Spuściłam łeb i westchnęłam. Nie mogłam powiedzieć jak mam na imię, może to wysłanniczka mojego dawnego alfy, może chcę potwierdzić to, że jestem uciekinierką. Musiałam odwrócić jej uwagę, by uciec. Zrobiłam bardzo realistyczną iluzję, jakiegoś wilka, który chciał na nią skoczyć. Wadera odwróciła się, by zaatakować, a ja uciekłam. Biegłam co sił w nogach, nie miałam zamiaru się odwracać. Mogłabym się potknąć, a tego nie chciałam. Po kilku minutach zaczęłam strasznie dyszeć, nigdy tak szybko nie biegłam. Nie miałam zamiaru się zatrzymać, ona może być za mną, jak się zatrzymam, złapie mnie. Nie chciałam tego, nie po to uciekłam, by później zostać zabita. Przeskoczyłam najbliższą przeszkodę i wbiegłam do krzaków. Odsapnęłam i się położyłam. Patrzyłam na ścieżkę, którą wcześniej biegłam. Zauważyłam waderę przebiegającą obok mojej kryjówki. Gdy się upewniłam, że mnie nie zauważyła, odetchnęłam z ulgą i wyszłam z drugiej strony krzaków. Zobaczyłam niedużą polanę, była cisza i spokój. Poszłam na środek zmęczona i zasnęłam. Jak zwykle nic mi się nie śniło ciekawego. Ja, moja dawna wataha, tortury, ucieczka... Wszystko, co mi się przydarzyło. Nagle zapadł mrok, tunel, światło. Szłam w jego kierunku. Gdy doszłam, coś mnie oślepiło. Gdy odzyskałam wzrok, zobaczyłam kosmos, a w nim ja i jakaś wadera. Nie widziałam jej zbyt dobrze. Ruszyłam naprzód i sen się skończył. Otworzyłam szybko oczy, poczułam, że ktoś jest nie daleko. Powoli wstałam. Nie wiem czemu, ale gdy się tak nie bałam, wydawało mi się, że wilczyca przede mną, jest mi bliska.
*Asteria?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz