Od Vicus Carbo do Zaqa

Vicus leżała na skalistym wybrzeżu jeziora, wpatrując się w przezroczystą wodę. Ciepłe promyki porannego słońca przyjemnie nagrzewały jej białe futro. Miała senny nastrój, choć pogoda zachęcała do zabawy. Dzień dopiero się zaczynał, ale ku zdziwieniu wadery, nie było mgły. Jak na wiosenny poranek było ciepło, co można było zaobserwować nasłuchując ćwierkające ptaki. Żyć, nie umierać. Vi jednak zdawała się być przygnębiona, ale powodów nie było. Znowu coś jej się umyśliło. Przewróciła się na grzbiet, by dokładnie ogrzać cały brzuch. Zaczynała się robić głodna, ale w ogóle nie chciało jej się wstać. Mogłaby tak leżeć w mokrej trawie przez cały dzień, gdyby nie ten głupi żołądek. Tarzała się w umoczonej rosą trawie, co jakiś czas zamaszyście kichając. Alegria dawała o sobie znać... i jak tu się cieszyć? Vi ze zmarszczonymi brwiami wstała, i wyglądała jak tykająca bomba - źle ją tknij, to będziesz martwy. Ale bez obaw, na codzień taka nie jest. Była po prostu głodna, a gdy jest głodna, jest też baardzo zła. Powoli podeszła do jeziorka i w spokoju napiła się zimnej, orzeźwiającej wody. Po chwili otrzepała się i mozolnie powędrowała do pobliskiego lasu. Od razu zaczęła węszyć z lekka zatkanym nosem, na marne usiłując wyłapać zapach jakiegoś stworka. Chodziła po lesie z nosem w górze dobrą godzinę, aż w końcu bezsilnie opadła na ziemię.
- To na nic. - mruknęła zdmuchując z czoła jej opadłą grzywkę. Ciężko westchnęła. Ociężale wstała i spoglądała rwącą rzekę. Ryby? Z nadzieją siadła nad brzegiem wpatrując się w nurt wody. Coś płynie. Zamaszyście machnęła łapą, zatrzymała nawet rybę, ale nie wystarczająco mocno ścisnęła ją pazurami.
- Szlaaagg... - mruknęła pod nosem. 
Znowu coś płynęło, tym razem było nieco oddalone, ale powolne. Vi nachyliła się nad rzeką wyciągając łapę po zdobycz. Niespodziewanie ciężar jej ciała przeniósł się na nieodpowiednią stronę, przez co z pluskiem wylądowała w zimnej wodzie.
- CHOLERAA!- warknęła opierając się prądowi rzeki. Próbowała się wydostać. Z trudem zaczęła dopływać do brzegu. Na szczęście tym razem woda nie była taka szybka i waderze udało się wydostać, choć i tak była cała mokra. I zła. Otrzepała się z kropel wody. Zamoczona grzywka zasłaniała jej oczy. Zamaszyście kichnęła.
- Argh.... - szepnęła sama do siebie - Teraz to alergia czy już przeziębienie?
Agresywnie ruszyła na przód, by wyjść z lasu na słońce i troszkę się wysuszyć. Po chwili podniosła łeb, odgarniając grzywkę, i spostrzegła, że ktoś przed nią stoi, wpatrując się w jej mokre futro. Wyglądał na zadowolonego, widząc pokrakę Vi.



*Zaq?* c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^