Od Metty cd Rufusa

Dzień nawet na dobrze się nie zaczął, a Metta już miał zniszczony nastrój jak i psychikę do końca tego cyklu księżycowego. Gdy tylko wystarczająco oddalił się od tajemniczej chałupy, zmienił się w swoją skrzydlatą postać i wzbił się w powietrze.
Zdążył już zauważyć, że ta upiorna machina zamaskowanego wilka ma duże skrzydła. I tak, zauważył też, że to coś za nim łazi. Cały czas słyszał bowiem za sobą głośny zgrzyt metalu, naprawdę, nawet dwumetrowy niedźwiedź byłby bardziej dyskretny. Ale ta wiedza wcale nie pomagała Metcie przestać trząść się ze strachu - ta chodząca tykając bomba o ostrym zapachu najwyraźniej chciała, by o tym wiedział.
Wyleciał już ponad korony drzew. Z radością zauważył, że nic nie leciało za nim. Może przerażające ptaszysko miało mózg mniejszy od ziarenka piasku i nie ogarnęło, że biały, skrzydlaty wilk nadal jest tym wystraszonym, chudym basiorem o szarej części. A przynajmniej Metta miał taką nadzieję.
Leciał gdzieś przed siebie, nawet nie dbał o to, dokąd leci. Byle najdalej od tamtej szopy. Przecież nie było żadnej szopy, prawda?
Wtedy właśnie zderzył się z wilkiem, który również był wtedy nieco zamyślony. Metta stracił zupełnie koncentrację jak i kontrolę nad skrzydłami i natychmiast zaczął opadać w dół, jego futro przebarwiło się z powrotem na szaro. Przyszłość wyglądała nieciekawie, jednak po chwili ktoś złapał go zębami za kark i odstawił bezpiecznie na ziemi.
- Oj wybacz nieznajomy - wymamrotał szary basior o dużych, czarnych skrzydłach, który właśnie uchronił go od złamania kręgosłupa - Żyjesz?
- Yhm, dzięki.
- Na pewno w s z y s t k o w porządku? Wiesz, nie chcę nic mówić ale nie wyglądasz najlepiej.
No to nie mów...
Metta przytaknął i pobiegł dalej w kierunku przeciwnym do słońca, ponieważ tam się wcześniej kierował. Nieznajomy zauważył chyba jak bardzo Metta jest roztrzęsiony i poszarpany, ale po kiego licha się tyle dopytywał? Wilki powinny pozwolić Omegom po prostu być sobie Omegami.
Miał tylko nadzieję, że te ptaszysko nie nakabluje swojemu panu o rzekonym złamaniu przysięgi, do którego przecież nie doszło. Teraz pozostawało jedynie znalezienie sobie nory, przez której wejście nie przeciśnie się szatańska maszyna, i przez kilka dni nie opuszczać tej nory.

*Rufus?*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^