0
Myślę, że to tyle.
~ Bastruk
Wyrzucenie
Niestety opuszcza nas Mefison, trafia do Adopcjii
POWÓD : Nie napisanie pierwszego opowiadania
POWÓD : Nie napisanie pierwszego opowiadania
Odchodzą
Dzisiaj odchodzą wilki 2 osób. Jeżeli właścicielki będą chciały nimi powrócić niech zgłoszą to do Bastruka by założyła na nie rezerwacje. Obecnie trafiają do adopcji.
POWÓD : Decyzja właścicielek
POWÓD : Decyzja właścicielek
Od Ragnaroka cd. Mabel KONIEC
Ragnarok otrząsnął się i wyszedł z transu.
-Jak ona mogła mnie tak wykorzystać?!- warknął. Zmarszczył brwi, a jego oczy przybrały krwisty kolor. Spojrzał w stronę tunelu, do którego weszła wadera. Zamienił się w nietoperza, aby nie wzbudzać podejrzeń i wleciał wgłąb. Zdenerwowany leciał szybciej od reszty podniebnych ssaków. Korytarz zdawał się rozszerzać z każdym pokonanym metrem. Po dłuższej chwili lotu, doleciał do sześciokątnej komnaty. Gdzieś w rogu siedziała biało-czarna wilczyca. Znowu czesała swoje futro, przeglądając się w lustrze. Ragna zapikował na nią przemieniając się w wilka. Przydusił ją swoim niemałym ciężarem do ziemi. Wadera zawyła z bólu, a on użył potężnego ryku, by ją ogłuszyć. Był tak wściekły, że udało mu się nie tylko ogłuszyć, ale wszystkie jej zmysły przestały prawidłowo działać. Zaczęło kręcić jej się w głowie, obraz stał się zamazany, łapy kołysały się na wszystkie strony. Jedynie węch pozostał nie naruszony. Próbowała wstać, lecz cały czas się przewracała, aż w końcu upadła na lustro. Potłukło się, a odłamki szkła rozpadły się po jaskini. Wadera żałośnie zawyła ze złości. Już chciała zaatakować Ragnaroka, gdy basior przejął nad nią kontrolę.
-I co? Ładnie to tak kontrolować czyimś ciałem?- zapytał ze śmiechem, rozkazując wilczycy skakać na tylnych łapach i żonglować fioleczkami z perfumami. Nagle jedna z nich upadła, uwalniając słodki zapach.- Ups! Nie złapałaś? Oj, biedna. Czy to Twój ulubiony? Nie? To upuść pozostałe.
Jak powiedział, to buteleczki równo upadły o podłogę tłukąc się i wylewając zawartość.
-Jeśli nie wiesz z kim, to nie zaczynaj.- basior odwrócił się, by wyjść z powrotem na zewnątrz. Nagle w wyjściu pojawił się lód. Odwrócił łeb w stronę w stronę wrogo nastawionej wilczycy. Zamienił się chwilowo w smoka, roztapiając lód jednym chuchnięciem. Gdy skończył, zamienił się w demona i skoczył znów przygważdżając niesforną waderę do podłoża. Zbliżył swój pysk do jej i sycząc, powiedział:
-Nie wiesz kiedy skończyć, prawda?
Próbowała się wyrwać, lecz jedynie marnowała swoje siły.
-Jak ona mogła mnie tak wykorzystać?!- warknął. Zmarszczył brwi, a jego oczy przybrały krwisty kolor. Spojrzał w stronę tunelu, do którego weszła wadera. Zamienił się w nietoperza, aby nie wzbudzać podejrzeń i wleciał wgłąb. Zdenerwowany leciał szybciej od reszty podniebnych ssaków. Korytarz zdawał się rozszerzać z każdym pokonanym metrem. Po dłuższej chwili lotu, doleciał do sześciokątnej komnaty. Gdzieś w rogu siedziała biało-czarna wilczyca. Znowu czesała swoje futro, przeglądając się w lustrze. Ragna zapikował na nią przemieniając się w wilka. Przydusił ją swoim niemałym ciężarem do ziemi. Wadera zawyła z bólu, a on użył potężnego ryku, by ją ogłuszyć. Był tak wściekły, że udało mu się nie tylko ogłuszyć, ale wszystkie jej zmysły przestały prawidłowo działać. Zaczęło kręcić jej się w głowie, obraz stał się zamazany, łapy kołysały się na wszystkie strony. Jedynie węch pozostał nie naruszony. Próbowała wstać, lecz cały czas się przewracała, aż w końcu upadła na lustro. Potłukło się, a odłamki szkła rozpadły się po jaskini. Wadera żałośnie zawyła ze złości. Już chciała zaatakować Ragnaroka, gdy basior przejął nad nią kontrolę.
-I co? Ładnie to tak kontrolować czyimś ciałem?- zapytał ze śmiechem, rozkazując wilczycy skakać na tylnych łapach i żonglować fioleczkami z perfumami. Nagle jedna z nich upadła, uwalniając słodki zapach.- Ups! Nie złapałaś? Oj, biedna. Czy to Twój ulubiony? Nie? To upuść pozostałe.
Jak powiedział, to buteleczki równo upadły o podłogę tłukąc się i wylewając zawartość.
-Jeśli nie wiesz z kim, to nie zaczynaj.- basior odwrócił się, by wyjść z powrotem na zewnątrz. Nagle w wyjściu pojawił się lód. Odwrócił łeb w stronę w stronę wrogo nastawionej wilczycy. Zamienił się chwilowo w smoka, roztapiając lód jednym chuchnięciem. Gdy skończył, zamienił się w demona i skoczył znów przygważdżając niesforną waderę do podłoża. Zbliżył swój pysk do jej i sycząc, powiedział:
-Nie wiesz kiedy skończyć, prawda?
Próbowała się wyrwać, lecz jedynie marnowała swoje siły.
~~~
Po jakimś czasie wilki odeszły od siebie. Ragna pobiegł w innym kierunku lecz po kilku minutach marszu usłyszał krzyk. Pobiegł w jego kierunku lecz było za późno. Wadera leżała w kałuży krwi a nad nią stał niedźwiedź którego Ragnarok postanowił zaatakować.
*SAD KONIEC*
Od Mabel do Ragnaroka
Stałam przed wodą, patrząc się w swoje odbicie. Co chwilę przejeżdżałam szczotką po swoim futrze. Gdy upewniłam się, że wszystko jest już dobrze ułożone, spojrzałam na taflę wody, która po chwili zamieniła się w lód. Wstałam i zaczęłam po nim iść, bez wielkich trudności. Nagle zobaczyłam, jak jakiś wilk wchodzi na lód. Prychnęłam niezadowolona i od razu poszłam w jego stronę. Gdy byłam bliżej, mogłam już stwierdzić, jakiej jest płci. Był to czarny basior o czerwonych oczach. Był większy o de mnie, ale nie obchodziło mnie to. W końcu, gdy byłam przed nim, powiedziałam:
- Zmiataj stąd.
- Nie masz prawa mi rozkazywać.- przeszedł obok mnie.
- Won mi stąd, ty pchlarzu!- krzyknęłam do niego oburzona.
On się odwrócił, najwidoczniej lekko zdenerwowany moimi słowami. Spojrzałam na niego i warknęłam ostrzegawczo. On jedynie się zaśmiał. Podbiegłam i splunęłam na niego. Odsunęłam się trochę i zaczęłam obserwować jego reakcję. Na początku przyglądał się miejscu, na które naplułam, po chwili jednak ruszył w moją stronę. Ale niestety... Nie udało mu się. Lód pod nim niespodziewanie zniknął, a on wpadł do zimnej wody. Za nim zdążył wypłynąć na powierzchnię, lód magicznie znów się tam pojawił. Zaczął walić w grunt, na którym stałam. Stanęłam nad nim i powiedziałam:
- Zimno Ci? Poczekaj, może kocyk Ci przyniosę. Przecież nie chcemy, żeby mała dzidzia nam zamarzła.- zobaczyłam, jak basior otwiera pysk, by coś powiedzieć, ale szybko go zamyka. Spojrzał na mnie ostatni raz i odpłynął. Uśmiechnęłam się, nagle poczułam, jak coś pęka pod moimi łapami. Za nim się obejrzałam, byłam przygnieciona przez czarnego wilka. Prychnęłam i zamieniłam się w powietrze. Nieznajomy upadł na lód, a ja się pojawiłam przed nim. Za nim zdołał coś zrobić, zahipnotyzowałam go. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Idziemy- odwróciłam się i ruszyłam w stronę lasu. Basior ruszył za mną.
Po jakimś czasie znaleźliśmy się przed dziwną grotą. Gdy weszliśmy do niej, rozkazałam mu zniszczyć nieduże drzwi. Zrobił to. Zostawiłam go przed jaskinią i weszłam do tunelu. Widzę, że ten kretyn się do czegoś przydał.
- Zmiataj stąd.
- Nie masz prawa mi rozkazywać.- przeszedł obok mnie.
- Won mi stąd, ty pchlarzu!- krzyknęłam do niego oburzona.
On się odwrócił, najwidoczniej lekko zdenerwowany moimi słowami. Spojrzałam na niego i warknęłam ostrzegawczo. On jedynie się zaśmiał. Podbiegłam i splunęłam na niego. Odsunęłam się trochę i zaczęłam obserwować jego reakcję. Na początku przyglądał się miejscu, na które naplułam, po chwili jednak ruszył w moją stronę. Ale niestety... Nie udało mu się. Lód pod nim niespodziewanie zniknął, a on wpadł do zimnej wody. Za nim zdążył wypłynąć na powierzchnię, lód magicznie znów się tam pojawił. Zaczął walić w grunt, na którym stałam. Stanęłam nad nim i powiedziałam:
- Zimno Ci? Poczekaj, może kocyk Ci przyniosę. Przecież nie chcemy, żeby mała dzidzia nam zamarzła.- zobaczyłam, jak basior otwiera pysk, by coś powiedzieć, ale szybko go zamyka. Spojrzał na mnie ostatni raz i odpłynął. Uśmiechnęłam się, nagle poczułam, jak coś pęka pod moimi łapami. Za nim się obejrzałam, byłam przygnieciona przez czarnego wilka. Prychnęłam i zamieniłam się w powietrze. Nieznajomy upadł na lód, a ja się pojawiłam przed nim. Za nim zdołał coś zrobić, zahipnotyzowałam go. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Idziemy- odwróciłam się i ruszyłam w stronę lasu. Basior ruszył za mną.
Po jakimś czasie znaleźliśmy się przed dziwną grotą. Gdy weszliśmy do niej, rozkazałam mu zniszczyć nieduże drzwi. Zrobił to. Zostawiłam go przed jaskinią i weszłam do tunelu. Widzę, że ten kretyn się do czegoś przydał.
*Ragnarok?*
Od Freyi cd. Kilima Cha Kifo KONIEC
Basiorek wziął do pyska księgę i razem wybiegli z biblioteki.
-Nikt nas nie może zobaczyć. Chodź, znalazłam pewne miejsce, zanim Cię spotkałam.- powiedziała podczas biegu. Kifo jedynie skinął głową. Freya pobiegła przodem, prowadząc wilczka do ciemnego lasu. Biegi między grubymi dębami. Nagle waderka zatrzymała się przed omszałymi skałami.
-To tutaj.- uśmiechnęła się.- Musimy jedynie wejść na górę. Podsadzę Cię, a ja tam polecę.
Kifo dalej trzymał obszerną książkę w pysku. Wspiął się z pomocą Freyi na skały i razem weszli do szczeliny. Chwilę przeciskali się przez wąski korytarz, aż doszli do niewielkiej groty. Młody basior położył księgę na ziemi przed nimi. Usiedli przed nią i podnieśli przednie łapki udając czarujących magików.
-Sesamae apertum, quod aliquid fit ad te, et in sempiternum non pereunt, necesse sit maleficus!- zaczęli cicho, a im dalej tym głośniej mówili, aż skończyli krzykiem. Przed nimi pojawiło się jaskrawe światło. Stawało się coraz mocniejsze, gdy nagle blask ich oślepił, a przed nimi pojawił się błękitno-czarny portal.
-Udało się!- podskoczyli z radości.
-Cieszysz się?- zapytała Freya.
-Z czego?- zdziwił się.
-Że spotkasz mamę.
Kifo zawiesił wzrok na poświacie portalu. Waderka spojrzała na niego zmartwiona. Może myślał o swojej przeszłości? O rozstaniu i ponownym spotkaniu z matką? Albo o swoim imieniu? Freya nie chciała Go bardziej martwić.
-Idziemy?- szturchnęła Go biodrem.
-Tak.- basiorek wydawał się wymusić uśmiech. Weszli razem do portalu. Wilczyca spojrzała jeszcze raz na Kifo. Wydawał się bardzo ospały i ledwo stał na nogach. Podeszła do niego, próbując mu pomóc, lecz ją też ogarnęło zmęczenie. Zemdleli. Niestety się nie udało a oni wylądowali na drugim końcu watahy.
-Nikt nas nie może zobaczyć. Chodź, znalazłam pewne miejsce, zanim Cię spotkałam.- powiedziała podczas biegu. Kifo jedynie skinął głową. Freya pobiegła przodem, prowadząc wilczka do ciemnego lasu. Biegi między grubymi dębami. Nagle waderka zatrzymała się przed omszałymi skałami.
-To tutaj.- uśmiechnęła się.- Musimy jedynie wejść na górę. Podsadzę Cię, a ja tam polecę.
Kifo dalej trzymał obszerną książkę w pysku. Wspiął się z pomocą Freyi na skały i razem weszli do szczeliny. Chwilę przeciskali się przez wąski korytarz, aż doszli do niewielkiej groty. Młody basior położył księgę na ziemi przed nimi. Usiedli przed nią i podnieśli przednie łapki udając czarujących magików.
-Sesamae apertum, quod aliquid fit ad te, et in sempiternum non pereunt, necesse sit maleficus!- zaczęli cicho, a im dalej tym głośniej mówili, aż skończyli krzykiem. Przed nimi pojawiło się jaskrawe światło. Stawało się coraz mocniejsze, gdy nagle blask ich oślepił, a przed nimi pojawił się błękitno-czarny portal.
-Udało się!- podskoczyli z radości.
-Cieszysz się?- zapytała Freya.
-Z czego?- zdziwił się.
-Że spotkasz mamę.
Kifo zawiesił wzrok na poświacie portalu. Waderka spojrzała na niego zmartwiona. Może myślał o swojej przeszłości? O rozstaniu i ponownym spotkaniu z matką? Albo o swoim imieniu? Freya nie chciała Go bardziej martwić.
-Idziemy?- szturchnęła Go biodrem.
-Tak.- basiorek wydawał się wymusić uśmiech. Weszli razem do portalu. Wilczyca spojrzała jeszcze raz na Kifo. Wydawał się bardzo ospały i ledwo stał na nogach. Podeszła do niego, próbując mu pomóc, lecz ją też ogarnęło zmęczenie. Zemdleli. Niestety się nie udało a oni wylądowali na drugim końcu watahy.
*KONIEC*
Od Kilima Cha Kifo cd. Freyi
- Mam!- krzyknęła uradowana.
- Co?- podszedłem do niej, by zobaczyć co znalazła.
Było tam, to słowo. Spojrzałem na tłumaczenie, czego szybko pożałowałem. Szepnąłem:
- Śmierć... Freyo, widziałaś gdzieś jeszcze słowo Kilima?
- Tak.- po tych słowach, przewróciła kilka stron i pokazała mi dwie linijki- Kilima to wzgórze, a jeżeli to połączymy, wyjdzie Wzgórze Śmierci.
- Czemu matka dała mi takie imię?- byłem załamany.
- A może to nie ona Ci je nadała?- podsunęła Freya.
- Właściwie.... Jest to możliwe. Nie pamiętam dnia, w którym się urodziłem, a mama nie chciała mi nigdy o tym powiedzieć.
- Powinniśmy się zapytać Twojej matki o to.
- Raczej to nie możliwe...- spuściłem łeb.
- Coś się z nią stało?- znowu to pytanie.
- To raczej ze mną coś się stało.
- Co?
- Kilka dni temu, na pustyni otworzył się portal, wszedłem do niego, ale w połowie nie z własnej woli. Od tego czasu jej nie zobaczyłem...
- Przykro mi.
- Chyba że... Możemy spróbować otworzyć portal!
- Jak?- spojrzała na mnie zdziwiona.
- Musi tu być jakaś książka, która nam pomoże go otworzyć.- zacząłem się rozglądać.
- Mam!- spojrzeliśmy na siebie zadowoleni.
Wziąłem księgę i wyszedłem z biblioteki. Gdy się oddaliliśmy, położyłem ją i powiedziałem do Freyi:
- Spróbujmy naraz powiedzieć to zaklęcie.- wadera pokiwała głową.
- Co?- podszedłem do niej, by zobaczyć co znalazła.
Było tam, to słowo. Spojrzałem na tłumaczenie, czego szybko pożałowałem. Szepnąłem:
- Śmierć... Freyo, widziałaś gdzieś jeszcze słowo Kilima?
- Tak.- po tych słowach, przewróciła kilka stron i pokazała mi dwie linijki- Kilima to wzgórze, a jeżeli to połączymy, wyjdzie Wzgórze Śmierci.
- Czemu matka dała mi takie imię?- byłem załamany.
- A może to nie ona Ci je nadała?- podsunęła Freya.
- Właściwie.... Jest to możliwe. Nie pamiętam dnia, w którym się urodziłem, a mama nie chciała mi nigdy o tym powiedzieć.
- Powinniśmy się zapytać Twojej matki o to.
- Raczej to nie możliwe...- spuściłem łeb.
- Coś się z nią stało?- znowu to pytanie.
- To raczej ze mną coś się stało.
- Co?
- Kilka dni temu, na pustyni otworzył się portal, wszedłem do niego, ale w połowie nie z własnej woli. Od tego czasu jej nie zobaczyłem...
- Przykro mi.
- Chyba że... Możemy spróbować otworzyć portal!
- Jak?- spojrzała na mnie zdziwiona.
- Musi tu być jakaś książka, która nam pomoże go otworzyć.- zacząłem się rozglądać.
~*~
Miałem już książkę. Położyłem ją i razem z Freyą, zacząłem szukać jakiegoś czaru. Nagle krzyknęliśmy naraz:- Mam!- spojrzeliśmy na siebie zadowoleni.
Wziąłem księgę i wyszedłem z biblioteki. Gdy się oddaliliśmy, położyłem ją i powiedziałem do Freyi:
- Spróbujmy naraz powiedzieć to zaklęcie.- wadera pokiwała głową.
*Freya?*
Mabel
Imię : Mabel
Pseudonim : Brak
Wiek : 2 lata
Płeć : Wadera
Orientacja : Heteroseksualny
Charakter : Jest ona delikatna i nietykalna. Raz ją dotkniesz, a będzie na Ciebie tak wrzeszczeć. Po prostu zrobi Ci wielką awanturę. Nie daje sobą pomiatać, strasznie się wywyższa. Nie boi się obrazić, większego osobnika od siebie. Kocha śmiać się z czyjegoś wypadku. Jest bardzo rozpieszczona. Myśli, że może każdemu rozkazywać i nic sobie nie robi z czyiś gróźb. Nie lubi wzywać pomocy, zawsze radziła sobie sama, więc tak zostanie. Bardzo trudno jej zaimponować, jak już Ci się uda, może Cię traktować trochę lepiej.
Wygląd : Jest ona średniego wzrostu waderą. Ma wcięcie w talii. Łeb i część szyi i pleców jest biała, gdzie potem przechodzi w czerń. Na grzbiecie ma pół koło w kolorze jasnym żółtym przechodzącym w róż. Na ogonie ma podobnie. Na czole Mabel, ma czarne znamię. Jej oczy są białe bez źrenic. Mabel to piękna wadera, w której nie jeden się zakochał.
Stanowisko : Wojownik
Rasa : Wilk Gwiazd
Moce :
- Może oślepić wroga na jakiś czas,
- Może stać się powietrzem,
- Mabel włada nad ciemnością i światłem, może nimi manipulować i zamieniać się w nie,
- Gdy nastaje noc, jej moce stają się silniejsze,
- Dzięki swoim nietypowym oczom, jest odporna na oślepienie,
- Zamiana w gwiazdę i elfa,
- Może też tworzyć lód i go roztopić (moc po matce),
- Hipnoza.
Partner/ka : Brak
Szczeniaki : Brak
Rodzina : -Verlidaine, -Artemis
Historia : Jak każdy się urodziła i jak każdy wilk w tej watasze, trafiła tutaj
Właściciel : Asili.banshee@interia.pl (wilk był splagiatowany)
Od Ragnaroka cd. Chione KONIEC
Co robiła drewniana klapa w zwykłej jaskini? Basior aż lekko zamerdał z wrażenia, bo brak mu ostatnio było przygód. Ucieszył się na możliwość rozwiązania jakiejś zagadki lub tajemnicy.
-Pomożesz mi podnieść? -słowa wadery wyrwały Go z marzeń.
-Pewnie. -chwycił za żeliwny uchwyt i ciągnął z całych sił, a Chione czekała, aż pojawi się prześwit, by ją podnieść. Dębowa klapa spadła w drugą stronę, ukazując wąskie przejście. Ragnarok wskazał łapą i powiedział:
-Panie przodem.
-Jeśli coś ma nas zjeść, to ty będziesz pierwszy. -wepchnęła basiora w wąską szczelinę. Gdy wadera weszła tuż za nim, klapa momentalnie się za nimi zamknęła.
-Przydałoby się jakieś światło, nic nie widzę. -mruknął niezadowolony Rokk. Nagle po jego słowach zapalił się cały rządek pochodni. Wilki spojrzały po sobie lekko oszołomione. Szli przed siebie, nie mówiąc ani słowa. Woda spływała po ścianach, tworząc kałuże na podłodze. Co jakiś czas przelatywał nietoperz spłoszony ogniem pochodni. Korytarz wydawał się nie mieć końca, a wrócić już nie mogli. Marsz stawał się coraz trudniejszy ze względu na wodę sięgającą im już powyżej nadgarstków. Na szczęście droga była teraz pod górkę, więc woda nie przeszkadzała im w dalszej wędrówce. Korytarz znów był poziomy, ale trafili na jakąś komnatę. Było w niej pełno regałów z książkami pełnymi dziwnych znaków i obrazków, stanowisk alchemicznych z mnóstwem fiolek i odczynników, biurko, na którym leżały zwoje oraz trzy pary drzwi. Prowadziły w różnych kierunkach. Wybrali jedne z drzwi. w środku było zupełnie ciemno a gdy weszli do pomieszczenia podłoga się zawaliła. Wilki wpadły do rzeki która wypływała na jedną z polan.
-Pomożesz mi podnieść? -słowa wadery wyrwały Go z marzeń.
-Pewnie. -chwycił za żeliwny uchwyt i ciągnął z całych sił, a Chione czekała, aż pojawi się prześwit, by ją podnieść. Dębowa klapa spadła w drugą stronę, ukazując wąskie przejście. Ragnarok wskazał łapą i powiedział:
-Panie przodem.
-Jeśli coś ma nas zjeść, to ty będziesz pierwszy. -wepchnęła basiora w wąską szczelinę. Gdy wadera weszła tuż za nim, klapa momentalnie się za nimi zamknęła.
-Przydałoby się jakieś światło, nic nie widzę. -mruknął niezadowolony Rokk. Nagle po jego słowach zapalił się cały rządek pochodni. Wilki spojrzały po sobie lekko oszołomione. Szli przed siebie, nie mówiąc ani słowa. Woda spływała po ścianach, tworząc kałuże na podłodze. Co jakiś czas przelatywał nietoperz spłoszony ogniem pochodni. Korytarz wydawał się nie mieć końca, a wrócić już nie mogli. Marsz stawał się coraz trudniejszy ze względu na wodę sięgającą im już powyżej nadgarstków. Na szczęście droga była teraz pod górkę, więc woda nie przeszkadzała im w dalszej wędrówce. Korytarz znów był poziomy, ale trafili na jakąś komnatę. Było w niej pełno regałów z książkami pełnymi dziwnych znaków i obrazków, stanowisk alchemicznych z mnóstwem fiolek i odczynników, biurko, na którym leżały zwoje oraz trzy pary drzwi. Prowadziły w różnych kierunkach. Wybrali jedne z drzwi. w środku było zupełnie ciemno a gdy weszli do pomieszczenia podłoga się zawaliła. Wilki wpadły do rzeki która wypływała na jedną z polan.
*KONIEC*
Od Chione cd Ragnaroka
- Chione - mruknęła mniej chłodno niż ostatnim razem, gdy otwierała pysk, wyciągając do nowo poznanego łapę, którą basior podniósł do wysokości pyska i musnął szybko wargami, ale nie potrafił zachować przy tym neutralnej twarzy - Miło Cię poznać.
- Miło nie mieć języka przymrożonego do podłoża - dodał Ragnarok.
- Yhm. Tak czy siak dziękuję za pomoc.. no wiesz, z tym pniem.
Spojrzała na niego jeszcze raz. Wydawał się być od niej starszy, dużo wyższy i być bardziej doświadczony przez życie, ponieważ miał na pysku wiele blizn. Ale jedno było pewne: lepiej nie zachodzić za skórę komuś, kto w jednej chwili może się zamienić w smoka. Chione była bardzo ciekawa, co czerwonooki jeszcze potrafi, ale wolała sama nie wymuszać na nim ich demonstracji.
Wadera wstała i przeszła się po jaskini. Była raczej mała jak na mieszkanie dla dwóch wilków.. znaczy teoretycznie. Nie miało żadnych mebli, jedynie jakiś okrągły, płócienny dywan pod ścianą, czy raczej bardziej pasuje określenie dywanik. Złapała zębami za brzeg i zaczęła go ciągnąć do tyłu.
- Tylko żeby znowu nic na Ciebie nie spadło! - zawołał przez ramię Ragnarok, który siedział i oglądał deszcz. Wadera przewróciła oczami.
- Co niby miałoby na mnie spaść?
- Nie wiem, ale to miejsce za bardzo pachnie mi magią.
- No nie gadaj, lepiej chodź coś zobaczyć.
Chione powróciła na tam, skąd zabrała dywanik, a basior niechętnie podążył za nią, jakby to coś miało być niewarte jego czasu. W podłodze przy ścianie znajdowała się drewniana klapa, która wyglądała na bardzo ciężką i starą.
- Pomożesz mi podnieść?
- Miło nie mieć języka przymrożonego do podłoża - dodał Ragnarok.
- Yhm. Tak czy siak dziękuję za pomoc.. no wiesz, z tym pniem.
Spojrzała na niego jeszcze raz. Wydawał się być od niej starszy, dużo wyższy i być bardziej doświadczony przez życie, ponieważ miał na pysku wiele blizn. Ale jedno było pewne: lepiej nie zachodzić za skórę komuś, kto w jednej chwili może się zamienić w smoka. Chione była bardzo ciekawa, co czerwonooki jeszcze potrafi, ale wolała sama nie wymuszać na nim ich demonstracji.
Wadera wstała i przeszła się po jaskini. Była raczej mała jak na mieszkanie dla dwóch wilków.. znaczy teoretycznie. Nie miało żadnych mebli, jedynie jakiś okrągły, płócienny dywan pod ścianą, czy raczej bardziej pasuje określenie dywanik. Złapała zębami za brzeg i zaczęła go ciągnąć do tyłu.
- Tylko żeby znowu nic na Ciebie nie spadło! - zawołał przez ramię Ragnarok, który siedział i oglądał deszcz. Wadera przewróciła oczami.
- Co niby miałoby na mnie spaść?
- Nie wiem, ale to miejsce za bardzo pachnie mi magią.
- No nie gadaj, lepiej chodź coś zobaczyć.
Chione powróciła na tam, skąd zabrała dywanik, a basior niechętnie podążył za nią, jakby to coś miało być niewarte jego czasu. W podłodze przy ścianie znajdowała się drewniana klapa, która wyglądała na bardzo ciężką i starą.
- Pomożesz mi podnieść?
*Ragnarok?*
Od Freyi cd. Kilima Cha Kifo
Waderka zaniemówiła. Patrzyła na bezwładnie unoszące się na powierzchni wody ciało jakiegoś wilka. Widniał na nim napis, tak jakby w tym miejscu sierść się wypaliła, Kifo. Młody basior, całkowicie zdezorientowany, nie potrafił zrozumieć co się stało. Co się z nim stało.
-Kifo...- powtórzył jeszcze raz.- Freyo... Ja nie chciałem... Musisz mi pomóc dowiedzieć się, co to znaczy... To słowo. Nie przypadkiem zostało napisane na jego ciele.
Freya miała oczy pełne strachu. Jej umysł mówił "Uciekaj", lecz ciało chciało pozostać. Bardzo polubiła swojego nowego znajomego i nie chciała Go od razu stracić.
-D...Dobrze. -jęknęła, lecz wzięła głęboki wdech i już mówiła normalnie.- Możemy iść do biblioteki poszukać znaczenia.
-A więc w drogę. -Kifo szedł przodem. Szli w milczeniu co najmniej jeden kwadrans. Oboje mieli spuszczone głowy, bali się rozmawiać o całym zajściu. Stanęli przed wejściem do biblioteki.
-Jesteśmy.- basiorek kierował się na dział z słownikami.- Jak myślisz? Jaki to mógł być język?
-Z pewnością nie ten, którym posługują się wilki. Może elficki? Albo... ludzki?- stanęli przed plakietką oznaczającą dział z słownikami. Ich oczom ukazały się potężne i obszerne regały z mnóstwem książek.
-To nie będzie łatwe.
-Damy radę. -uśmiechnęła się waderka i sięgnęła po pierwszą z brzegu księgę. Kifo ucieszył się z chęci pomocy i również zaczął przeglądać.
-Kifo...- powtórzył jeszcze raz.- Freyo... Ja nie chciałem... Musisz mi pomóc dowiedzieć się, co to znaczy... To słowo. Nie przypadkiem zostało napisane na jego ciele.
Freya miała oczy pełne strachu. Jej umysł mówił "Uciekaj", lecz ciało chciało pozostać. Bardzo polubiła swojego nowego znajomego i nie chciała Go od razu stracić.
-D...Dobrze. -jęknęła, lecz wzięła głęboki wdech i już mówiła normalnie.- Możemy iść do biblioteki poszukać znaczenia.
-A więc w drogę. -Kifo szedł przodem. Szli w milczeniu co najmniej jeden kwadrans. Oboje mieli spuszczone głowy, bali się rozmawiać o całym zajściu. Stanęli przed wejściem do biblioteki.
-Jesteśmy.- basiorek kierował się na dział z słownikami.- Jak myślisz? Jaki to mógł być język?
-Z pewnością nie ten, którym posługują się wilki. Może elficki? Albo... ludzki?- stanęli przed plakietką oznaczającą dział z słownikami. Ich oczom ukazały się potężne i obszerne regały z mnóstwem książek.
-To nie będzie łatwe.
-Damy radę. -uśmiechnęła się waderka i sięgnęła po pierwszą z brzegu księgę. Kifo ucieszył się z chęci pomocy i również zaczął przeglądać.
~*~
Stos przeczytanych książek był coraz większy. Znudzeni śledzeniem słów, o których nie mieli pojęcia, zamknęli kolejne przeszukane księgi.
-Jak myślisz? Co to było? -zapytała wadera.
-Nie wiem. Ale to pochodziło ze mnie. Nie miałem nad tym kontroli. -basiorek spojrzał na Freyę, która śledziła kolejną linijkę wyrazów.
-Mam! -wykrzyknęła uradowana.
*Kifo? Co tam Freya przeczytała?*
Od Kilima Cha Kifo cd. Freyi
-Okej, ale jak będziesz zmęczona, to zrobię oazę.
Waderka pokiwała głową, więc wstaliśmy i poszliśmy. Oaza od razu zniknęła. Zacząłem Freye oprowadzać po lesie, opowiadałem jej różne rzeczy z nim związane, a ona słuchała z zaciekawieniem. Gdy zbliżaliśmy się do końca, zapytała:
- Kifo, nie przeszkadza Ci ten gorąc, prawda?
- No... tak.
- Jak? Masz jakąś moc związaną z tym?
- Nie, po prostu mieszkałem na pustyni.- te słowa mi przypomniały o matce.
Freya widząc mój smutek, zadała kolejne pytanie:
- Wszystko okej?
- Tak.- uśmiechnąłem się, by wadera dalej nie zadawała pytań i myślała, że naprawdę wszystko dobrze. Nie chciałem mówić o tym. Nie znałem jej jeszcze za bardzo.
Teraz przeszliśmy na łąkę, więc znów zacząłem opowiadać. Po chwili zobaczyłem, że Freya dyszy. Zatrzymałem się, a wokół nas wyrosły palmy, a my znaleźliśmy się w wodzie. Zacząłem pływać spokojnie, gdy nagle usłyszałem, jak ktoś mówi:
- Znów się spotykamy, mały.
Spojrzałem w tamtą stronę. Moim oczom ukazał się wcześniej spotkany basior. Zapytałem:
- Czego chcesz?
- Zemsty.- uśmiechnął się podle.
Wilk wskoczył do wody i popłynął w moją stronę. Popchnąłem waderę w stronę brzegu i sam tam popłynąłem. Jednak nie zdążyłam wyskoczyć z niej, bo coś mnie złapało i zaciągnęło pod wodę. Freya coś powiedziała, ale nie usłyszałem co. Machałem przednimi łapami, by się wydostać, a tylnymi kopałem pysk basiora. Kiedy traciłem powietrze, zebrałem całe siły i uderzyłem kolejny raz wilka w pysk. Puścił mnie. Wypłynąłem szybko na powierzchnie i popłynąłem w stronę brzegu. Gdy już wyszedłem, powiedziałem:
- Uciekajmy.
- Znajdzie nas.
- Nie, nie znajdzie...- odwróciłem się, moje oczy zmieniły kolor, a z moich ust wydobyły się trzy słowa:
- Waathirika wa kifo.- po tych słowach, na wodzie unosiło się nieruchome ciało.
Otrząsnąłem się, moje oczy miały znów normalny kolor. Jęknąłem, przerażony tym, co zrobiłem. Odwróciłem się do wadery, a ona niepewnie na mnie patrzyła. Gdy się zbliżyłem, ona się odsunęła. Dlaczego ja? Właściwie, co to było? Spojrzałem na ciało, było na nim coś napisane. Przeczytałem na głos:
- Kifo...- znów się odwróciłem do wadery- Freyo... Ja nie chciałem... Musisz mi pomóc dowiedzieć się, co to znaczy... To słowo. Nie przypadkiem zostało napisane na jego ciele.
Waderka pokiwała głową, więc wstaliśmy i poszliśmy. Oaza od razu zniknęła. Zacząłem Freye oprowadzać po lesie, opowiadałem jej różne rzeczy z nim związane, a ona słuchała z zaciekawieniem. Gdy zbliżaliśmy się do końca, zapytała:
- Kifo, nie przeszkadza Ci ten gorąc, prawda?
- No... tak.
- Jak? Masz jakąś moc związaną z tym?
- Nie, po prostu mieszkałem na pustyni.- te słowa mi przypomniały o matce.
Freya widząc mój smutek, zadała kolejne pytanie:
- Wszystko okej?
- Tak.- uśmiechnąłem się, by wadera dalej nie zadawała pytań i myślała, że naprawdę wszystko dobrze. Nie chciałem mówić o tym. Nie znałem jej jeszcze za bardzo.
Teraz przeszliśmy na łąkę, więc znów zacząłem opowiadać. Po chwili zobaczyłem, że Freya dyszy. Zatrzymałem się, a wokół nas wyrosły palmy, a my znaleźliśmy się w wodzie. Zacząłem pływać spokojnie, gdy nagle usłyszałem, jak ktoś mówi:
- Znów się spotykamy, mały.
Spojrzałem w tamtą stronę. Moim oczom ukazał się wcześniej spotkany basior. Zapytałem:
- Czego chcesz?
- Zemsty.- uśmiechnął się podle.
Wilk wskoczył do wody i popłynął w moją stronę. Popchnąłem waderę w stronę brzegu i sam tam popłynąłem. Jednak nie zdążyłam wyskoczyć z niej, bo coś mnie złapało i zaciągnęło pod wodę. Freya coś powiedziała, ale nie usłyszałem co. Machałem przednimi łapami, by się wydostać, a tylnymi kopałem pysk basiora. Kiedy traciłem powietrze, zebrałem całe siły i uderzyłem kolejny raz wilka w pysk. Puścił mnie. Wypłynąłem szybko na powierzchnie i popłynąłem w stronę brzegu. Gdy już wyszedłem, powiedziałem:
- Uciekajmy.
- Znajdzie nas.
- Nie, nie znajdzie...- odwróciłem się, moje oczy zmieniły kolor, a z moich ust wydobyły się trzy słowa:
- Waathirika wa kifo.- po tych słowach, na wodzie unosiło się nieruchome ciało.
Otrząsnąłem się, moje oczy miały znów normalny kolor. Jęknąłem, przerażony tym, co zrobiłem. Odwróciłem się do wadery, a ona niepewnie na mnie patrzyła. Gdy się zbliżyłem, ona się odsunęła. Dlaczego ja? Właściwie, co to było? Spojrzałem na ciało, było na nim coś napisane. Przeczytałem na głos:
- Kifo...- znów się odwróciłem do wadery- Freyo... Ja nie chciałem... Musisz mi pomóc dowiedzieć się, co to znaczy... To słowo. Nie przypadkiem zostało napisane na jego ciele.
*Freya?*
Od Freyi - Quest #3
Niewielki zając zaczął paść się tuż obok legowiska Freyi. Skubał zieloną trawę i koniczynę. Odgłos chrupania zbudził waderkę, która ziewnęła i otworzyła oczy. Spostrzegła niczego nie spodziewającego się skocznego ssaka. Zamarła w bezruchu i czekała na moment, aż się odwróci, by wstać i złapać śniadanie. Leżała jeszcze przez chwilę, lecz w końcu udało jej się przygwoździć ofiarę do ziemi i zabić. Zadowolona zjadła go i poszła do wodopoju, by ugasić pragnienie. Przyglądała się wszystkiemu dookoła. Nuciła coś pod nosem i szła wesołym, a wręcz skocznym krokiem. Nagle usłyszała ryk. Był zarazem straszny jaki i niegroźny. Postanowiła pójść i sprawdzić skąd dochodzi ten głos. Stąpała ostrożnie i powoli, a dźwięk był coraz głośniejszy. Wychyliła się zza omszałej skały i zauważyła niedźwiadka. Utknął w głębokim dołku i nie mógł z niego wyjść.
-Zaraz Cię stamtąd wyciągnę! -zawołała waderka i zaczęła rozglądać się dookoła. Zauważyła połamane drzewo. Spośród różnych kawałków znalazła dość duży kawałek kory wzmocniony drewnem. Przyniosła go bliżej dziury i poleciała po liany z tropikalnego lasu. Związała wszystkie części i stworzyła coś w rodzaju platformy. Spuściła ją w dół, aby niedźwiadek mógł na niej stanąć. Miś, tak jakby wiedział, że Freya chce mu pomóc, położył się na kładce. Waderka z całych sił próbowała Go podnieść, lecz był za ciężki.
-Poczekaj! Pójdę po pomoc.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Poszybowała na polanę, na której zawsze ktoś był.
-Kifo! Musisz mi pomóc, szybko! -złapała basiora za łapę i zaciągnęła Go do miejsca, w którym utknął niedźwiadek. Złapała lianę,przeleciała z nią nad gałęzią, tworząc dźwignię i podleciała do basiora.
-Na trzy ciągniemy.- podała mu końcówkę.- Raz...Dwa...Trzy!
Szczeniaki zaparły się i ciagnęły z całych sił. Już po chwili widać było unoszącego się futrzaka. Przeskoczył na stabilny ląd i uściskami podziękował wilczkom za ratunek.
-Zaraz Cię stamtąd wyciągnę! -zawołała waderka i zaczęła rozglądać się dookoła. Zauważyła połamane drzewo. Spośród różnych kawałków znalazła dość duży kawałek kory wzmocniony drewnem. Przyniosła go bliżej dziury i poleciała po liany z tropikalnego lasu. Związała wszystkie części i stworzyła coś w rodzaju platformy. Spuściła ją w dół, aby niedźwiadek mógł na niej stanąć. Miś, tak jakby wiedział, że Freya chce mu pomóc, położył się na kładce. Waderka z całych sił próbowała Go podnieść, lecz był za ciężki.
-Poczekaj! Pójdę po pomoc.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Poszybowała na polanę, na której zawsze ktoś był.
-Kifo! Musisz mi pomóc, szybko! -złapała basiora za łapę i zaciągnęła Go do miejsca, w którym utknął niedźwiadek. Złapała lianę,przeleciała z nią nad gałęzią, tworząc dźwignię i podleciała do basiora.
-Na trzy ciągniemy.- podała mu końcówkę.- Raz...Dwa...Trzy!
Szczeniaki zaparły się i ciagnęły z całych sił. Już po chwili widać było unoszącego się futrzaka. Przeskoczył na stabilny ląd i uściskami podziękował wilczkom za ratunek.
Od Fiony cd. Metta KONIEC
Nie wiem, czy Go nie uraziłam, pytając się o jego moce. Podczas drogi nic do siebie nie mówiliśmy. Był na mnie zły? Czy może nie lubi rozmawiać? Mam nadzieję, że to drugie. Gdy doszliśmy do podnóża gór, zapytał:
-Chcesz się schronić w górach?
-Raczej pod górami.- uśmiechnęłam się.
-od?- wydawał się lekko zdziwiony.
Pokiwałam głową i pobiegłam prosto w skałę. Basior coś krzyknął, ale Go nie usłyszałam. Gdy byłam już wystarczająco blisko, skoczyłam. Zamiast uderzyć głową w tą skałę, pojawiłam się w grocie. Jak obok mnie znalazł się Metta, poszłam w stronę jednego z tuneli. Ciemnoszaremu basiorowi powiedziałam, by poszedł drugim i weszłam do tego,przed którym stałam. Było w nim wiele świecących kamieni, a z każdym krokiem zmniejszał się, gdy czułam, że jako wilk nie pójdę dalej, zamieniłam się w muszkę i wbiegłam do jakiegoś pokoju. Było tam wiele roślinek takich samych kamieni jak w tunelu. Łóżko z liści znajdowało się w rogu. W pomieszczeniu znajdowało się też okienko, które prowadziło do jeszcze innego pokoju. Za nim jednak do niego weszłam, usłyszałam coś. Pobiegłam w stronę tunelu, który prowadził do wyjścia. Gdy już z niego wyszłam, usłyszałam warknięcie. Dochodziło one z tunelu, do którego wszedł Metta. Podejrzewając, co mogło się stać, weszłam do niego i zaczęłam iść w kierunku basiora. Niestety miałam rację. Zaklinował się. Nie ostrzegając, złapałam Go za tylne łapy i zaczęłam ciągnąć. Usłyszałam jeszcze głośniejsze warknięcie, ale nie przeszkadzało mi to. Niestety ciągnięcie nie poskutkowało. Nagle jeden z kamieni spadł na mnie a ja zobaczyłam ciemność...
-Chcesz się schronić w górach?
-Raczej pod górami.- uśmiechnęłam się.
-od?- wydawał się lekko zdziwiony.
Pokiwałam głową i pobiegłam prosto w skałę. Basior coś krzyknął, ale Go nie usłyszałam. Gdy byłam już wystarczająco blisko, skoczyłam. Zamiast uderzyć głową w tą skałę, pojawiłam się w grocie. Jak obok mnie znalazł się Metta, poszłam w stronę jednego z tuneli. Ciemnoszaremu basiorowi powiedziałam, by poszedł drugim i weszłam do tego,przed którym stałam. Było w nim wiele świecących kamieni, a z każdym krokiem zmniejszał się, gdy czułam, że jako wilk nie pójdę dalej, zamieniłam się w muszkę i wbiegłam do jakiegoś pokoju. Było tam wiele roślinek takich samych kamieni jak w tunelu. Łóżko z liści znajdowało się w rogu. W pomieszczeniu znajdowało się też okienko, które prowadziło do jeszcze innego pokoju. Za nim jednak do niego weszłam, usłyszałam coś. Pobiegłam w stronę tunelu, który prowadził do wyjścia. Gdy już z niego wyszłam, usłyszałam warknięcie. Dochodziło one z tunelu, do którego wszedł Metta. Podejrzewając, co mogło się stać, weszłam do niego i zaczęłam iść w kierunku basiora. Niestety miałam rację. Zaklinował się. Nie ostrzegając, złapałam Go za tylne łapy i zaczęłam ciągnąć. Usłyszałam jeszcze głośniejsze warknięcie, ale nie przeszkadzało mi to. Niestety ciągnięcie nie poskutkowało. Nagle jeden z kamieni spadł na mnie a ja zobaczyłam ciemność...
*KONIEC*
Od Ragnaroka cd. Chione
Ragna był bardzo niezadowolony, że wadera próbowała uwięzić Go w lodzie. Gdy już miał powiedzieć jej, co o tym myśli, zaczął padać deszcz. Początkowo lekki, ale z dodatkiem coraz głośniejszych grzmotów, rozpętała się burza. Nie chcąc przemoknąć do suchej nitki, basior postanowił schować się w pobliskiej jaskini. Kiedy był już niedaleko celu, usłyszał wołanie. Postanowił zobaczyć o co chodzi. Źródłem dźwięku była ta sama wadera, która wcześniej wpadła na niego i próbowała uwięzić.
-Kogo moje oczy widzą? -zadrwił basior.
-Zamiast gadać mógłbyś mnie uwolnić. -wycedziła przez zęby próbując się wydostać spod drzewa.
-A co jeśli nie? -uśmiechnął się szyderczo i odwrócił się. Wadera wbiła w niego spojrzenie, które łatwo by Go zabiło, gdyby tylko potrafiło.
-No dobrze, dobrze. Daj mi chwilę, aby pomyśleć.
Ragna rozglądał się wokół szukając inspiracji. Zauważył rodzinę myszy polnych, uciekająca przed deszczem. Przypomniało mu się, gdy zmieniał się w mysz obserwując Ono. Może jakieś inne zwierzę da radę podnieść pień?
-Jakie jest duże zwierzę, które potrafiłoby podnieść to drzewo?
-Może słoń? Albo smok. -zaproponowała biała wadera.
-To drugie bardziej mi się podoba. -podniósł lekko kąciki ust i zamienił się w drapieżnego gada. Podleciał i tylnymi kończynami chwycił przeszkodę. Przerzucił ją kilka metrów dalej, aby wilczyca mogła swobodnie wyjść. Powrócił do swojej poprzedniej postaci i stanął obok wadery.
-Podziękujesz mi później, chodź,schronimy się przed deszczem.
Pobiegli razem do jaskini. Otrzepali się z nadmiaru wody i usiedli niedaleko siebie.
-Co za maniery! Nie przedstawiłem się. Ragnarok. -lekko się ukłonił udając księcia. Zaśmiał się w sobie, lecz widać było jego zabawną minę i brak powagi w danej sytuacji.- A Ty damo?
-Kogo moje oczy widzą? -zadrwił basior.
-Zamiast gadać mógłbyś mnie uwolnić. -wycedziła przez zęby próbując się wydostać spod drzewa.
-A co jeśli nie? -uśmiechnął się szyderczo i odwrócił się. Wadera wbiła w niego spojrzenie, które łatwo by Go zabiło, gdyby tylko potrafiło.
-No dobrze, dobrze. Daj mi chwilę, aby pomyśleć.
Ragna rozglądał się wokół szukając inspiracji. Zauważył rodzinę myszy polnych, uciekająca przed deszczem. Przypomniało mu się, gdy zmieniał się w mysz obserwując Ono. Może jakieś inne zwierzę da radę podnieść pień?
-Jakie jest duże zwierzę, które potrafiłoby podnieść to drzewo?
-Może słoń? Albo smok. -zaproponowała biała wadera.
-To drugie bardziej mi się podoba. -podniósł lekko kąciki ust i zamienił się w drapieżnego gada. Podleciał i tylnymi kończynami chwycił przeszkodę. Przerzucił ją kilka metrów dalej, aby wilczyca mogła swobodnie wyjść. Powrócił do swojej poprzedniej postaci i stanął obok wadery.
-Podziękujesz mi później, chodź,schronimy się przed deszczem.
Pobiegli razem do jaskini. Otrzepali się z nadmiaru wody i usiedli niedaleko siebie.
-Co za maniery! Nie przedstawiłem się. Ragnarok. -lekko się ukłonił udając księcia. Zaśmiał się w sobie, lecz widać było jego zabawną minę i brak powagi w danej sytuacji.- A Ty damo?
*Chione? Odkryłaś śmieszka w Ragnaroku :D*
Od Chione cd Ragnaroka
Chione początkowo odwróciła odwróciła wzrok od basiora, na którego się wcześniej stoczyła. Jednak z powodu jego obecności nie mogła się skupić na piciu wody ze stawu. Zastanawiała się, czy celowo szedł za nią, czy trafili na siebie zupełnie przypadkiem, ale jedno było pewne: jego obecność nie była dla wadery zbyt komfortowa. Spojrzała znów na niego, uśmiechając się krzywo, a potem z premedytacją pacnęła łapą taflę wody. Górna powierzchnia stawu zaczęła się stopniowo zamieniać w lód, aż w końcu dotarła do czarnego basiora. Ten w ostatniej chwili cofnął pysk, więc ku rozczarowaniu Chione lód nie uwięził jego języka w wodzie. Basior, który domyślał się jej zamiarów, szybko odskoczył od stawu. Spojrzał na nią z pewną pogardą, jaką patrzy się na wilki, które bawią się w szczeniaki na szkodę innym, ale ostatecznie skończyło się na nienawistnym patrzeniu.
- Ups! - Chione przepraszająco wzruszyła ramionami, chcąc pokazać, że był to tylko wypadek. Teraz miała jednak nadzieję, że nieznajomy nie raczy jej zaatakować i próbować zabić. W końcu byli w jednej watasze, prawda?
Niebo stopniowo pociemniało, a okoliczny grzmot zagłuszył po części to, co właśnie czarny wilk chciał warknąć. Kiedy tak stali i na siebie patrzyli, zaczęło padać, co szybko zmieniło się w najzwyklejszą burzę. Wilk przewrócił oczami i się ulotnił, a Chione też zamierzała poszukać schronienia w czasie burzy. Nie znała się za bardzo na pogodzie, ale gdzieś kiedyś słyszała, że woda jest dobrym przewodnikiem prądu, więc ona sama jako Wadera Lodu prawdopodobnie też.
Biegła, by jak najszybciej znaleźć jakieś schronienie, gdy nagle zza drzewa wyskoczył wystraszony, ten biały piesek i ukrył się pod Chione. Wkurzona wadera chciała jak najszybciej wygonić mokrego sierściucha spod własnego brzucha, że nie zauważyła, jak porażone piorunem drzewo spadło na nią. Piesek zdążył uciec, jednak wadera została przygnieciona pniem sosny. Przerażona spontanicznie zawyła, chociaż wątpiła, czy ktoś mógłby ją usłyszeć w tej burzy. Na białego psa nie miała chyba co liczyć, w końcu na pewno on to wszystko zaplanował.
Gdy sekundy mijały, a nikt nie przychodził, położyła łeb ze zrezygnowaniem. Wtedy usłyszała czyjeś kroki. Gdy podniosła łeb, nieco pożałowała, że wołała o pomoc.
- Ups! - Chione przepraszająco wzruszyła ramionami, chcąc pokazać, że był to tylko wypadek. Teraz miała jednak nadzieję, że nieznajomy nie raczy jej zaatakować i próbować zabić. W końcu byli w jednej watasze, prawda?
Niebo stopniowo pociemniało, a okoliczny grzmot zagłuszył po części to, co właśnie czarny wilk chciał warknąć. Kiedy tak stali i na siebie patrzyli, zaczęło padać, co szybko zmieniło się w najzwyklejszą burzę. Wilk przewrócił oczami i się ulotnił, a Chione też zamierzała poszukać schronienia w czasie burzy. Nie znała się za bardzo na pogodzie, ale gdzieś kiedyś słyszała, że woda jest dobrym przewodnikiem prądu, więc ona sama jako Wadera Lodu prawdopodobnie też.
Biegła, by jak najszybciej znaleźć jakieś schronienie, gdy nagle zza drzewa wyskoczył wystraszony, ten biały piesek i ukrył się pod Chione. Wkurzona wadera chciała jak najszybciej wygonić mokrego sierściucha spod własnego brzucha, że nie zauważyła, jak porażone piorunem drzewo spadło na nią. Piesek zdążył uciec, jednak wadera została przygnieciona pniem sosny. Przerażona spontanicznie zawyła, chociaż wątpiła, czy ktoś mógłby ją usłyszeć w tej burzy. Na białego psa nie miała chyba co liczyć, w końcu na pewno on to wszystko zaplanował.
Gdy sekundy mijały, a nikt nie przychodził, położyła łeb ze zrezygnowaniem. Wtedy usłyszała czyjeś kroki. Gdy podniosła łeb, nieco pożałowała, że wołała o pomoc.
*Ragnarok?*
Od Mossa cd. Fiona KONIEC
Byłem lekko zmęczony wołaniem o pomoc oraz siedzeniem na półce skalnej. Na szczęście uratowała mnie ta rudawa wadera. Zaczęła się mnie dopytywać o mojego przyjaciela. No tak ,na śmierć zapomniałem o Averrayu ,zostawiłem go gdzieś... Tylko gdzie?
-Pomogłabyś mi kogoś znaleźć?-spytałem.
Wadera radośnie pokiwała głową i powiedziała że pomoże, była lekko zdziwiona że osobą którą szukamy jest feniks a nie wilk. Zdziwiłem się trochę że się mnie nie boi gdyż większość wilków raczej mnie unika ponieważ.. Jestem tak jakby troszkę dziwny z wyglądu.
-Nie boisz się mnie?-spytałem zaciekawiony. -Ani trochę! -radośnie odparła-Z jakiego powodu miałam się bać?-dodała.-Hmmm... nie ważne-powiedziałem delikatnie się uśmiechając. W pewnym momencie się rozdzieliliśmy w celu szukania Averraya, feniks w końcu nie mógł tak po prostu wyparować,to fizycznie nie możliwe. Zazwyczaj spala się na zimę więc to że zmienił się w popiół też wykluczone. Im dłużej szukałem tym gorszy miałem chumor. W końcu jak mogłem go zostawić samego? Jak mogłem go od tak zgubić? Czułem narastające poczucie winy. A co jeśli Av się obraził? Co jeśli już przestał mnie lubić? Zaczęło się robić ciemno a wadery ani feniksa nigdzie nie było,zacząłem się martwić że ją też zgubiłem... Jestem słaby w znajdywaniu i jeszcze to małe wiosenne ciało... Gdybym tylko był choć trochę większy... I gdyby moje skrzydło nie było stłuczone... Pomyślałem chwilkę i użyłem swoich mocy dzięki którym szybciej przemieniłem się w moją Letnią wersję. Kosztowało mnie to wiele wysiłku z uwagi iż jeszcze za wcześnie na przemianę,samoistna przemiana również nie sprawia bólu. Moje skrzydło dzięki przemianie było już zdrowe. Wzbiłem się w powietrze aby dokładniej widzieć teren watahy i móc szybciej odnaleźć wilczycę i Averego. Kiedy tak leciałem-usłyszałem krzyk. Szybko poleciałem w stronę głosu bo pomyślałem że może się dziać coś niedobrego. Na szczęście się myliłem, młoda wadera po prostu wydała z siebie swoisty okrzyk radości w momencie gdy znalazła feniksa. Wyglądało to mniej więcej tak jakby pierwszy raz na oczy widziała ognistego ptaka. Przynajmniej obydwoje się znaleźli. Był już środek nocy więc odprowadziłem ją do jej miesjca zamieszkania. Ja wróciłem do lasu który jest moim domem i zasnąłem na otaczającym mnie mchu.
-Pomogłabyś mi kogoś znaleźć?-spytałem.
Wadera radośnie pokiwała głową i powiedziała że pomoże, była lekko zdziwiona że osobą którą szukamy jest feniks a nie wilk. Zdziwiłem się trochę że się mnie nie boi gdyż większość wilków raczej mnie unika ponieważ.. Jestem tak jakby troszkę dziwny z wyglądu.
-Nie boisz się mnie?-spytałem zaciekawiony. -Ani trochę! -radośnie odparła-Z jakiego powodu miałam się bać?-dodała.-Hmmm... nie ważne-powiedziałem delikatnie się uśmiechając. W pewnym momencie się rozdzieliliśmy w celu szukania Averraya, feniks w końcu nie mógł tak po prostu wyparować,to fizycznie nie możliwe. Zazwyczaj spala się na zimę więc to że zmienił się w popiół też wykluczone. Im dłużej szukałem tym gorszy miałem chumor. W końcu jak mogłem go zostawić samego? Jak mogłem go od tak zgubić? Czułem narastające poczucie winy. A co jeśli Av się obraził? Co jeśli już przestał mnie lubić? Zaczęło się robić ciemno a wadery ani feniksa nigdzie nie było,zacząłem się martwić że ją też zgubiłem... Jestem słaby w znajdywaniu i jeszcze to małe wiosenne ciało... Gdybym tylko był choć trochę większy... I gdyby moje skrzydło nie było stłuczone... Pomyślałem chwilkę i użyłem swoich mocy dzięki którym szybciej przemieniłem się w moją Letnią wersję. Kosztowało mnie to wiele wysiłku z uwagi iż jeszcze za wcześnie na przemianę,samoistna przemiana również nie sprawia bólu. Moje skrzydło dzięki przemianie było już zdrowe. Wzbiłem się w powietrze aby dokładniej widzieć teren watahy i móc szybciej odnaleźć wilczycę i Averego. Kiedy tak leciałem-usłyszałem krzyk. Szybko poleciałem w stronę głosu bo pomyślałem że może się dziać coś niedobrego. Na szczęście się myliłem, młoda wadera po prostu wydała z siebie swoisty okrzyk radości w momencie gdy znalazła feniksa. Wyglądało to mniej więcej tak jakby pierwszy raz na oczy widziała ognistego ptaka. Przynajmniej obydwoje się znaleźli. Był już środek nocy więc odprowadziłem ją do jej miesjca zamieszkania. Ja wróciłem do lasu który jest moim domem i zasnąłem na otaczającym mnie mchu.
*KONIEC*
Od Freyi cd. Kilima Cha Kifo
Jak na wiosnę był dość upalny dzień. Słońce prażyło, a wilki szukały cienia na ochłodę. Również Freya miała dość rażących promieni i wysokiej temperatury. Wcześniej żyła w ciemnym i chłodnym lesie, więc nie była przygotowana na takie warunki. Nie znała jeszcze terenów watahy, a co dopiero innych członków, więc zwiedzała na własne ryzyko. Przemieszczała się biegając od cienia do cienia, zakrywając się skrzydłami. Na jednym z pobliskich krzaczków zauważyła kilka dojrzałych jagód. Z uśmiechem je zjadła i oblizała pysk, by zlizać lekki barwnik z pyska. Nagle zobaczyła wilka. A w sumie to tylko jego górną część, gdyż dolna ugrzęzła mu w ziemi. Próbował się wydostać machając łapami we wszystkie strony. Waderka usiadła w cieniu i przyglądała się zabawnej sytuacji. Po dłuższej chwili, cały brudny wilk wyszedł ze swojej "nory" i odszedł przeklinając pod nosem. Gdy tak siedziała, na jej pyszczku usiadł motyl. Młoda wilczyca zapatrzyła się w niego i przekrzywiła delikatnie łebek. Freya jeszcze raz zaśmiała się i ruszyła dalej razem ze swoim chwilowym towarzyszem. Rozmawiała z owadem przez cały czas, aż nagle uderzyła głową w drzewo. Ale nie byle jakie. Podniosła głowę i zobaczyła najprawdziwszą palmę kokosową. Podczas upadku motyl odleciał, ale nie zmartwiła się tym. Jakiś wilk siedział pośród palm w wodzie i pływał. Zaciekawiona waderka podeszła do niego po cichu i położyła się na brzegu zamaczając przednie łapy. Wilk zauważył ruch wody i momentalnie do niej podszedł.
-Jak masz na imię? Ja jestem Kilima Cha Kifo, ale możesz mi mówić Kifo. -uśmiechnął się.
-Freya. -odwzajemniła uśmiech.- To Twoja oaza?
-Tak, to ja ją stworzyłem. -powiedział dumnie wypinając pierś.- Może chcesz ze mną popływać?
-Chętnie! -ucieszona wadera wskoczyła do wody, a basior zrobił to samo. Chlapali i wygłupiali się w wodzie przez jakiś czas. Zmęczeni wyszli na brzeg i położyli się w cieniu palm.
-Masz trochę czasu? -zagadnęła Freya.
-Pewnie. A o co chodzi? -przekrzywił łeb Kifo.
-Może chciałbyś mnie oprowadzić po terenach?
-Jak masz na imię? Ja jestem Kilima Cha Kifo, ale możesz mi mówić Kifo. -uśmiechnął się.
-Freya. -odwzajemniła uśmiech.- To Twoja oaza?
-Tak, to ja ją stworzyłem. -powiedział dumnie wypinając pierś.- Może chcesz ze mną popływać?
-Chętnie! -ucieszona wadera wskoczyła do wody, a basior zrobił to samo. Chlapali i wygłupiali się w wodzie przez jakiś czas. Zmęczeni wyszli na brzeg i położyli się w cieniu palm.
-Masz trochę czasu? -zagadnęła Freya.
-Pewnie. A o co chodzi? -przekrzywił łeb Kifo.
-Może chciałbyś mnie oprowadzić po terenach?
*Kifo?*
Od Kilima Cha Kifo do Freyi
Było dziś tak upalnie, że czułem się jak w domu. Jakoś bardzo mi nie przeszkadzał gorąc, przecież mieszkałem na pustyni, ale i tak postanowiłem zrobić oazę. Wokół mnie wyrosły palmy i inne rośliny, a na środku była chłodna woda. Od razu do niej wskoczyłem. Tak się czułem cudownie w niej. Odetchnąłem z ulgą i zacząłem robić w niej kółeczka. Do tego palmy dawały cień. Niestety nie mogłem tym się pocieszyć zbyt długo. Ktoś wskoczył do wody, a potem mnie wypchnął. Gdy wylądowałem na ziemi, jęknąłem cicho i spojrzałem na tego, kto to zrobił. Był on dosyć wysoki i dobrze zbudowany. Patrzył na mnie z drwiną, a potem sam zaczął pływać. Zdenerwowany powiedziałem:
- To moja oaza, więc nie masz prawa do niej wchodzić i wyrzucać mnie z wody.- wstałem.
- Co ty powiedziałeś smarkaczu?
- To, co słyszałeś, masz stąd natychmiast wyjść.
- Kim Ty jesteś, żeby mi rozkazywać?- zaśmiał się.
Teraz to mnie naprawdę wkurzył. Uśmiechnąłem się podle i mruknąłem:
- Radzę Ci teraz wyjść z wody.
Od razu po tych słowach, oaza zniknęła. Woda, w której wilk pływał, zamieniła się w ziemię i utknął. Widać było tylko jego głowę i przednie łapy. Zaśmiałem się i odszedłem, słyszałem, jak coś do mnie krzyczy, ale nie słuchałem go. Teraz będzie wiedział, że jak mówię, że ma wyjść, to ma to zrobić. Zrobiłem kolejną oazę, w innym miejscu. Znów wszedłem do wody i zamknąłem oczy, rozkoszując się chłodem. Było prawie cudownie, gdyby nie to, że znów ktoś musiał mi przeszkodzić. Wyczułem czyjąś obecność. Otworzyłem szybko oczy, by zobaczyć, czy to nie jest znów ten basior. Był to jednak ktoś inny. Ktoś, kogo nie znałem. Waderka moczyła łapy w wodzie, w której właśnie pływałem. Nie byłem zły, że to robi, ona chociaż nie wypycha wilki z wody, by sama popływać. Podpłynąłem bliżej by się jej przyjrzeć. Jej skrzydła od razu przykuły moją uwagę. Wyskoczyłem z wody i usiadłem obok niej. Zapytałem się:
-Jak masz na imię? Ja jestem Kilima Cha Kifo, ale możesz mi mówić Kifo.- uśmiechnąłem się do niej i czekałem na odpowiedź.
- To moja oaza, więc nie masz prawa do niej wchodzić i wyrzucać mnie z wody.- wstałem.
- Co ty powiedziałeś smarkaczu?
- To, co słyszałeś, masz stąd natychmiast wyjść.
- Kim Ty jesteś, żeby mi rozkazywać?- zaśmiał się.
Teraz to mnie naprawdę wkurzył. Uśmiechnąłem się podle i mruknąłem:
- Radzę Ci teraz wyjść z wody.
Od razu po tych słowach, oaza zniknęła. Woda, w której wilk pływał, zamieniła się w ziemię i utknął. Widać było tylko jego głowę i przednie łapy. Zaśmiałem się i odszedłem, słyszałem, jak coś do mnie krzyczy, ale nie słuchałem go. Teraz będzie wiedział, że jak mówię, że ma wyjść, to ma to zrobić. Zrobiłem kolejną oazę, w innym miejscu. Znów wszedłem do wody i zamknąłem oczy, rozkoszując się chłodem. Było prawie cudownie, gdyby nie to, że znów ktoś musiał mi przeszkodzić. Wyczułem czyjąś obecność. Otworzyłem szybko oczy, by zobaczyć, czy to nie jest znów ten basior. Był to jednak ktoś inny. Ktoś, kogo nie znałem. Waderka moczyła łapy w wodzie, w której właśnie pływałem. Nie byłem zły, że to robi, ona chociaż nie wypycha wilki z wody, by sama popływać. Podpłynąłem bliżej by się jej przyjrzeć. Jej skrzydła od razu przykuły moją uwagę. Wyskoczyłem z wody i usiadłem obok niej. Zapytałem się:
-Jak masz na imię? Ja jestem Kilima Cha Kifo, ale możesz mi mówić Kifo.- uśmiechnąłem się do niej i czekałem na odpowiedź.
*Freya? Mam nadzieję, że się spodoba*
Freya
Imię : Freya
Pseudonim : Jest otwarta na wszelkie propozycje.
Wiek : 2 lata
Płeć : Wadera
Orientacja : Heteroseksualna
Charakter : Freya jest bardzo nieśmiała. Trudno jest jej zawierać nowe znajomości, nie mówiąc już o zaczęciu rozmowy. Jest nieufna, lecz nie okazuje tego. Niewiele wilków zdobyło jej zaufanie. Waderka jest też zamknięta w sobie, typowa introwertyczka. Nie potrzebuje towarzystwa, by czuć się szczęśliwą. Woli przebywać w małym towarzystwie, niż dużej grupie. Jednak, gdy już kogoś polubi, zamienia się w wesołą, optymistyczną wilczycę. Uwielbia spędzać czas ze szczeniakami, zwierzętami lub z kimś kogo zna. Jej sprzeczny charakter jest związany z rasami rodziców. Jej matka była radosną waderą Roślin. Od początku wychowywała Freyę na wilka szanującego faunę oraz florę, jednak jej ojciec był Wilkiem Księżyca, po którym odziedziczyła większość charakteru. Mimo to, jest niezwykle empatyczna. Nie zostawi nikogo w potrzebie, a za wszelką cenę będzie próbowała mu pomóc.
Wygląd : Freya to bardzo wysoka wilczyca, niejednokrotnie mylona z basiorem. Jej futro jest gęste i doskonale chroni ją przed chłodem w zimę i upałem w lecie. Jest w kolorze brązowo-czerwonym, podbrzusze oraz łapy są beżowe, a oddziela je czarna pręga. Ogon nie jest długi, swobodnie zwisa trochę powyżej stawu skokowego. Ogromne, pozbawione sierści skrzydła sprawiają, że wilki zwykle boją się nieśmiałej Freyi. Pokrywa górna jest w kolorze ciemnobordowym, a od dołu są brunatnofioletowe. Nos ma odcień delikatnego różu, lekko ciemniejąc na czubku. Oczy są jasne, wpadające w blady błękit, źrenica jest w kolorze szarym. Trudno odróżnić wspomnianą źrenicę od tęczówki. Na jej czole widnieje znak w kształcie strzałki o kolorze beżowym.
Stanowisko : Omega
Rasa : Wilk Księżyca
Moce :
-wytwarzanie przedmiotów z różnego rodzaju surowców,
-zmienianie wielkości, nie zmieniając przy tym postaci,
-zamiana w niektóre zwierzęta lub przedmioty, szczególnie w nietoperza,
-odporna na wszelkie ataki psychiczne i niektóre fizyczne,
-empatia,
-widzi w ciemności.
Posiada też kilka mocy, których dalej nie odkryła i mogą się pojawić w przyszłości.
Partner : Póki co nie ma, ale z racji, iż jest bardzo nieśmiała, pewnie zmiana nie nastąpi szybko.
Szczeniaki : Nie ma
Rodzina : W pamięci zapadło jej imię ojca- Dracula. Resztę rodziny zapomniała.
Historia : Po urodzeniu mieszkała ze swoimi rodzicami w dość ciemnym i strasznym lesie. Wszędzie latało pełno nietoperzy, których Freya miała już serdecznie dość. Cechą jej rodziny jest przemienianie w skrzydlatego ssaka, dlatego wszędzie im towarzyszyły. Pewnego dnia po prostu zabiła jednego z nich. Okazało się, że był to jej starszy brat. Ze strachu przed gniewem rodziców uciekła z domu. Jeszcze jako szczeniak napatoczyła się na tereny watahy i zmęczona tułaczką postanowiła zostać.
Właściciel : dinooxd[D]
Inne Zdjęcia : <Jako nietoperz>
Subskrybuj:
Posty (Atom)
© Agata dla WioskaSzablonów