Od Xanaxa cd. Amber Ya Kale

Zmarszczyłem czoło. Dopiero z jej pytania mogłem wywnioskować co u mnie robi i dlaczego unosi głos. Nie miałem bladego pojęcia o żadnej komecie, a tym bardziej nie ruszałbym się z domu, żeby tylko zepsuć komuś przyjemność popatrzenia na nią. Owszem, gdybym nie miał niczego lepszego do robienia z pewnością usiadłbym przed jaskinią i wypatrywał obiektu, jednakże herbata sama by się nie zalała. Mój wzrok podążył za wychodzącą waderą. Jak na samicę na oko była średniego, przeciętnego wzrostu. Ode mnie jednak znacznie niższa. Gdy stanęła przede mną wypytując o zniszczenie komety musiała zadzierać głowę wysoko w górę, gdyż sięgała mi jedynie połowy szyi. Jej futro w cieniu mojej jaskini wyglądało na całkiem czarne lecz gdy podeszła bliżej światła zorientowałem się, że jest ono ciemnoszare z jasnymi znakami na łapach, ogonie i pysku. Jej uszy były nienaturalnie duże, ale nie to przykuło moją uwagę, lecz oczy. Wyglądały dokładnie jak odbicie galaktyki. To bardzo rzadki widok, czasem nawet czarujący, ale nie dla mnie. W pewnym momencie poczułem dziwne ściśnięcie w gardle. Jakby mój krawat sam ścisnął się na moim gardle po czym zaświecił kilka razy na zielono. Przełknąłem ślinę luzując go. Coś pchnęło mnie w stronę wyjścia jakby żądało podążenia za waderą. Nie zadawałem sobie zbędnych pytań. Po prostu poszedłem jej śladami. Długo jednak nie musiałem szukać, gdyż wadera wydawała się odejść w tym czasie jedynie 10 metrów od mojej jaskini. Z głową upuszczoną w dół i podświetlającym się medalionem na jej szyi szła przed siebie. Podbiegłem do niej, aby dotrzymać jej kroku. Wadera uniosła głowę i zmierzyła mnie ponurym, niezadowolonym spojrzeniem.

- Jeśli mi nie ufasz i sądzisz że jestem winny, dobrze. - mruknąłem patrząc przed siebie, nie zwracając uwagi że samica mnie obserwowała. - Ale przyznaj [...]

- Ufam ci. - przerwała mi. - Choć Cię absolutnie nie znam, ufam ci. Jesteś wyjątkowo przekonującym basiorem.

Uśmiechnąłem się, gdyż był to dla mnie dosyć niezły komplement. Gdy szedłem tuż obok wadery mój krawat był w pewnym sensie przyciągany do naszyjnika nieznajomej. Postanowiłem to zignorować, być może jej naszyjnik ma jakąś dziwną moc do przyciągania przedmiotów. Szliśmy przed siebie, nawet nie znając swoich imion. Nie znając celu drogi, ale po prostu szliśmy. Nie odpowiedziałem jej na ostatnie zdanie, gdyż nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji, także trochę mnie zmieszała. Było dosyć ciemno, a naszą drogę oświetlało blade światło księżyca przedzierające się przez drzewa.

- Mam na imię Xanax. - powiedziałem niepewnie, spoglądając na nią kątem oka. Wadera zauważyła to i uśmiechnęła się lekko na chwilę przymykając oczy.

- Amber Ya Kale. - przedstawiła się odwracając głowę w moją stronę, powodując, że ja również spojrzałem na nią. Jej puls był naturalnie spokojny. Nie wyczuwałem żadnego spięcia, była w pełni wyluzowana. A ja? Czułem się jakbym był zaczarowany. Pierwszy raz ktoś mi zaufał i to zadeklarował.

- Pozwól że będę się ograniczał do Amber, nie przepadam za długimi imionami. - powiedziałem przerywając ciszę.

- Zgodzę się, jeśli ja będę mogła skracać twoje imię do samiuśkiego X. - zaśmiała się cicho, lecz szybko z powrotem przybrała w miarę poważną minę.

- Stoi. - powiedziałem, rozglądając się. - Gdzie w ogóle idziemy? Znaczy...Gdzie zamierzałaś iść, dopóki się nie pojawiłem?

Amber zmarszczyła czoło zastanawiając się. Po krótkiej chwili westchnęła głęboko i odparła:

- Miałam zamiar iść na pewną skałę. Często tam chodzę, bo idealnie widać z niej cały wielki księżyc i wszystkie gwiazdy które nas obserwują.

Wygląda mi na marzycielkę.

- Nie jesteś towarzyskim typem, prawda? Widać po tobie. - powiedziałem. - Ja również nie przepadam za wielkimi tłumami i zbiorowiskami wilków. Wolę posiedzieć sam bądź z kimś z kim dobrze mi się rozmawia. Ale nie potrafię się integrować z większymi grupami. Jestem chyba bardziej antyspołeczny, niż mi się wydawało.

- Po co właściwie za mną pobiegłeś? Nie żebym miała nic przeciwko, tylko pytam z ciekawości. - w jej oczach pojawiła się mała iskierka. Nie wiem, co Amber sobie pomyślała, ale mnie po prostu przyciągnął krawat, który ciągnął za amuletem, który nosi na szyi. No i być może chęć porozmawiania z kimś ciekawym.

- Hmm, to dosyć dziwne bo mój krawat ciągnie. Od twojego pojawienia się jest przyciągany przez twój amulet. Chciałem sprawdzić o co chodzi i wygląda na to, że ten wisior ma jakąś specjalną moc. Poza tym chciałem z kimś porozmawiać, ostatnio nie potrafię zasnąć i przesiaduję całą noc pijąc herbatę. - powiedziałem spoglądając na nią z ukosa.

- Ciekawe. Gdy rozbiła się kometa mój medalion zaciągnął mnie do twojej jaskini. Ja również nie wiedziałam o co chodzi. Myślałam, że chce mi pomóc odnaleźć tego, kto zniszczył kometę, lecz myliłam się. - westchnęła. - Ja również nie sypiam za dobrze. Wychodzę na spacery i do rana przesiaduję na dworze po czym idę do pracy. Męczące.

- Racja. - machnąłem głową, przytakując. Moją uwagę zwrócił kamień, o którym mówiła wadera. Widać było z niego przepiękny widok, nie mogłem się nie skusić, aby tam usiąść. Gdy Amber szła przed siebie ja zwolniłem i skręciłem w lewo, aby przez chwilę pooglądać księżyc, który wydawał się nienaturalnie wielki z tego miejsca. Amber spojrzała na mnie i podeszła na skałę siadając obok.

- Pięknie, prawda? - powiedziała, a na jej pysku pojawił się uśmiech.

- Owszem, niesamowity widok. - wpatrywałem się w gwiazdy. W pewnym momencie nasze naszyjniki przyciągnęły się do siebie nawzajem i lewitowały w powietrzu. Mój krawat świecił na zielono, a jej amulet na srebrno. Uniosłem głowę w stronę wadery a nasze spojrzenia zetknęły się. W moich oczach pojawił się dziwny błysk. Patrzyliśmy na siebie przez kilka minut po czym uświadomiłem sobie, że czuję się niepewnie. Nie znałem dotąd uczucia jakie mi w tym momencie towarzyszyło. Z pewnością było dziwne i z pewnością miało ono coś wspólnego z faktem, że nasze amulety wręcz przylgnęły do siebie. Chwilę później wadera spojrzała w dół zmieszana, po czym energicznie oddzieliła nasze amulety od siebie. Wstała i ponownie nie ważyła się na mnie spojrzeć.

- Ja już muszę iść. - wypaliła. Jej łapy lekko drgały. Chciałem zapytać o co chodzi, lecz Amber zniknęła gdzieś w mroku. Wziąłem głęboki wdech wpatrując się w mój krawat, który zachowywał się już w miarę normalnie. Nie wiem co się dopiero wydarzyło. Ale miałem wrażenie że te dwa naszyjniki które mamy na naszych szyjach są w jakiś sposób pokrewne. To brzmi dziwnie, wiem. Ale tak może być. Nie będę wykluczał na razie żadnej opcji dopóki się czegoś nie dowiem.

******

Nazajutrz czekałem przed swoją jaskinią, aż złapię Amber kierującą się do pracy. Jednakże nie przechodziła obok przez dłuższy czas, a ja nie mogłem tyle zwlekać. Musiałem udać się na pole treningowe. Czekał mnie dziś duży wycisk. Najpierw muszę przytyć, a później zwiększyć masę mięśniową. Przewróciłem oczami już wyobrażając sobie mój czarujący wygląd po kilkumiesięcznym treningu. Szedłem przed siebie nawet nie zauważając tego, kto również idzie w moją stronę z opuszczoną głową. Obydwoje byliśmy wpatrzeni w ziemię i zdaliśmy sobie z tego sprawę dopiero w tedy, gdy się zderzyliśmy. Poczułem uderzenie o moją klatkę piersiową i otworzyłem oczy, aby sprawdzić co się stało. Byłem całkowicie zdziwiony i zmieszany widząc przed sobą zdezorientowaną Amber, która wciąż unikała mojego wzroku. Próbowała przejść bokiem jak gdyby nigdy nic, lecz ja naśladowałem ją nie dając jej możliwości przejścia dalej. W pewnym momencie odpuściła i spojrzała w górę, aby coś powiedzieć.

*Amber?*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^