Od Kilima Cha Kifo do Whiltierny

Spałem sobie smacznie, śniąc o tym jak gonie dosyć dużego, pulchnego królika. Niestety ktoś musiał mnie obudzić akurat, gdy miałem go złapać. Otworzyłem lekko oczy, by zobaczyć kto to zrobił. Nie był to żaden wilki, lecz mysz. Myśląc, że się nie obudzę, jadła sobie coś. Była odwrócona do mnie tyłem. Powoli wstałem, starając się, by nie usłyszała mnie. Niestety byłem zbyt blisko, by się to udało. Gryzoń od razu zaczął biec, a ja musiałem go gonić. Chciała tak się bawić, to proszę.
Gdy byłem wystarczająco blisko, skoczyłem i przygniotłem ją do ziemi. Zaczęła strasznie piszczeć. Gdy miałem ją zabić, zobaczyłem niedaleko inną myszkę. Wyglądała podobnie, ale była mniejsza. Wiedziałem, że to może być jej dziecko. Wróciły wspomnienia. Puściłem ją i spuściłem łeb. Przypomniała mi się moja mama. Gryzoń pisnął i pobiegł do swojego dziecka. Szepnąłem:
-Przepraszam...
Nie chcę, by to spotkało tego gryzonia. Odszedłem, nie mogłem tego zrobić. Westchnąłem, chciałbym znaleźć kogoś, kto by mnie pocieszył, kogoś takiego jak moja matka, ale chyba nie istnieje taka osoba. Nie wiem co zrobić. Podobno w watasze jest ktoś, kto zajmuję się takimi rzeczami. Miłością...
Postanowiłem, że może do niej pójdę.
~*~
Szedłem w stronę jaskini, która była. To chyba już 4, którą znalazłem. To musi być ta. Jak nie, to przestane szukać.
Gdy byłem przed wejściem, zapytałem:
-Jest tu ktoś?
-Tak. O co chodzi?- w wejściu pojawiła się wadera.
-Jesteś swatką?
-Tak.
-Pomożesz mi?- spojrzałem na nią błagająco, strasznie mi zależało na jej pomocy.

*Whiltierna?*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^