Od Amaltei do Asterii De La Coste

Szłam lasem, obserwując krzaki i drzewa. Bałam się, że zaraz ktoś wyskoczy z nich i mnie zaatakuję. Starałam się, jak najciszej stawiać kroki, ale nie zawsze mi to wychodziło. Czasami, przypadkiem wchodziłam na patyki, a one pękały. Wtedy moje serce zaczęło szybciej bić i coraz bardziej się bałam. Jeżeli moi wrogowie usłyszą mnie? Znajdą mnie i zabiją. Przeszedł mnie dreszcz po tych myślach. Poszłam dalej, wciąż się bojąc tego, co może się stać. Westchnęłam, myślałam, że ucieczka pomoże mi. Niestety wciąż boję się tak samo, wątpię, by coś to zmieniło. Coraz bardziej smutna, wskoczyłam na drzewo, schowałam się w liściach i położyłam. Może uda mi się zasnąć. Jeszcze chwilę myślałam o moich wrogach i zasnęłam, jednak nie na długo. Obudził mnie hałas i ból w plecach. Obudziłam się i jęknęłam z bólu. Okazało się, że gałąź, na której się położyłam, pękła, a ja spadłam, z dosyć dużej wysokości, prosto na ziemię. Obok mnie były krzaki, już wolałabym na nie spaść. Westchnęłam i z trudem wstałam. Z mojej łapy, leciała strużka krwi, jednak poszłam dalej. Nie miałam zamiaru się zwrócić o pomoc do uzdrowiciela. Mógłby zobaczyć moje blizny i ślady po biciu, a nie chciałam, żeby ktoś się dowiedział. Nagle usłyszałam kroki zza zakrętu. Przerażona stałam, sparaliżował mnie strach. Czekałam na najgorsze. Zamknęłam oczy, ale nic się nie stało. Usłyszałam jedynie głos jakiejś wadery. Skuliłam się. Nie poczułam bólu, znów usłyszałam głos, tym razem usłyszałam, co wilczyca mówiła:
- Wszystko dobrze?
Otworzyłam lekko oczy, by spojrzeć na wilka przede mną. Nie wyglądała jak wilki z mojej dawnej watahy, ale i tak wolę nie ryzykować. Zrobiłam wokół siebie iluzję, które przedstawiały mnie. Starałam się nie ruszać jak one, ale łapy mi drżały.

*Asteria?*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^