Jak to zawsze, postanowiłam późnym wieczorem przejść się do lasu. Wiedziałam, że nic mi nie grozi, ponieważ nasza wataha była odizolowana od wszelkiego plugastwa. Szybkim krokiem ruszyłam z jaskini w stronę lasu. Księżyc oświetlał opustoszałą, prostą drogę prowadzącą w głąb lasu. Usłyszałam za sobą trzask łamiących się gałęzi, więc szybko założyłam maskę i skoczyłam na drzewo. W ukryciu obserwowałam coś lub kogoś idącego za mną. Była to wysoka wadera o lśniącym, białym futrze, która ewidentnie przez kimś uciekała. Nieustannie oglądała się za siebie, niespokojnie oddychając. Wadera gwałtownie wskoczyła na drzewo. Usadowiła się i najwyraźniej poszła spać. Nie wiedziałam, kim jest, a przecież chwila obserwacji nikomu nie zaszkodzi. Prawdę mówiąc, sama już trochę przysypiałam, gdy z pięknej kołysanki lasu wybudziło mnie głośne łupnięcie. Gałąź złamała się pod ciężarem wadery. Zdjęłam maskę i szybko skoczyłam na ziemię. Usiadłam w krzakach. Wadera podniosła się i położyła się w krzaki.
- Nic ci nie jest ? - powiedziałam spokojnie gdyż nie chciałam wystraszyć młodej wadery.
Wadera nie odezwała się ani słowem. Podeszłam bliżej krzaków. Wyczułam dziwną energię, która była mi bardzo znajoma.
- Wszystko dobrze ? - rzuciłam waderze spokojne spojrzenie, a blask księżyca oświetlił moje złote ślepia.
Wadera rzuciła zaklęcie iluzji i obok mnie pojawiło się więcej wader. Szybko założyłam maskę. Wadera spojrzała na mnie wystraszonym wzrokiem. Szybko złamałam zaklęcie i podeszłam bliżej.
- Przed kim uciekasz ? - zapytałam z kamienną twarzą.
- Ja... ummm...
Ściągnęłam maskę, a wnet, gdy nasz wzrok się spotkał, poczułam, że ta wadera jest mi bardzo bliska.
- Skoro nie chcesz mówić, przed kim uciekasz, to chociaż się przedstaw.
*Amaltea?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz