Od Asterii De La Coste cd. Amaltea

Śledziłam dalej tą waderę, gdy nagle zniknęła gdzieś w krzakach. Zaczęłam biec dalej, aż trafiłam na polanę. Był to pusty obszar, na którym nie znajdowało się żadne drzewko. Księżyc pięknie oświetlał to miejsce. Nagle usłyszałam niepokojące wycie. Szybko schowałam się w krzaki. Dwóch basiorów wbiegło na polanę, schowało się za krzakami. Ewidentnie kogoś szukali. Za chwilę biała wadera również się tam pojawiła. Rzuciła się na ziemię z hukiem i zasnęła. Basiory szykowały się do ataku. Wtedy wkroczyłam ja. Z białą maską skoczyłam na kamień za waderą. Zaczęłam powarkiwać i emitować planetarne światło wokół mnie. Wiedzieli, że mają ostrą rywalkę do pokonania.
- Haha, cóż za odwaga. Takie jak ty nie powinny błąkać się same w środku nocy.
Poczułam się urażona i poirytowana. Zdjęłam maskę.
- Czyżby panowie coś sugerowali? - powiedziałam, podnosząc jedną brew do góry, przybierając lekko zdziwioną minę.
Basiory tylko popatrzyli się na siebie.
- Nie dość, że odważna, to jeszcze ładna - powiedział jeden z nich.
- Opuście watahę, teraz. - powiedziałam stanowczo.
Biała wadera zaczęła się budzić. Szybko skoczyłam do niej.
- Nie ruszaj się i podaj mi łapę - szepnęłam.
Wadera popatrzyła się tylko na mnie.
- Szybko ! - krzyknęłam.
Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Zebrał się silny wiatr, a od nas zaczęło emitować dziwne fioletowe światło. Nasze oczy zaczęły błyszczeć, a moce łączyć. Wadera gwałtownie wstała. Basiory szybko uciekły, bo wyczuły zagrożenie. A ja stałam oszołomiona, nie wiedząc, co właśnie wydarzyło się na moich oczach.


* Amaltea? *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^